A A+ A++

Do skrótu z pierwszej połowy można było podłożyć muzykę z Benny’ego Hilla, a o reżyserię podejrzewać Monty Pythona. Ale to był tylko kolejny występ Lecha Poznań, który w meczu z Legią Warszawa przekroczył kolejną granicę: już nawet nie potrzebował rywala, by przegrać. Pierwszego samobója strzelił Miha Blazić, drugiego Bartosz Salamon. Obaj uderzali tak, że bramkarz nie miał szans. Salamon trafił niemal w okienko. I to kolanem. Ibrahimović by się nie powstydził. 

Zobacz wideo Dziewczyny z Legii: Chłopcy lekceważą, robią sobie żarty. Ale charakter mamy mocniejszy

To dużo nawet jak na lechowe standardy. Drużynie Mariusza Rumaka znacznie trudniej trafiało się we właściwą bramkę – tylko raz, w końcówce meczu, udało się to Joelowi Pereirze. Porażka 1:2 ostatecznie pozbawiła ją szans na zdobycie mistrzostwa i zepchnęła na piąte miejsce, czyli poza strefę pucharową. Pokazała też rozkład zespołu, który zaczynał sezon jako zdecydowany faworyt do zajęcia pierwszego miejsca.

“Wstyd” i “zakład utylizacji marzeń”

Jakże trafna była oprawa kibiców pokazana jeszcze przed meczem. Gdy piłkarze wyszli na boisko i ustawiali się w rzędzie, za ich plecami pojawiła się gigantyczna mozaika: “WSTYD”. Pasowała i do Lecha, i do Legii. Wydawało się, że licytacja, kto ma gorzej, kto czuje większe rozczarowanie i w czyim klubie panuje większy bałagan, może trwać bez końca. I że będzie to jeden z bardziej symbolicznych meczów sezonu, w którym faworyci wiecznie zawodzą, w stronę mistrzostwa się człapie, a bardziej niż na własnych zwycięstwach polega się na porażkach rywali.

Spotkały się przecież zespoły z największym potencjałem, trwonionym jednak przez złe zarządzanie. Mają największe budżety, największą liczbę kibiców, doskonałe warunki do treningów, a i tak w niedzielę grały już tylko o zbliżenie się do kwalifikacji europejskich pucharów i uniknięcie absolutnej katastrofy. Oba kluby znalazły się na zakrętach – zmieniały w ostatnich miesiącach trenerów, Lech za chwilę zmieni go znowu, a Legia najpewniej pożegna się z najlepszym piłkarzem – Josue. Problem goni problem. Kibice Lecha o niepowodzenia obwiniają wszystkich po kolei: od prezesa Piotra Rutkowskiego, przez dyrektora sportowego Tomasza Rząsę, po trenera Mariusza Rumaka i samych piłkarzy. Na jednym z transparentów określili ich “zakładem utylizacji marzeń”. Z kolei w Legii do wyjścia zapraszali w ostatnich tygodniach właściciela Dariusza Mioduskiego i dyrektora sportowego Jacka Zielińskiego. Wystarczyło spojrzeć, kto siedział na ławkach rezerwowych, by samemu wyciągnąć wnioski, jak zbudowane zostały kadry dwóch czołowych polskich zespołów. 

Lech Poznań: Bednarek, Andersson, Gurgul, Dziuba, Tomaszewski, Kwekweskiri, Czerwiński, Ba Loua

Legia Warszawa: Hładun, Zyba, Dias, Ziółkowski, Morishita, Rejczyk, Adkonis, Urbański, Szczepaniak. 

Symboliczna scena. Piłkarz Lecha Poznań był wściekły 

“Derby sytych kotów” – jak kpili kibice – pokazały jednak, że gorzej jest dziś w Lechu Poznań. Nie tylko z powodu porażki 1:2. Po piłkarzach Legii przynajmniej było widać wiarę w zwycięstwo, a w ich grze dało się dostrzec plan – choćby w dośrodkowaniach na dalszy słupek, które doprowadziły do zdobycia bramek. – To dla nas najważniejszy mecz sezonu. Jeśli ktoś jest z Lechem od wielu lat, to wie, że domowe spotkanie ligowe z Legią jest najistotniejsze dla wszystkich – zapowiadał Mariusz Rumak.

Ale po jego piłkarzach kompletnie nie było tego widać. Znamienna była scena uchwycona przez operatora “Canal+”, gdy z boiska zszedł Kristoffer Velde. Był wściekły – kopnął butelkę z wodą, przeklinał pod nosem, a wreszcie głośno krzyknął do pracownika telewizji, żeby ten “odpier****ł się”. Emocje można zrozumieć. Ale trudno wyjaśnić, dlaczego pojawiły się dopiero po zejściu z boiska. Wcześniej, przez przeszło godzinę, pozostawał bierny i ślamazarny.

U jego kolegów też nie było widać większych emocji po kolejnych niepowodzeniach. Legia najpierw ostrzegała: w 6. minucie gol Pawła Wszołka nie został uznany, bo po interwencji VAR Szymon Marciniak dostrzegł faul we wcześniejszej fazie akcji. Reakcja? Brak. W 14. minucie Josue nie wykorzystał rzutu karnego. Bramkarz dał Lechowi kolejną szansę. Reakcja? Brak. Już minutę później Blazić strzelił gola samobójczego. Reakcja? Brak. Tuż przed przerwą Salamon podwyższył prowadzenie Legii. Reakcja? Brak. Druga połowa długo pozostawała kontynuacją pierwszej. Dopiero w ostatnim kwadransie Lech zepchnął Legię do defensywy, a Joao Pereira błysnął pięknym strzałem sprzed pola karnego. Ale za ciosem i tak nie udało się pójść.

Stwierdzenie, że był to gol honorowy, byłoby nadużyciem. 1:2 to i tak najniższy wymiar kary.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMOONLIT: Rejestracja akcji serii G w KDPW Moonlit Spółka Akcyjna (PLMNLIT00022)
Następny artykułBiała sukienka w śnie. Sprawdź, czy ktoś podważa twoją wiarygodność