Gdy rok temu Mateusz Morawiecki mamił Kaczyńskiego obietnicami, że załagodzi konflikt z Unią Europejską na tle deformy wymiaru sprawiedliwości, Ziobro od razu mówił, że przyjęcie zasady „pieniądze za praworządność” będzie prowadzić do zawieszenia unijnych funduszy dla Polski. Kaczyński uwierzył jednak swojemu pupilowi Morawieckiemu. Z punktu widzenia PiS był to ogromny błąd, bo oparta na rozdawnictwie koncepcja przedłużania władzy tej partii może się teraz posypać jak domek z kart. Jeśli Komisja Europejska wstrzyma wypłaty pieniędzy z Krajowego Funduszu Odbudowy dla Polski, a także inne fundusze, Kaczyński nie będzie miał co rozdawać, bo budżet państwa już świeci pustkami, a dług publiczny już w tej chwili jest rekordowy i sięga 1,4 biliona złotych. Morawiecki najchętniej dałby Unii tego, czego chce, czyli zawiesił na kołku deformę Ziobry i odwrócił najgorsze zmiany w sądownictwie. Jednak nie może tego zrobić, bo po wyrzuceniu z rządu Gowina PiS i Kaczyński stali się zakładnikami Ziobry. Bez jego głosów rząd straci większość w Sejmie i prezes będzie musiał ogłosić wcześniejsze wybory.
Nic dziwnego, że Ziobro chce jak najbardziej wykorzystać tę sytuację, by się politycznie wzmocnić. Jego marzeniem jest zastąpienie Kaczyńskiego w roli przywódcy Zjednoczonej Prawicy. To, co jeszcze pięć lat temu wydawało się mrzonką, za kilka lat może okazać się rzeczywistością. Jeśli Ziobrze uda się przejąć kontrolę nad całym wymiarem sprawiedliwości, będzie panem politycznego życia i śmierci na prawicy – przynajmniej dopóki PiS będzie rządzić. Gdy minister sprawiedliwości podporządkuje sobie sądy, od niego będzie zależało, kto w obozie Zjednoczonej Prawicy urośnie, a kto zostanie uwikłany w prokuratorskie zarzuty, skazany przez posłuszne sądy i wypchnięty z polityki. Ziobro ma precyzyjny plan, jak tego dokonać. Deforma wymiaru sprawiedliwości zaczęła się sypać, bo niepokorni sędziowie zaczęli podważać status neo-sędziów, nominowanych przez upolitycznioną nową Krajową Radę Sądownictwa. To zaczęło rozsadzać wymiar sprawiedliwości od środka, bo groziło podważaniem wyroków, wydanych przez neo-sędziów, co byłoby niebezpieczne dla obywateli. Procesy, w których orzekali nominaci Ziobry, trzeba by powtarzać, a to mogłoby skutkować zawałem całego systemu społecznego w Polsce. Dlatego Ziobro wymyślił, że kolejnym etapem deformy będzie spłaszczenie struktury sądów – likwidacja sądów apelacyjnych i utworzenie sądów regionalnych, których sądy rejonowe będą oddziałami. To wymusi weryfikację wszystkich sędziów przez neo-KRS. Część najbardziej niepokornych sędziów zostanie pewnie odesłana w stan spoczynku, a ci, którzy przejdą przez sito neo-KRS, nie będą mogli już podważać statusu innych sędziów, bo sami zostaną wybrani przez upolitycznioną nową Krajową Radę Sądownictwa. W ten sposób Ziobro pozbędzie się kluczowego problemu kwestionowania statusu sędziów, co dziś rozsadza jego deformę.
Jeśli Jarosław Kaczyński zgodzi się na drugi etap zmian w wymiarze sprawiedliwości, podpisze na siebie wyrok. Gdy Ziobro przejmie już całkowitą kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości, jego pierwszą ofiarą będzie prezes PiS. Dla Ziobry władza nad sądami jest tylko środkiem do celu, a celem jest przejęcie władzy na prawicy. Już dziś Ziobro jako prokurator generalny ma wgląd w najciemniejsze sprawki kolegów z obozu Zjednoczonej Prawicy, w tym w całe śledztwo dotyczące budowy tzw. dwóch wież przez należącą do PiS spółkę Srebrna. Przypomnijmy, że Kaczyński nie został nawet przesłuchany w tym śledztwie. Ziobro może politycznie rozgrywać nie tylko tę sprawę, ale także inne – dotyczące jego kolegów z obozu Zjednoczonej Prawicy, m.in. premiera Morawieckiego, którego operacjami z czasów, gdy był prezesem banku BZ WBK, także zajmowała się prokuratura. Gdy Ziobro przejmie kontrolę nad sądami, będzie nie do zatrzymania. Być może Kaczyński już dziś jest za słaby, żeby go zatrzymać.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS