A A+ A++

Uczestnikiem opisywanych wydarzeń była między innymi polska 19. Dywizja Piechoty walcząca w składzie Północnego Zgrupowania Armii „Prusy”, której oddziały zasiliły w drugim tygodniu wojny zgrupowanie ppłk. dypl. Jana Kruka-Śmigli. Szczególnie przydatne w tej materii okazują się relacje mjr. Henryka Spaltensteina – dowódcy IV dywizjonu 19. Pułku Artylerii Lekkiej, mjr. Jerzego Maciejowskiego – dowódcy II batalionu 85. Pułku Strzelców Wileńskich oraz samego ppłk. Kruka-Śmigli, ale także innych oficerów tego ugrupowania.

Większość oddziałów 19. DP osiągnęła wschodni brzeg rzeki Pilicy 7 września 1939 r. Nasi żołnierze znaleźli się tym samym już na terenie regionu opoczyńskiego. Szybko dostrzeżono tutaj ślady walki i odwrotu polskich oddziałów. Nie napotkano natomiast na przeciwnika. Niezwykle kłopotliwy okazał się brak łączności z dowództwem i innymi jednostkami Wojska Polskiego. Po przejściu Pilicy dowódca 77. Pułku Piechoty ppłk. dypl. August Wiktor Nowosielski rozesłał patrole oraz osobiście samochodem usiłował nawiązać łączność z jakimkolwiek oddziałem własnych wojsk. Niestety nie przyniosło to żadnego rezultatu.

Tymczasem kolumna pułkowa 77. PP prowadzona przez ppłk. Stanisława Konstantego Gąsiorka wyruszyła na wschód marszem lizjerą lasów w rejonie miejscowości Błogie a następnie przez Zajączków, Unewel i Olszewice w kierunku szosy Opoczno-Inowłódz. W jej skład wszedł także I batalion 86. Pułku Piechoty oraz IV dywizjon 19. Pułku Artylerii Lekkiej. W tej okolicy żołnierze mieli oczekiwać na dalsze rozkazy. Czoło kolumny miejsce docelowe osiągnęło o godzinie 2:00 już 8 września a ppłk. Gąsiorek oczekiwał na dowódcę pułku jeszcze przez półtorej godziny.

Okazało się, że ppłk. Nowosielski około godziny 16:00 właśnie 7 września wyjechał samochodem do Opoczna i najprawdopodobniej natknął się w mieście na niemieckie czołgi. Sytuacja była o tyle niebezpieczna, że dowódca miał przy sobie w samochodzie sztandar pułkowy i szyfr operacyjny. Na szczęście szybko udało mu się wyjść cało z tej opresji. Odtąd jednak stracił łączność z macierzystym pułkiem a jego obowiązki przejął dotychczasowy zastępca ppłk. Stanisław Gąsiorek. 

Podczas przemarszów dokuczliwe i bardzo niebezpieczne okazały się liczne działania dywersyjne, głównie ze strony mieszkających w okolicy kolonistów niemieckich. Często napotykano na poprzestawiane drogowskazy, złą sygnalizację czy ostrzeliwanie kolumn marszowych od tyłu bądź z drzew. Dywersantów starano się likwidować na miejscu.

Żołnierze zatrzymali się na postój w kompleksie leśnym w rejonie Antoniowa i Kraśnicy. Dotarła do nich wówczas informacja, że pobliskie Opoczno zostało zajęte przez Niemców w południe 7 września.

W lesie pod Antoniowem zgrupowanie dowódcy 77. Pułku Piechoty zetknęło się z II batalionem 85. Pułku Strzelców Wileńskich mjr. Jerzego Maciejowskiego, który jeszcze niedawno poruszał się bardzo zbliżoną marszrutą, jednak bez wzajemnego kontaktu. Przy nim znalazł się również dowódca 85. Pułku Strzelców Wileńskich ppłk. dypl. Jan Kruk-Śmigla.

8 września w godzinach popołudniowych w niewielkiej gajówce Antoniów miała miejsce odprawa, podczas której ppłk. Gąsiorek podporządkował się wraz ze swoim 77. Pułkiem Piechoty ppłk. Krukowi-Śmigli. Zawiązane w ten sposób zgrupowanie stanowiło niebagatelną siłę, posiadało wówczas praktycznie cały 77. Pułk Piechoty, II batalion 85. Pułku Strzelców Wileńskich pod dowództwem mjr. Jerzego Maciejowskiego, I batalion 86. Pułku Piechoty pod dowództwem mjr. Czesława Skiminy oraz IV dywizjon 19. Pułku Artylerii Lekkiej pod dowództwem mjr. Henryka Spaltensteina. Łącznie było to więc pięć batalionów piechoty i dywizjon artylerii plus pododdziały pułkowe – około 7000 żołnierzy, 16 armat kalibru 75 mm, 14 działek przeciwpancernych kalibru 37 mm oraz około 1000 koni. Co bardzo ważne, Niemcy nie zdawali sobie sprawy z obecności na ich tyłach tak silnego zgrupowania Wojska Polskiego. Dało to naszym żołnierzom czas na niezbędny odpoczynek i przynajmniej częściową regenerację.

Dowódca zgrupowania ppłk. Jan Kruk-Śmigla zdając sobie sprawę, że jest otoczony przez Niemców z trzech stron – od północy, wschodu i południa, zaproponował dwie koncepcje dalszego działania. Pierwsza to marsz na zachód w celu połączenia się z oddziałami polskimi walczącymi w rejonie Łodzi. Druga natomiast miała polegać na pozostaniu na tyłach nieprzyjaciela i zadawaniu mu jak największych strat, głównie poprzez niszczenie linii zaopatrzeniowych. Druga koncepcja wiązała się z nadzieją na szybkie kontrnatarcie Armii Polskiej znad Wisły. Ostatecznie ustalono, że najbardziej rozsądna będzie druga wersja. W związku z tym zdecydowano o przemieszczeniu zgrupowania nieco na północny-wschód, w rejon gajówki Giełzów i Dęba.

Wojsku mocno dawała się we znaki trudna sytuacja aprowizacyjna. Już wcześniej zgrupowanie utraciło swoje tabory oraz tak ważne kuchnie polowe. W dywizjonie artylerii dla przykładu znajdowała się tylko jedna kuchnia polowa, która wobec braku innych zmuszona była gotować praktycznie bez przerwy. Sytuacja poprawiła się nieco po znalezieniu porzuconej polskiej kuchni w rozbitym taborze 29. Dywizji Piechoty w rejonie gajówki Giełzów.

W kompleksie leśnym wokół gajówki Giełzów zgrupowanie ppłk. Kruka-Śmigli zasilił jeszcze tabor Wileńskiej Brygady Kawalerii. Jego dowódca miał przy sobie kasę Brygady w kwocie 200.000 zł i na rozkaz dowódcy zgrupowania wypłacił po 20.000 zł na batalion/dywizjon z przeznaczeniem na zakup żywności dla wojska i koni. Żołnierzom wypłacono także dodatek polowy za 10 dni. Zaopatrzenie odbywało się odtąd przy pomocy oddziałów rekwizycyjnych. Artykuły żywnościowe oraz siano kupowano u właścicieli drobnych polskich gospodarstw, płacąc za nie gotówką. Właścicielom majątków oraz niemieckim kolonistom wydawano natomiast kwity rekwizycyjne. Chleb wypiekano w okolicznych wsiach dzięki życzliwej pomocy ludności. Według zachowanych relacji nie brakowało natomiast mięsa. Bydło i świnie chętnie sprzedawali rolnicy a dużo porzuconych przez ewakuujących się gospodarzy zwierząt znajdowało się też w lasach.

Rejon stacjonowania zgrupowania był osłaniany siłami własnymi – od strony Opoczna 77. PP a z kierunku Inowłodza II batalionu 85. PSW i I batalionu 86. PP. Wystawiano posterunki obserwacyjne i czaty. Żołnierze wykonywali także przeszkody terenowe ze zwalonych drzew.

Zgodnie z rozkazem ppłk. Jana Kruka-Śmigli zgrupowanie za dnia miało dokonywać rozpoznania terenu przy użyciu niewielkich patroli w celu ustalenia miejsc rozlokowania nieprzyjaciela. Nocą zaś planowano wykonywać ataki i zasadzki na Niemców. Przeszkodą w skutecznym działaniu był jednak brak szybkich środków rozpoznawczych. W rezultacie polscy żołnierze mocno dali się we znaki Niemcom i dobitnie zaznaczyli ciągłą obecność Wojska Polskiego na Ziemi Opoczyńskiej. Do najważniejszych akcji zgrupowania należy niewątpliwie likwidacja niemieckiego generała Wilhelma Roettiga oraz wypad na lotnisko pod Rzeczycą.

W okolicach Dęborzeczki 10 września 1939 r. polska czujka wystawiona z żołnierzy I batalionu 77. Pułku Piechoty, dowodzona przez kpr. pchor. Władysława Dawgierta, natknęła się na jadącą szosą Opoczno-Inowłódz niemiecką limuzynę. W wyniku dobrze znanej i udokumentowanej potyczki zlikwidowany został niemiecki generał major policji porządkowej i SS-Oberführer Wilhelm Roettig. Był to pierwszy niemiecki generał, który zginął podczas II wojny światowej. Na miejscu, raniony w serce, poległ także kpr. pchor. Dawgiert, pochowany później na cmentarzu parafialnym w Kraśnicy. Przy zabitym generale znaleziono istotne z operacyjnego punktu widzenia dokumenty oraz mapę, na której zaznaczone były planowane kierunki działania niemieckich wojsk. Mapę wraz z meldunkiem ppłk. Gąsiorek wysłał pieszym gońcem w cywilnym ubraniu do Radomia (według innej relacji do Warszawy) w celu przekazania jej do wyższego dowództwa.

Tak relacjonował te wydarzenia ppor. Józef Raubo – dowódca plutonu CKM w 77. Pułku Piechoty (relacja spisana 31 stycznia 1940 r. w Paryżu):

Gdy byłem przy placówce nr 2 od strony Opoczna zbliżało się auto osobowe. Żołnierze pojedynczo zaczęli strzelać. Auto się zatrzymało. Z auta wyskoczyło dwóch żołnierzy i otworzyli ogień z RKM. Strzelcy zaczęli się wycofywać. Zacząłem powstrzymywać. CKM otworzył ogień. Auto się zapaliło. Jeden z Niemców leżących przy RKM-ie rowem zaczął się wycofywać i uciekł. Gdy dopadłem ze strzelcami do auta, kazałem zasypywać piaskiem lecz to okazało się niepotrzebnym i bezcelowym. W aucie spaliły się dwa trupy. W rowie leżał zabity generał żandarmerii. Ranę miał z prawej strony w głowę obok oka. Kazałem pchor. Gałązowskiemu zrobić nosze i odnieść ciało do krzaków do placówki. Dokumenty i wszelkie inne dowody wysłano do majora Włodygi Władysława. Ciało poległego podchorążego Sz. [Dawgiert] kazałem nieść w stronę miejsca postoju batalionu.

Po 20-30 minutach od strony Opoczna zauważono auto ciężarowe. Krótka seria z CKM-u zatrzymała auto. W dalszym ciągu strzelano w skrzynię. Szofer zdążył wyskoczyć i rowem wycofać się. Siedzący obok niego Niemiec wyskoczył również lecz trafiony padł w rowie. Przybiegłem do auta z podchorążym Grabowskim R. W aucie leżało siedmiu zabitych. Dokonałem szczegółowej rewizji zabitych i auta. Karabiny, bagnety, ładownice oddałem dla pułkownika. Inne rzeczy i mapy oddałem dla kapitana Gnatowskiego Leona.

W kolejnym, tym razem nocnym ataku z 10 na 11 września żołnierzom ppłk. Kruka-Śmigli udało się zniszczyć niemiecką kolumnę zaopatrzeniową złożoną z około 20 pojazdów i kilkudziesięciu żołnierzy. Dokonała tego 4. kompania 85. Pułku Strzelców Wileńskich. Ppor. Alfons Jezierski dowódca I plutonu 3. kompanii tego samego pułku wspomina także o „wypadzie na niemieckie czołgi do Opoczna” 11 września 1939 r., który nie przyniósł jednak większych rezultatów.

Atak na lotnisko pod Rzeczycą przeprowadziła natomiast 6. kompania II batalionu 85. Pułku Strzelców Wileńskich pod dowództwem kpt. Bolesława Dziewulskiego. Rozlokowanych było tam około 25-30 samolotów nieprzyjaciela. Wypad pomimo dobrego przygotowania nie osiągnął jednak oczekiwanych rezultatów. Kiedy oficerowie obezwładnili niemieckie czujki i rzucili pierwsze granaty celem zniszczenia samolotów, pozostali żołnierze przestraszyli się własnych eksplozji i zbiegli. Udało się uszkodzić jedynie dwa samoloty.

Patrole wywiadowcze zgrupowania ppłk. Jana Kruka-Śmigli operowały w terenie na rowerach i w ubraniach cywilnych. W Opocznie ujawniono także stacjonowanie dość licznej kolumny samochodów ciężarowych. Pomysł obłożenia tej kolumny ogniem artyleryjskim nie został jednak zaaprobowany przez dowódcę ppłk. Kruka-Śmiglę. Groziłoby to zdradzeniem własnych pozycji i ściągnięciem na siebie atak lotnictwa oraz broni pancernej wroga.

Po tych działaniach zgrupowanie Wojska Polskiego pod dowództwem ppłk. Jana Kruka-Śmigli przeszło nieco dalej na wschód, do kompleksu leśnego Brudzewice. Dowódca postanowił przebijać się w kierunku Wisły w celu dołączenia do własnych oddziałów już na prawym brzegu rzeki. Grupa miała posuwać się terenem pomiędzy Pilicą a linią Opoczno-Radom-Dęblin. W dalszą drogę wyruszono w dwóch kolumnach: 

– północnej w sile II batalionu 85. Pułku Strzelców Wileńskich, I batalionu 86. Pułku Piechoty oraz taboru Wileńskiej Brygady Kawalerii, pod dowództwem ppłk. Jana Kruka-Śmigli;

– południowej w sile 77. Pułku Piechoty, IV dywizjonu 19. Pułku Artylerii Lekkiej, pod dowództwem ppłk. Stanisława Gąsiorka. 

W dniach 12-13 września 1939 r. z regionu opoczyńskiego, razem ze zgrupowaniem ppłk. Kruka-Śmigli, wycofały się już ostatnie zorganizowane oddziały Wojska Polskiego. Rozpoczął się blisko sześcioletni okres niemieckiej okupacji…

Wiktor Pietrzyk – Muzeum Regionalne w Opocznie

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułUroczystość 85. rocznicy obrony Rzeszowa
Następny artykułPartnerstwo przepustką do innowacji