Był wizjonerem, był megalomanem, był kobieciarzem. Ale był też bez wątpienia jedną z najważniejszych postaci w historii polskiego himalaizmu. O swojej książce o Andrzeju Zawadzie opowiada Piotr Trybalski.
Przemek Gulda, WP: Skąd wziął się pomysł napisania biografii Andrzeja Zawady, jednego z najsłynniejszych polskich himalaistów?
Piotr Trybalski: Już podczas pisania swojej poprzedniej książki, także poświęconej zimowemu himalaizmowi, zwróciłem uwagę na to, jak często w dokumentach, wspomnieniach, rozmowach, pojawia się ta postać. Mało tego, bardzo mnie zaskoczyło, że we wszystkich tych relacjach jawił się on niemal pomnikowo, jako ikona, lider, ten kto popchnął Polaków zimą w najwyższe góry.
To wzbudziło oczywiście moje wątpliwości. Bo przecież wiadomo, że nie istnieje ktoś, kto nie ma żadnej rysy. Miałem więc nie tylko poczucie, że to musi być bardzo ciekawa postać, ale nabrałem także chęci znalezienia jakiejś skazy. Chciałem zobaczyć pełen obraz.
I udało się?
To nie takie proste. Podam pewien przykład. Kiedy czytałem wywiady z nim, bardzo wyraźnie rzucała się w oczy konwencja, którą stosował w rozmowach z dziennikarkami i dziennikarzami: ja wymyśliłem, ja zainicjowałem, ja zorganizowałem. Wszędzie to “ja” było na pierwszym planie. I to budziło wątpliwości. Ale wystarczyło poczytać dokumenty dotyczące spraw, o których mówił i okazywało się, że to rzeczywiście on je wymyślił, on zainicjował, on zorganizował.
Wprawdzie wiele spraw załatwiał rękami innych, ale to też dobrze o nim świadczy –potrafił znaleźć odpowiednich ludzi do odpowiednich zadań. Dotarłem do jego pamiętników z czasów młodości. Były to dość naiwne refleksje niedojrzałego jeszcze człowieka. Znalazłem tam zdanie: “jestem stworzony do rzeczy wielkich”. Potwornie pretensjonalne. Ale szybko dotarło do mnie, że on rzeczywiście tych wielkich rzeczy dokonał.
Już w młodości zaplanował swoją błyskotliwą karierę?
Na pewno. Chciał robić jakieś ważne, spektakularne rzeczy. W ten sposób kompensował zawalone, wyższe studia. Ale nie można powiedzieć, że od początku był tym Zawadą, którego pamięta się dziś.
We wczesnej młodości przeżył bardzo głęboką fascynację socjalizmem. W jego zapiskach pojawiają się bardzo ostre słowa, z których wynika otwarta niechęć do burżuazyjnego porządku i chęć włączenia się do budowy nowego systemu. Dopiero kiedy trafił do klubu wysokogórskiego, którego członkami były osoby co najmniej zdystansowane do nowych porządków w Polsce, zmienił swoje podejście.
Był wizjonerem?
Na pewno, ale i megalomanem… Miał rzeczywiście wizjonerskie pomysły. Nie ma co tu kryć, dokonał prawdziwej rewolucji w polskim himalaizmie. Od samego początku miał wielki niesmak wobec tej części środowiska, które zadowalało się jeżdżeniem w Hindukusz. Mówił, że to pagóry, nie góry.
Twierdził, że trzeba mierzyć wyżej, w przenośni, ale i całkiem dosłownie. Wyznaczał cele i przecierał zupełnie nowe szlaki. To właśnie między innymi dzięki temu polscy himalaiści tak szybko znaleźli się w światowej czołówce.
Dbał też o promocję tej dziedziny…
Bardzo. Przy okazji oczywiście bardzo skutecznie promował także samego siebie. Jak powiedział o nim Jan Kiełkowski, kronikarz polskiego alpinizmu: Zawada – uznawany za twórcę himalaizmu zimowego – był przede wszystkim twórcą himalaizmu medialnego.
Wszystkie jego poczynania były relacjonowane przez prasę, bardzo pilnie obserwowane przez zaprzyjaźnione dziennikarki i dziennikarzy. Gdyby żył dzisiaj, pewnie dalej kierowałby wyprawami i zapewne byłby niezwykle aktywny w social mediach.
Od zawsze był biegły w nowych technologiach, skutecznie wykorzystywał wynalazki, miał wielką łatwość w obsługiwaniu skomplikowanych urządzeń. Ale byłby też wściekły na dzisiejszą komercjalizację himalaizmu. Miał na to prawdziwą alergię. Wiele razy zżymał się na to, że przewodnicy prowadzą w wysokie góry przypadkowych ludzi, turystów, którzy nie mają pojęcia o tym, jak się tam zachować i często z tego powodu giną.
Brzmi tak, jakby był bardzo apodyktyczny. Jaki był w życiu prywatnym?
Nie zdradzając zbyt wiele z tego, o czym napisałem w książce, powiem tylko, że był prawdziwym kobieciarzem. Wzięło się to głównie z tego, że był wychowywany przez kobiety. Szybko stracił ojca, mieszkał z matką i siostrą, do której przychodziło mnóstwo koleżanek.
Kiedy spojrzeć na jego zdjęcia z czasów młodości, zawsze jest w otoczeniu wielu kobiet. I potem to się już nie zmieniło. Tadeusz Siemek, jego wieloletni przyjaciel, ukuł nawet odpowiednie określenie: imponent. Uwielbiał imponować i błyszczeć, świetnie tańczył, był przystojny: wysoki, szczupły, z falą blond włosów i szlachetnymi rysami twarzy. Kobiety do niego lgnęły.
Wracając w góry i nawiązując do dzisiejszych sporów wokół himalaizmu: czy pojawiały się wobec niego zarzuty, że naraził kogoś podczas wyprawy?
Każda wyprawa w góry najwyższe to narażanie życia, każdy kto tam jedzie, zdaje sobie z tego sprawę. Zawada miał to szczęście, że w jego wyprawach brała udział ówczesna śmietanka polskiego himalaizmu. Ale owszem, zdarzały się wypadki.
W 1971 roku w czasie bardzo ważnej dla polskiego himalaizmu wyprawy na dziewiczy Kunyang Chhish w Karakorum, Jaś Franczuk stracił życie z powodu własnej lekkomyślności. Nie związał się liną i wpadł do szczeliny. Trzy lata później podczas wczesnozimowej wyprawy na Lhotse zdarzył się wypadek, który wzbudził duże kontrowersje. Chodziło o śmierć operatora filmowego Stanisława Latałły. Ale to dłuższa i znacznie bardziej skomplikowana historia – mówiąc w skrócie: on w ogóle nie powinien znaleźć się w tak wysokich partiach gór. Na zimowej wyprawie na Nanga Parbat w 1996 roku kilku uczestników doznało bardzo poważnych odmrożeń, zakończonych amputacjami palców.
Zawada podejmując decyzje, często balansował na granicy ryzyka. Ale był bardzo doświadczonym himalaistą i z reguły podejmował właściwe decyzje. Potrafił namawiać na bardzo niebezpieczne działania, ale potrafił też głośno i kategorycznie zakazać wyjścia z bazy – jak chociażby na wiosennym wejściu na Everest w 1980 roku. Doszedł do wniosku, że szczyt został zdobyty, nowa droga poprowadzona, więc nie ma sensu, by pchali się tam kolejni uczestnicy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS