Allison Scott i jej chłopak Freddie Valdiva postanowili wybrać się na wycieczkę w góry San Bernardino, położone na północny wschód od Los Angeles. Rozbili namiot pomiędzy Big Bear Lake i Angelus Oaks. Gdy wybrali się na wędrówkę, nagle usłyszeli krzyki i zauważyli mężczyznę, który machał do nich butelką wody na patyku. Gdy po półgodzinnym marszu Allison i Freddiemu udało się dotrzeć do mężczyzny, ten wyznał, że w górach koczuje od dwóch tygodni.
– Nie mógł chodzić. Jego stopy były spuchnięte od chodzenia i prawdopodobnie od zimna – relacjonowała kobieta w rozmowie z ABC 7. – Kiedy go znaleźliśmy, powiedział: “To cud” – dodała.
Allison zadzwoniła po pomoc i w ciągu 15 minut na miejsce przyleciał helikopter ratunkowy.
Myślał, że nikt go nie znajdzie
W ciągu dwóch tygodni mężczyzna zbudował mały domek. Miał nadzieję, że ktoś go zauważy, ale nadzieja wraz z upływem kolejnych dni topniała. – Kilka dni przed naszym pojawieniem się, stracił nadzieję – opowiadała w mediach kobieta.
Turysta nie ma telefonu komórkowego
Pechowiec pochodzi z Oceanside, miejscowości, która leży w połowie drogi między Los Angeles i San Diego. Przyjechał taksówką i następnie samotnie wyruszył na szlak w pobliżu Big Bear Lake i niestety zgubił się. Przez dwa tygodnie pił wodę ze strumienia, a jedynym jego pożywieniem było pół słoika salsy.
Okazało się, że turysta nie ma telefonu komórkowego. Przekazał więc Allison i jej chłopakowi numer swojego telefonu stacjonarnego. W podziękowaniu za uratowanie życia zaprosił parę na kolację.
Mężczyzna trafił do szpitala. Okazało się, że odniósł niewielkie obrażenia.
Źródło: ABC 7
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS