A A+ A++

Nie mistrz Polski Raków Częstochowa, nie wicemistrz Legia Warszawa, a Piast Gliwice był najlepszym zespołem wiosną w ekstraklasie. Pod wodzą Aleksandara Vukovicia, który przejął zespół w końcówce rundy jesiennej po Waldemarze Fornaliku, w 2023 roku Piast zdobył aż 37 punktów w 17 meczach.

W rozmowie ze Sport.pl Vuković opowiada o tym, jak zmieniło się postrzeganie jego osoby i jak sam podchodził do negatywnych komentarzy na swój temat, a także o wielkiej wiosennej metamorfozie swojej drużyny, która ze strefy spadkowej wydostała się aż na piąte miejsce w tabeli ekstraklasy.

Zobacz wideo
Fernando Santos wezwany na dywanik. Specjalne spotkanie w PZPN

Jakub Seweryn: Czuje pan po tej rundzie, że udowodnił coś wszystkim niedowiarkom?

Aleksandar Vuković: Nie jest to dla mnie pierwsza myśl. Na pewno jest satysfakcja, ale bardziej z tego, co osiągnęliśmy jako zespół, bo byliśmy na koniec roku w naprawdę trudnym położeniu. Oczywiście, nie będę udawał, że pewne komentarze do mnie nie trafiają, ale prawda jest taka, że najważniejsze jest dla mnie to, co mamy wewnątrz klubu, wewnątrz drużyny. Tu możemy mieć satysfakcję, że wyszliśmy obronną ręką z dużych opresji. To cieszy najbardziej. Ale tak, widzę, że wiele osób patrzy na mnie inaczej, z większym przekonaniem do pracy, którą wykonuję.

Czuł się pan niedocenianym po pracy w Legii Warszawa?

– Czy niedoceniany… Robiłem i robię swoje, z pełną wiarą we własne umiejętności, ale też z pokorą, bo wiem, że ta runda mogła być dla mnie o wiele gorsza i wówczas nie zmieniłbym tego postrzegania mojego warsztatu.

To taki zawód, że czasami ma się wrażenie, że niektóre osoby tylko czekają na twoje potknięcie, by powiedzieć: „A nie mówiłem?”. Wiem, że ten gorszy moment również mi może się w końcu przytrafić i  wynik sportowy nie będzie tak dobry. Dlatego nie mogę się mocno przejmować tym wszystkim, co się dzieje dookoła, bo można by było zwariować, ale też uczciwie przyznaję, że nie da się tak zupełnie obojętnie obok tego przejść.

Czyli po prostu wiedział pan, że jest pan dobrym trenerem? Dobrze rozumiem?

– Tak. Ja w to wierzę i mam prawo w to wierzyć. Daleko mi do bycia aroganckim, jednak myślę, że lepiej wiem, co potrafię, niż wszyscy ci, co oceniają mnie, zupełnie mnie nie znając. Choćby na podstawie jednego czy drugiego okrzyku przy linii bocznej.

Trener Krakowian Michał Probierz podczas meczu Cracovia - Pogon Szczecin. Kraków, 25 października 2019

A nie było łatwo o udowodnienie tego, bo w Piaście wchodził pan w bardzo niewygodne buty po Waldemarze Fornaliku, który z tym klubem wywalczył mistrzostwo Polski.

– Właśnie z tego bierze się duża część mojej satysfakcji. Jest wiele przypadków, gdy zastąpienie tak zasłużonego dla klubu trenera jest zadaniem zbyt trudnym dla jego następcy. To było dla mnie prawdziwe wyzwanie, które miało pokazać, czy jestem dobry, czy nie. Musiałem przekonać tę grupę ludzi, aby pracowała dalej na sukces klubu już pod wodzą kogo innego, a to nie takie proste.

Co trzeba było zmienić w tej drużynie, żeby doszło do tak drastycznej przemiany względem jesieni?

– Można wiele wymieniać, ale przede wszystkim trzeba było przywrócić wiarę zespołu we własne możliwości i kolegów obok. Wiarę w to, że możemy wygrywać, bo po 14 kolejkach mieliśmy zaledwie 12 punktów i wówczas to normalne, że z tą wiarą jest problem. Ale żeby zacząć wygrywać, trzeba być dobrze przygotowanym, zorganizowanym na boisku, mieć odpowiednie automatyzmy i pomysł, nad którym się pracuje dzień w dzień na treningach. Trzeba było się tego konsekwentnie trzymać, być wytrwałym w dążeniu do naszego celu.

Mieliśmy o tyle szczęście, że po trzech meczach przyszła długa przerwa zimowa, w której mogliśmy się dobrze przygotować do kolejnej rundy. Tak zrobiliśmy, ciężko pracowaliśmy, a potem byliśmy konsekwentni i wytrwali, bo przecież nie od razu wszystko zaczęło się układać. Najpierw pechowo zremisowaliśmy z Jagiellonią, a w kolejnych trzech kolejkach mieliśmy mecze z Rakowem i Legią, a także wyjazd do Zagłębia. Łącznie w pierwszych czterech kolejkach zdobyliśmy tylko cztery punkty, ale od początku było widać, że idziemy w dobrym kierunku, nawet w tych przegranych meczach z Rakowem i Legią. Sami widzieliśmy, że gramy dużo solidniej i lepiej. Dzięki temu nie było w naszych szeregach nerwowości czy niepewności. Sam czułem, że najważniejsze jest to, by utrzymać naszą konsekwencję i wytrwałość. To się potwierdziło, wytrzymaliśmy ten trudny początek, a porażka z Legią była naszą ostatnią już do końca sezonu. Nie przegraliśmy 13 ostatnich meczów, to duży wyczyn.

Lubi pan wynik 1:0?

– Nie marudzę na taki wynik i wiem, do czego pan zmierza. Od razu muszę powiedzieć, że to wcale nie jest tak, że określiłem sobie i drużynie, że mamy grać na 1:0. Wiadomo, że wolałbym wygrywać zdecydowanie wyżej. Nawet sami w swoim gronie żartowaliśmy, że czasem wypadałoby oszczędzić sobie nerwowej końcówki. Prowadząc tylko jedną bramką, nigdy nie jest spokojnie do ostatniego gwizdka. Niemniej, wiele meczów udało nam się wygrać właśnie różnicą jednego gola – nie tylko 1:0, ale też 2:1 czy 3:2.

Może to też jest pewna umiejętność? Bo to nie jest tak, że w tych meczach rywale ostrzeliwali wam słupki i poprzeczki, a bramkarz zostawał bohaterem.

– Myślę, że to dobrze o nas świadczy, bo uważam, że niewiele tam znajdziemy meczów, o których można byłoby powiedzieć, że nasze zwycięstwo jest niezasłużone i przypadkowe. Myślę, że zawsze były to mecze ze wskazaniem na nas.

Głębiej się nad tym nie zastanawiam, że wygrywamy akurat w taki sposób. Staramy się jak najlepiej kontrolować wydarzenia boiskowe w różnych fazach meczu. Uczymy się, aby w każdej z tej faz dobrze sobie radzić i realizować nasze założenia. Nie mamy przedmeczowych założeń, by wygrać mecz minimalnie, jedną bramką, ale żeby przy korzystnym wyniku dobrze się wybronić, zablokować przeciwnika i pokazać się z dobrej strony także w ofensywie. Nieraz było tak, że mieliśmy sporo okazji na podwyższenie wyniku, a jednak to się nie udawało. Wówczas trzeba się cieszyć, że i tak się wygrało w minimalnych rozmiarach.

W dodatku zaliczyliście tę dobrą serię, mimo że przez pół rundy musieliście sobie radzić bez wiodącego zawodnika w osobie Damiana Kądziora. Trudno było rozwiązać ten problem?

– Indywidualności są ważne, szczególnie przy tak dużej jakości piłkarza, ale wierzę, że to zespół jest najważniejszy. Jeśli ta cała grupa jest mocna, to wybroni się nawet przy tak istotnych brakach kadrowych. Kontuzje, kartki – to codzienność w piłce nożnej, zawsze ktoś wypada. Strata Damiana, który nawet tej gorszej dla drużyny jesieni był wyróżniającym się zawodnikiem, była dla nas dużym ciosem, ale drużyna pokazała, że jest gotowa, by sobie z tym poradzić. Tak samo było, gdy w meczu z Cracovią czy w drugiej połowie spotkania ze Śląskiem musieliśmy sobie radzić bez Kuby Czerwińskiego. Wówczas dwa razy zastąpił go Miguel Munoz i też sobie poradził. Zmierzam do tego, że zespół jest najważniejszy i choć nie da się go zbudować silnego bez dobrych indywidualności, to liczy się przede wszystkim grupa.

DLOCZ

Po jesieni byliście w strefie spadkowej, wiosną zdobyliście najwięcej punktów w całej ekstraklasie. Jaki jest rzeczywisty potencjał Piasta?

– Sami sobie powinniśmy zadać to pytanie, by odpowiedzi poszukać na boisku. Przy maksymalnym zaangażowaniu nas wszystkich i przy podobnej pracy, jaką wykonaliśmy wiosną. Chciałbym, żeby Piast w końcu miał dobrą rundę jesienną, lepszą niż miewał do tej pory. Nie będę deklarował teraz jakiejś konkretnej pozycji w tabeli, chcemy po prostu także tej jesieni pokazać, że jesteśmy dobrym zespołem. Polska ekstraklasa to taka liga, gdzie dwa półrocza to praktycznie dwa różne sezony połączone w jeden. Przed nami kolejne półrocze, w którym chcemy zrobić jak najlepszy wynik, a że to będzie pierwsze półrocze nowego sezonu, to dopiero w grudniu przyjdzie moment na konkretne deklaracje, o co będziemy grać.

A na jakim polu Piast musi się jeszcze poprawić?

– Zawsze się coś znajdzie. Na pewno nie jest też proste utrzymanie tej regularności, jaką mieliśmy wiosną w grze obronnej całego zespołu. Wiele razy wyglądało to dobrze, ale ciągłe powtarzanie tego wcale nie jest prostą sprawą. Może nie mówię tu o poprawie, ale przede wszystkim o utrzymaniu tej jakości na dłużej. Samo to będzie krokiem do przodu dla naszego zespołu.

Wiemy też, w czym możemy być jeszcze lepsi, szczególnie w aspekcie ofensywnym, bo możemy być drużyną groźniejszą, bardziej skuteczną, stwarzającą jeszcze więcej zagrożenia dla bramki przeciwnika. To będziemy próbowali robić. Żadnej fazy gry nie można lekceważyć, włącznie ze stałymi fragmentami, a nad wszystkim można pracować i to doskonalić.

Potrzebne do tego będą wzmocnienia? Jakie są jeszcze plany Piasta pod tym względem? Na razie klub ogłosił jedynie sprowadzenie Serhija Krykuna z Górnika Łęczna.

– Najważniejsze dla mnie byłoby to, gdybyśmy się nie osłabili odejściem żadnego kluczowego zawodnika. Nie zawsze to jednak jest możliwe. Wiem, że może nadejść dobra oferta za któregoś z naszych zawodników i wówczas on odejdzie.

Jako trener zawsze szanuję sytuację finansową klubu, w którym pracuję. Nie zawsze są duże możliwości do tego, by sprowadzać wielu nowych zawodników. Tak było zimą, tak pewnie będzie i teraz. Jeżeli nikt z podstawowych piłkarzy nie odejdzie, to pewnie ponownie będzie tak, że więcej będzie odejść zawodników mniej grających, co odciąży budżet klubu, niż nowych transferów. Sprowadziliśmy Krykuna, który powinien nam dać większą rywalizację na skrzydłach, czego nam brakowało, z kolei dalsze kroki będą uzależnione od ewentualnych transferów wychodzących.

Ja mogę sobie marzyć o kilku nowych zawodnikach ofensywnych, żeby mieć większą gwarancję, że drużyna będzie pod tym względem mocniejsza, ale jako trener skupiam się na realnej sytuacji klubu. Jak ktoś analizował moją dotychczasową pracę, to mógł zauważyć, że głównie polegała ona na wykorzystaniu dostępnego potencjału – ludzi, którzy w klubie już są, a nie na wielu transferach. Zamierzam dalej tak działać.

Czyjego odejścia pan się obawia?

– „Obawiam” to może nie do końca dobre słowo, ale zdaję sobie sprawę, że jest u nas kilku młodych zawodników, którzy dobrze się prezentują i przez to są na tapecie innych klubów.

Ariel Mosór i Arkadiusz Pyrka?

– Tak, przede wszystkim o nich mi chodzi. Ale różne rzeczy mogą się wydarzyć. Na pewno utrzymanie obecnej kadry samo w sobie byłoby „wzmocnieniem” tej drużyny. Zobaczymy, jak to się potoczy.

Powiedział pan o dostosowaniu się do realiów i wykorzystaniu dostępnego potencjału w klubie. Dokładnie to też pan zrobił podczas dwóch epizodów w Legii Warszawa. Nie uważa pan, że przez to w jakimś stopniu został pan potraktowany tam nieelegancko?

– Nie, nie. Ja jestem po prostu dumny z tego, co tam dokonałem przy obu okazjach pracy w roli pierwszego trenera. A kto chce ocenić ją obiektywnie, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, to zauważy, że mam do tego pełne prawo. Jestem zadowolony z tego, co osiągnąłem przy Łazienkowskiej, a teraz patrzę już tylko przed siebie, koncentrując się na pracy w Piaście Gliwice.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWyciekły europejskie ceny Nothing Phone (2)
Następny artykułZakorzenione – program dla sołtysek, KGW, liderek lokalnych społeczności