Gdy słyszymy o okrągłym piaszczystym placu, na którym walczy dwóch wojowników, myślimy o arenach starożytnej Grecji i Rzymu. Rzadko o Afryce. Tam wciąż walczy się w ten sposób. Poznajcie Laamb, czyli senegalskie zapasy. Tradycyjny sport Senegalczyków, ale i Gambii oraz Gwinei Bissau.
W przeszłości Laamb był głównie związany z porą deszczową i żniwami. Tuż po skończonych połowach na Atlantyku mężczyźni spotykali się na placu, by wyłonić mistrza wioski. Co trzeba zrobić, by wygrać? Dwóch wojowników mierzy się na ograniczonym kole usypanym piaskiem. Celem jest wyrzucenie rywala poza koło, lub przewrócenie go na ziemię, tak aby jednocześnie cztery kończyny dotykały ziemi. Walki łączą elementy zapasów, judo, ale i boksu. Nad ich przebiegiem czuwa troje sędziów, a na większych turniejach mogą oni nawet sprawdzać wideo powtórki. Żeby trenować senegalskie zapasy, wystarczy piasek. – Ale żeby zostać mistrzem, musisz trenować trzy razy dziennie, odpowiednio się regenerować, dobrze jeść i nie mieć dziewczyny. Miłość przekieruj na sport – mówi znany trener Pathe Diop, cytowany przez “National Geographic”.
Laamb to obok futbolu najpopularniejszy sport w Senegalu. – Ale zapasy to zdecydowanie najbardziej demokratyczna dyscyplina. Walki oglądają wszyscy: starzy i młodzi, kobiety i mężczyźni. Nie ma drugiego sportu, czy szerzej: rozrywki, który przyciągałby całe społeczeństwo – mówi Sport.pl Mamadou Diouf, Senegalczyk, ekspert i dziennikarz zajmujący się Afryką Subsaharyjską, który od 37 lat mieszka w Polsce. – W Senegalu nie było zbyt wiele atrakcji, dlatego Laamb jest bardzo ważny dla naszej kultury. Na wsi nie było ani dyskotek, ani barów, więc wieczorami młodzi siłowali się na oczach całej wioski. Tak też mogli zaimponować kobietom, bo oprócz pokazania siły i sprawności, każdy zapaśnik potrafi świetnie tańczyć, co pokazuje, wychodząc do walki. Piękna jest też cała otoczka zawodów, pełna folkloru – dodaje.
Społeczność Senegalu to niemal w 95 proc. muzułmanie, chrześcijan jest niewielu. Nie ma już praktycznie tradycyjnej religijności, a właśnie w takiej ludowej otoczce są prowadzone zawody. – Grają bębny, są rytualne tańce, a zawodnicy mają wokół siebie szamanów tzw. Marabutów, którzy wręczają im magiczne amulety czy inne czarodziejskie tajemnicze płyny. W Senegalu wiarę w umiejętności i budowanie pewności siebie, a także spokoju i harmonii w głowie, starają się zapewnić właśnie Marabuci. Są w pewnym stopniu odpowiednikiem psychologów. Zawody Laamb to jedyne dziś miejsce, gdzie nasze tradycyjne rytuały są widoczne w przestrzeni publicznej – dodaje Mamadou Diouf.
Wszystko za sprawą największej gwiazdy Mohameda Ndao, zwanego w Senegalu “Tysonem”. – Rozprawiał się z przeciwnikami w efektownym stylu i zaczął robić show. Wychodził na walki z amerykańską flagą, ale nikogo to nie oburzało, bo to tylko element występu. Wszyscy zawodnicy, podobnie jak artyści, posługują się pseudonimami, jak np. “Tygrys”, “Jordan”, “Cobra” czy “Bombardier”. Zapaśnicy od dawna byli największymi celebrytami w kraju. “Tyson” jednak sprawił, że zaczęli zarabiać wielkie pieniądze. Na początku lat 90. otrzymywali za walkę równowartość 90 euro. Później, dzięki “Tysonowi”, potrafili zgarnąć nawet 150 tys.euro! Żaden inny sport w Senegalu nie generował takich pieniędzy – dodaje Diouf.
“Tyson” został zdetronizowany w 2002 r. Pokonał go Sergine Ousmane Dia “Bombardier”, który został Królem Areny mając 26 lat. Fani pokochali go za agresywny styl i sylwetkę gladiatora. “Bombardier” mierzy 198 cm i waży ponad 140 kg. Pogromca “Tysona” stracił panowanie w 2004 r. na rzecz Yekiniego, ale dekadę później wrócił na szczyt.
