- Do grudnia na większości autostrad podstawą do naliczenia opłat będzie bilet autostradowy.
- Motocykliście łatwo taki bilet zgubić lub zniszczyć – szczególnie w czasie deszczu.
- Kary za brak biletu nie są dotkliwe, ale lepiej się zabezpieczyć, niż płacić.
Doskonale zdajemy sobie sprawę, że podróżowanie motocykle po autostradzie to żadna przyjemność. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że bywają sytuacje, kiedy marzymy tylko o ciepłym łóżku, zimnym piwie i odpoczynku – wtedy możliwość szybkiego transferu wydaje się nieoceniona.
W Polsce wciąż obowiązuje archaiczny system opłat pobieranych na bramkach. Zgodnie z zapowiedzią Krajowej Administracji Skarbowej, od 1 grudnia za przejazd autostradami zarządzanymi przez GDDKiA płacić będziemy przy pomocy specjalnej aplikacji z geolokacją. Niestety – taka forma płatności nie będzie dotyczyć odcinków koncesyjnych, czyli A2 Autostrady Wielkopolskiej z Konina do Świecka i A4 z Katowic do Krakowa. Tam bramki pozostaną, zapewne na długo.
Kierowcy samochodów mogą na części odcinków autostradowych skorzystać z automatycznych płatności na bazie videotollingu – system identyfikuje pojazd na podstawie przedniej tablicy rejestracyjnej i nalicza opłatę. Niestety, z takiej opcji nie mogą z wiadomych powodów skorzystać motocykliści. Nam pozostaje niestety płatność w okienku. W przypadku koncesyjnej autostrady A4 z Katowic do Krakowa, opłatę wnosi się na każdym punkcie poboru, więc problemu z biletem nie ma. Na innych odcinkach trzeba pobrać bilet na wjeździe i oddać go przy wyjeździe. Na jego podstawie naliczana jest opłata.
Zgubiony/zniszczony bilet – co robić?
I tutaj zaczynają się schody. O ile kierowcy samochodów mogą niewielki kartonik bez problemu schować w bezpiecznym miejscu – choćby w osłonie przeciwsłonecznej lub w jednym z licznych schowków, o tyle motocyklista może mieć z tym nie lada problem. Nie raz zdarzyło mi się gimnastykować, próbując upchnąć bilet w jednej z kieszeni, tylko po to, by przy wyjeździe okazało się, że jest pognieciony w stopniu ledwo umożliwiającym odczyt danych.
Jeszcze gorzej jest w czasie deszczu – aby w miarę dobrze zabezpieczyć ten ważny kawałek papieru, najlepiej zdjąć rękawice – przemoczonymi można go łatwo podrzeć. To z kolei zajmuje sporo czasu, a nie każdemu z nas chce się cackać z biletem autostradowym przez kilka minut mając za plecami kolejkę zniecierpliwionych kierowców.
W efekcie może się zdarzyć, że bilet, schowany byle jak i byle gdzie, wyfrunie podczas jazdy albo rozmoknie na tyle, że ustalenie zawartych na nim danych będzie niemożliwe. Czasem zdarzy się, że bezwiednie wyrzucimy go na postoju razem ze śmieciami z kieszeni. Co wtedy? Regulamin każdej autostrady mówi jasno – jeśli nie masz biletu, płacisz za przejazd całego płatnego odcinka, nawet jeśli pokonałeś tylko 20 km. Powód jest prosty – kasjer jest w stanie ustalić faktyczną wysokość opłaty tylko na podstawie biletu. Zarządca Autostrady Wielkopolskiej wspomina nawet o “możliwej opłacie dodatkowej”.
Jak zabezpieczyć bilet przed zgubieniem
Radzę uważać na specjalne kieszonki umieszczane na lewym rękawie. W teorii to świetne rozwiązanie i wymarzone miejsce na kartę kredytową, czy właśnie bilet autostradowy. W praktyce kieszeń taka musiałaby być jednak wodoodporna, a niestety w większości kurtek nie jest. Wygodnie jest także schować bilet do tankbaga, ale tutaj też warto pamiętać, że nie każdy z nich jest wodoodporny.
Niezłym patentem jest schowanie biletu do rękawicy, po zewnętrznej stronie dłoni. Zadziała to jednak tylko wtedy, gdy masz sprawnie działającą membranę. Jeśli nie masz problemu ze świadomością, że za plecami czeka na ciebie kolejka kierowców, schowaj bilet do jednej z wodoodpornych kieszeni.
Przeczytaj także: przybędzie prawie 1000 km autostrad
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS