A A+ A++

W małym mieszkaniu w Świętochłowicach wiesza się atrakcyjna kobieta, pracownica banku. Wiesza? Młoda policjantka ze śląskiej komendy ma wątpliwości: chyba ktoś w tym rzekomym samobójstwie dopomógł. Nie znajdując zrozumienia u przełożonych, zwraca się o pomoc w swym nieformalnym śledztwie do emerytowanego już – ale wciąż legendarnego – profilera Rudolfa Heinza.

Mniej więcej w tym samym czasie w Szamotułach zostaje znaleziony inny wisielec, wiekowy mężczyzna, który niedawno przeprowadził się do tego wielkopolskiego miasteczka z pobliskich Wronek. Samobójstwo? Tym razem poważne wątpliwości ma miejscowy nadkomisarz Biernat, stary policjant, bystry, ale mocno przewiązany do alkoholu. Biernat dostaje dar z nieba: młodą, błyskotliwą policjantkę, akurat przeniesioną do Szamotuł z Poznania. To ona poprowadzi śledztwo.

Nie, nie streszczam tu kryminału o seryjnych wisielcach. Zmiksowałem wątki z dwóch ostatnio wydanych powieści kryminalnych. Justyna Słowik zostaje powieszona w „Ciosie kończącym” Mariusza Czubaja, ostatniej części jego sześciotomowego cyklu z profilerem Rudolfem Heinzem. Zaś za drugiego wisielca odpowiedzialny jest Ryszard Ćwirlej, który w „Szybkim szmalu” połączył wątki z dwóch swoich serii. Tej, która przyniosła mu największą popularność – rozgrywającej się w realiach rozpadającego się PRL lat 80. zeszłego wieku. I tej całkiem współczesnej – z ambitną policjantką Anetą Nowak w roli głównej.

A jednak najnowsze książki Czubaja i Ćwirleja łączy znacznie więcej niż para rzekomych samobójców.

Klasycy kontratakują

Nowoczesna powieść kryminalna ma w Polsce historię krótką, ledwie ponaddwudziestoletnią. Jej kamieniem węgielnym była bez wątpienia wydana w 1999 r. „Śmierć w Breslau” Marka Krajewskiego, pierwsza od dekad (a może w ogóle pierwsza?) powieść, która uświadomiła czytelnikom, że w Polsce też można pisać dobre kryminały.

Ten kamień jednak nie od razu poruszył lawinę. Jeszcze w 2005 r., gdy po raz pierwszy przyznawano nagrodę Wielkiego Kalibru za najlepszą rodzimą powieść kryminalną, jury z najwyższym trudem skompletowało finałową siódemkę – w ciągu roku wydawano bowiem wówczas ledwie kilkanaście polskich kryminałów. Prawdziwy boom nastąpił nieco później, a zarówno Czubaj, jak i Ćwirlej (debiutowali odpowiednio w latach 2006 i 2007) należą już do weteranów gatunku. Lub, jak kto woli, klasyków, którzy współtworzyli jego polski kanon.

Dziś kontekst rynkowy polskiego kryminału zmienił się zupełnie. Mamy ich rocznie bodaj ponad 200 i rzadko który liczy mniej niż 500 stron. Pojawia się coraz więcej nowych autorów, a niektórzy, dzięki niewiarygodnej wręcz płodności, próbują jak najszybciej zdyskontować swój sukces. Nic w tym złego, tyle że w pewnym momencie do gry wkracza rachunek prawdopodobieństwa. I zgodnie z nim – im więcej na rynku kryminałów, tym więcej pośród nich książek literacko złych, pisanych w najlepszym razie drętwą, szkolną polszczyzną. I wydawanych także przez oficyny renomowane, z dużą siłą marketingową.

Premiery 45/2020 Fot.: Materiał prasowy

O sile tego zjawiska paradoksalnie mogliśmy się przekonać ostatnio, gdy niemal jednocześnie na rynku pojawiły się wspomniane książki Mariusza Czubaja i Ryszarda Ćwirleja, ale też najlepsza od kilku lat powieść Marka Krajewskiego „Moloch”. A także książka młodszego od nich niemal o dwie dekady, ale również przez znawców gatunku zaliczanego już do klasyków Wojciecha Chmielarza – „Prosta sprawa”. W pewnym sensie przypadek tej ostatniej powieści jest najbardziej znamienny. Autor cyklu o komisarzu Mortce napisał ją bowiem trochę z nudów w czasie pandemicznego lockdownu i początkowo publikował w odcinkach na swym facebookowym profilu. Niby nie zrobił niczego odkrywczego – odwołał się do motywu mściciela, karzącego złych ludzi. I choć to rzeczywiście historia prosta i do wielkości nieaspirująca, pokazuje jednak prawdę banalną: że napisana od niechcenia opowieść utalentowanego pisarza jest dziełkiem z innej półki niż rozwlekłe wypracowania wyrobniczek i wyrobników pióra.

Po dobrej zmianie

Z innej półki są też powieści Ćwirleja i Czubaja. To chyba (a w przypadku Ćwirleja – raczej na pewno) ich najlepsze kryminały. Oba są, jak każdy dobry kryminał, czymś więcej niż kryminałem. Heinz jest na końcu swej drogi zawodowej, Aneta Nowak – dopiero ukończyła szkołę oficerską. A przecież oboje są na zakręcie. Heinz wprawdzie wydobywa się z ciężkiej depresji, ale tylko po to, by móc racjonalnie stwierdzić, że świat dookoła przestał być jego światem. Mariusz Czubaj nazwie swojego bohatera człowiekiem analogowym, zagubionym w świecie cyfrowym; sam Heinz porówna się do zdartej i niezdatnej już do użytku płyty winylowej.

Owszem, dostanie propozycję formalnego powrotu do policji, ale przecież jej nie przyjmie. Bo składa mu ją nowy komendant, nieudaczny beneficjent „dobrej zmiany”, a z komendy pozbyto się już ludzi, którym legendarny w środowisku profiler ufał. Rozwiąże więc nieformalnie dwie sprawy. Odkryje, że w jednej z nich chodzi o zabijanie ludzi podłych, a mimo to bezkarnych, zaś morderca jest trochę karykaturalnym klonem pułkownika Kurtza z „Jądra ciemności”. A gdy już zaprowadzi coś w rodzaju kruchej sprawiedliwości, zniknie trochę tak jak archetypiczny bohater klasycznych westernów.

Aneta też ma kłopot z „dobrą zmianą”. Gdy szczęśliwa, po uzyskaniu stopnia oficerskiego wraca do poznańskiej komendy, okazuje się, że ludzie, którzy odkryli jej policyjny talent, już tam nie pracują. A jej nowym szefem jest znany z poprzednich książek Ćwirleja nieudacznik Mariański, który natychmiast odsyła ją tam, skąd kiedyś przyjechała – do prowincjonalnych Szamotuł. Bo dla koniunkturalistów nowej władzy jest trochę niepewna, a przede wszystkim – kobieta. Młoda policjantka będzie więc nie tylko tropić mordercę, ale także walczyć z tymi, którzy rzucają jej kłody pod nogi.

I nieprzypadkowo okaże się, że sprawa, nad którą pracuje, wiąże się z makabrycznymi wydarzeniami w pewnym sierocińcu w 1984 r. „Szybki szmal” bowiem, oprócz tego że jest kryminałem, to także wyrazisty pamflet na Polskę, która zatoczyła koło i tak jak przed laty znalazła się znów pod rządami jedynie słusznej partii. A właściwie – zbieraniny nieudacznych karierowiczów, którzy w zmianie władzy widzą dla siebie życiową szansę.

Nastało święto dla konformistów i idiotów – mówią nam w najnowszych książkach klasycy polskiego kryminału.

Premiery 45/2020 Fot.: Materiał prasowy

Czytaj też: Szczepan Twardoch: Nie lubię określenia „symetryzm”. W dzisiejszej sytuacji nie ma równowagi

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWiele demonów
Następny artykułKolejna odsłona Strajku Kobiet. Protesty w Krakowie, Toruniu i innych miastach