– Tamta porażka spowodowała, że Ousmane Dia znacząco zmienił swój trening. Zaczął latać do Turcji, by szlifować zapasy oraz zatrudnił trenera boksu, co pokazuje jego ambitne podejście do sportu – tłumaczy w rozmowie ze Sport.pl Tomasz J. Marciniak, ekspert od sportów walki. – Tamte treningi i tak zaprocentowały w przyszłości, bo w senegalskich zapasach zawodowo można walczyć tylko do 45. roku życia. Poza tym w ostatnich kilku latach spadły pieniądze w laamb, bo odeszła część dużych sponsorów, jak np. firma Orange. Promotorzy nie są już tak hojni jak kiedyś. Dziś czołowi zawodnicy, jak np. Talibe “Siteu” Bamba, Oumar “Reug Reug” Kane czy właśnie “Bombardier”, trafili do MMA. I trzeba dodać, że na razie dobrze im to wychodzi. Do tej pory każdy z nich stoczył po dwie walki i mają na koncie same wygrane przed czasem. Ekscytuje mnie walka “Pudziana” z Senegalczykiem. Warunki fizyczne są po stronie “Bombardiera”, a i siłą nie powinien ustępować, jednak Polak ma znacznie większe doświadczenie w klatce, więc będzie minimalnym faworytem. Szansę oceniam na 55 do 45 proc. na korzyść Pudzianowskiego – dodaje.
Czy Mariusz Pudzianowski poradzi sobie z “Bombardierem”?
44-letni Pudzianowski zmierzy się z rok starszym “Bombardierem” Już w marcu na gali KSW. Jego rywal w MMA najpierw pokonał innego Senegalczyka Amadou Papisa “Rocky’ego Balboę” Koneza, a potem rozprawił się z Danem Podmorem, znanym z walk na gołe pięści. Łącznie Senegalczyk przebywał w klatce niewiele ponad dwie minuty!
Jak “Bombardier” trafił do KSW?
Od debiutu Pudzianowskiego (13-7) w MMA minęło już ponad 11 lat. Wszystko wskazuje, że jego przygoda w klatce niedługo się skończy. W listopadzie 2019 r. Polak pokonał raczkującego w MMA Erko Juna, ale wypadł słabo. Dobrać Pudzianowskiemu odpowiedniego rywala nie jest zadaniem łatwym. Ci, którzy należą do czołówki polskiej wagi ciężkiej, są dla Pudziana za mocni. Z kolei klasyczny freak [tak w MMA określa się walczących celebrytów] są zbyt łatwym wyzwaniem. Dlatego “Bombardier” wydaje się przeciwnikiem idealnym dla Pudzianowskiego.
– Nie mogliśmy dać “Pudzianowi” młodego, jurnego chłopaka, tylko szukaliśmy jego rówieśnika, który ma już spore doświadczenie w sportach walki – słyszymy w KSW. – W zeszłym roku skontaktował się z nami trener Ousmane’a Dii, który chciał walki z Pudzianowskim, ale wtedy Mariusz miał już dogadane starcie z Quentinem Domingosem, które ostatecznie i tak się nie odbyło, bo wybuchła pandemia. Mieliśmy jednak już w głowie “Bombardiera” i czekaliśmy na okazję do debiutu. Podpisaliśmy z nim kontrakt na więcej niż jedną walkę, ale jego przyszłość w KSW zależy głównie od tego, jak się zaprezentuje z Mariuszem. Nie był to ani drogi, ani tani wojownik. Zawodnicy nie są głupi. Jeśli mierzą się z Pudzianowskim, to od razu żądają większych stawek. To będzie świetne starcie, bo “Bombardier” to taki senegalski Pudzianowski, który cieszy się tam ogromnym zainteresowaniem. Na pewno wielu rodaków będzie go oglądało. Ale szczerze mówiąc bardziej liczymy na diasporę senegalską w Wielkiej Brytanii, Francji czy Niemczech, niż z Senegalu. No, chyba że z Dakaru ludzie powykupują PPV – dodaje nasz rozmówca
– “Lokalny Pudzianowski”? Myślę, że Ousmane Dia jest popularniejszy w Senegalu, niż Mariusz w Polsce. Wiadomo, że “Pudzian” jest powszechnie znany, ale jednak nie każdy interesuje się zawodami strongman czy MMA. W Senegalu dosłownie każdy zna tego, kto aktualnie jest Królem Areny. “Bombardier” jest jedynym w historii, który zdobył dwa mistrzowskie tytuły, więc stał się żywą legendą. No i nie tylko Senegalczycy go znają, ale też mieszkańcy Gambii czy Gwinei Bissau – prostuje Mamadou Diouf.
Faworytem bukmacherów, i to dość wyraźnym, jest Polak. Ale kursy niekoniecznie muszą pokryć się z rzeczywistością, o czym doskonale wie Pudzian.
– Trzeba będzie uważać, żeby mnie nie obalił. Co prawda mnie trudno położyć, ale gdy wejdzie efekt zmęczenia, to można samemu się wyłożyć. To kawał chłopa i gdyby się na mnie położył, to mamo ratuj. Mój plan? Przede wszystkim nie dać się złapać i nie dać się położyć na plecy – skomentował Pudzianowski.
***
Przed sobotnią galą KSW przypominamy tekst sprzed kilku tygodni.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS