A A+ A++

Opóźniona publikacja grudniowych danych o sprzedaży detalicznej pokazała wartości dużo słabsze od oczekiwań. Sprzedaż tąpnęła o 1,2 proc. m/m przy prognozowanym wzroście o 0,1 proc. Sprzedaż bazowa (wchodząca w wyliczenia PKB) skurczyła się o 1,7 proc., najmocniej od 2001 r. Dużą niespodzianką był spadek sprzedaży online – o 3,9 proc. Biuro statystyczne poinformowało, że government shutdown nie wpłynął na proces zbierania danych i zaważył na ich jakości, więc to wytłumaczenie możemy dorzucić.

Mimo to wczorajszy odczyt jest tak odstający od prognoz rynkowych, że musi budzić wątpliwości. Po pierwsze, tak silne pogorszenie konsumpcji kłóci się z innymi dowodami solidnego ożywienia w USA. Po drugie, w bankach inwestycyjnych zwykle najtęższe głowy są odpowiedzialne za prognozowanie danych z USA i nie sądzę, aby nagle wszyscy mieli ten sam błąd w modelach ekonometrycznych. Po trzecie, grudzień 2018 r. był na swój sposób specjalny przy ponurych nastrojach na rynkach finansowych i rosnących obawach o hamowanie światowej gospodarki.

Tąpnięcia indeksów na Wall Street mogły rzutować na skłonność Amerykanów do wydatkowania. Ponadto wizja government shutdown na pewno mobilizowała pracowników administracji (i ich rodziny) do przygotowania planów oszczędnościowych na czas, kiedy nie będą otrzymywać wynagrodzenia. To są czynniki, które mogą zafałszowywać odczyty wyciągane na podstawie konkretnej próby statystycznej i kolejne raporty mogą dostarczyć rewizje, kiedy podliczy się dane z szerszego zbioru. Wreszcie słabość sprzedaży online należy zestawić z silną sprzedażą w poprzednich dwóch miesiącach. Innymi słowy promocje przed i w trakcie Black Friday mogły być tak kuszące, że świąteczne prezenty były zakupione z dużym wyprzedzeniem.

Podsumowując, nie chce wyciągać pochopnych wniosków na podstawie jednego raportu, szczególnie gdy tak bardzo odbiega on od pozostałych sygnałów z gospodarki. Jednocześnie muszę szanować interpretację szerokiego rynku, gdzie wzmocni się przekonanie, że czeka nas długi okres pauzowania Fed, a przedstawiciele banku częściej będą podkreślać słowo “cierpliwość”. Przynajmniej na razie USD nie ma co liczyć na wsparcie z tytułu rewaluacji oczekiwań dotyczących ścieżki stóp procentowych i rynek nie zrezygnuje z dyskonta obniżki przed końcem roku (obecnie 16 proc.). Jednak obawy o kondycję gospodarki USA to także zła wiadomość globalnie, więc przynajmniej od strony nasilającej się nerwowości dolar może bronić się w relacji do walut ryzykownych.

Osobiście sądzę, że element awersji do ryzyka może być wstępnie silniejszy, ale w dłuższym horyzoncie implikacje płynące ze słabych danych dla polityki Fed będą miały trwalsze konsekwencje. Innymi słowy w najbliższych godzinach o słabość USD może być łatwiej np. względem JPY, ale większe problemy czeka EUR, AUD, czy NZD (szczególnie, że nie dostaliśmy pozytywnego impulsu po zakończonych negocjacjach handlowych USA-Chiny). Jednocześnie jeśli rynki znajdą punkt zaczepienia dla poprawy sentymentu, nie będzie mocnych argumentów, by trzymać się USD.

Konrad Biał … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNiepewność wraca na rynek
Następny artykułDziś kolejne ważne dane z USA