Łukasz Czarnecki
Schyłek XV w. nie należał w Japonii do spokojnych. Na skutek trwającej 10 lat krwawej wojny domowej znanej jako wojna Ōnin (1467–1477) kraj rozpadł się na dzielnice rządzone przez zwalczających się wzajemnie watażków. Zapanował kompletny chaos – parafrazując Kmicica: ten był sobie teraz panem, kto miał katanę i lada jaką kompanię przy boku. Przemoc i okrucieństwo stały się normą, przysięgi składane jednego dnia nazajutrz były łamane, a pod niebiosa unosił się pył z pól bitewnych i dym z płonących zamków. Samurajowie raz za razem chwytali za miecze i galopem pędzili, by walczyć na śmierć i życie z innymi samurajami, a po zakończonych starciach zbrojni w bambusowe włócznie chłopi polowali na niedobitków strony przegranej. Nastały mroczne czasy, które przyszłe pokolenia określać miały jako okres sengoku, czyli „kraju w wojnie”.
Spory między poszczególnymi watażkami nie zawsze dało się rozwiązać brutalnością. Czasem siły były wyrównane i by zwyciężyć przeciwnika, japońscy dajmio (książęta) musieli wykazać się finezją. Wtedy właśnie potajemnie sięgano po sposoby niegodne samurajów. I tak nić życia niejednego feudała została przerwana przez zatrutą strzałkę bądź uderzający z ciemności sztylet. Żeby jednak do tego doszło, potrzebni byli odpowiedni specjaliści potrafiący zakraść się do pilnie strzeżonego zamku lub warownego obozu, odnaleźć cel, zlikwidować go i ujść z życiem. W odpowiedzi na zapotrzebowanie na takowe usługi pod koniec XV w. w prowincjach Kōga i Iga zrodzili się shinobi – perfekcyjni szpiedzy i skrytobójcy, znani także pod nazwą ninja.
Prawda i mit
Kiedy mówimy „ninja”, na myśl przychodzi nam obraz zamaskowanego, odzianego od stóp do głowy w czerń mężczyzny, który skrada się w cieniu, by jednym precyzyjnym ciosem pozbawić życia jakiegoś możnego dajmio bądź samuraja. W rzeczywistości czarny kostium japońskich skrytobójców, który tak bardzo upodobały sobie media, jest mitem i prawdziwi shinobi raczej go nie nosili, preferując łatwiejsze do uzyskania z naturalnych barwników kolory. Skąd zatem wziął się popularny wizerunek ninja? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta – jednym z tradycyjnych rodzajów teatru japońskiego jest teatr lalek, zwany bunraku. Występujący w nim animatorzy kukiełek odziani są w zasłaniające całe ciało czarne kostiumy symbolizujące ich umowną niewidzialność. Gdy w epoce Edo (1603–1868) wielką popularność zdobyły w Japonii drzeworyty, które odbijano i rozprowadzano w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy, ich twórcy stanęli przed pewnym poważnym problemem – w niektórych z ilustrowanych przez nich historiach występowali shinobi, zrodziło się więc pytanie, jak przedstawić kogoś, kto opanował sztukę skradania się do tego stopnia, że stał się praktycznie niewidzialny dla obserwatora? Sięgnięto zatem po wypracowaną już symbolikę i na drzeworytach ninja zaczęli się pojawiać odziani w szaty animatorów lalek, co sygnalizowało oglądającym ich obrazy, że są niewidzialni.
Skoro zaś znamy już pochodzenie popularnego wizerunku skrytobójcy, zastanówmy się, jak wyglądał prawdziwy ninja? Dobrze wyszkolony shinobi wyglądał tak, jakby nie był shinobi. Ruszający na akcje ninja odziewali się zatem w szaty, które pozwalały im rozpłynąć się w tłumie i wtopić w otoczenie. Popularnym strojem była np. suknia mnicha buddyjskiego. W wędrownym zakonniku nikt bowiem raczej nie dostrzegał niebezpieczeństwa, a i przynależność do stanu mnisiego dawała świetne alibi wyjaśniające pojawienie się w okolicy – pytany przez miejscowych, po co tu przybył, shinobi zawsze mógł stwierdzić, że odbywa pielgrzymkę i wędruje ku jednej ze sławnych buddyjskich świątyń.
Po raz pierwszy ninja pojawili się na kartach kronik japońskich w roku 1488, kiedy to przy ich pomocy zdobyty został zamek zbuntowanego gubernatora prowincji Iga. Jak zanotował kronikarz, shinobi z łatwością wymijali wrogie warty, dostawali się do oblężonej fortecy i zdobywali informacje potrzebne oblegającym. Niezwykłe umiejętności zwiadowcze rychło rozsławiły imię mieszkańców Iga i Kōga, a z każdą kolejną akcją, w jakiej brali udział specjaliści pochodzący z tych odciętych przez góry od reszty świata prowincji, sława ta rosła coraz bardziej. Jednak nie tylko znajomość szpiegowskiego i skrytobójczego fachu odróżniała ninja od Japończyków z innych prowincji. W Iga i Kōga, gdzie nie było wielkich feudałów, uformowała się bowiem swoista demokracja. Tamtejsze społeczności cieszyły się bardzo rozbudowanym samorządem, a wchodzący w ich skład drobni samuraje i rolnicy byli gotowi walczyć o jego zachowanie do ostatniej kropli krwi.
Czytaj także:
Pierwszy samuraj. Klątwa mnichów z góry Hiei
Zamachy
Podczas gdy mieszkańcy Iga i Kōga doskonalili swe umiejętności, po drugiej stronie gór historia wyraźnie przyspieszyła. Najpotężniejsi spośród rozdzierających kraj wojowniczych dajmio urośli w siłę do tego stopnia, że zaczęli łakomym okiem zerkać na stolicę – Kioto, marząc o obaleniu bezsilnych i będących w gruncie rzeczy figurantami szogunów z rodu Ashikaga i zajęciu ich miejsca. Jeden z owych możnowładców – Imagawa Yoshimoto – zdecydował się przekuć marzenie na czyn i w roku 1560 ruszył wraz z potężną armią na siedzibę szoguna i cesarza. I wtedy stało się coś, czego nikt nie mógł przewidzieć – gdy 25-tysięczne wojska Imagawy maszerowały przez stojącą im na drodze niewielką prowincję Owari, jej władca – młody Oda Nobunaga – postanowił rzucić im wyzwanie. Zagrożenia z jego strony Yoshimoto nie wziął jednak poważnie, 26-letni dajmio miał bowiem pod swymi rozkazami nielicznych żołnierzy, oprócz tego otaczała go fatalna reputacja sprawiająca, że nazywano go „wielkim głupcem”. Pycha potężnego magnata kosztować miała go życie, gdy bowiem doszło do bitwy, trzytysięczny oddział Nobunagi rozniósł w pył siły wroga, a sam Imagawa poległ w walce, zabity przez jednego z przybocznych młodego dajmio. Zwycięstwo to rozsławiło imię Ody w całym kraju i stało się początkiem jego drogi ku zjednoczeniu Japonii. Przez następne lata Nobunaga szedł jak burza, zdobywając prowincję za prowincją, aż w końcu jego władzę uznawała połowa Kraju Kwitnącej Wiśni. Po drodze w ręce ambitnego wodza wpadło również Kioto, z którego wygnał on ostatniego szoguna z rodu Ashikaga, kładąc ostateczny kres rządom tej rodziny.
Powodzenie Ody budziło pośród innych dajmio podziw zmieszany z lękiem. Jego wrogowie, nie mogąc mu sprostać na polach bitew, postanowili sięgnąć po mniej honorowe rozwiązanie – skrytobójstwo. Do Iga i Kōga rychło zaczęły napływać oferty sowitej zapłaty za uśmiercenie niepokonanego wodza. I tak rozpoczęło się wielkie polowanie ninja na Nobunagę. Jeden z najsłynniejszych zamachów został przeprowadzony 19 maja 1570 r., kiedy to uzbrojony w arkebuz snajper oddał strzał do przejeżdżającego Ody. Nobunaga miał jednak niebywałe szczęście – ninja chybił o włos i kula przebiła jedynie rękaw szaty dajmio. Z kolei w roku 1573 służący pokonanego przez Nobunagę rodu Hatano zakradł się do rezydencji wielkiego wodza i podjął próbę zamordowania go. Zamachowiec spartaczył jednak sprawę i został złapany przez dworzan dajmio. Widząc, że wszystkie drogi ucieczki są dla niego odcięte, niedoszły zabójca zatopił sztylet we własnym ciele i popełnił samobójstwo.
Nobunaga nie był jednak wyłącznie celem dla ninja. I jemu samemu zdarzało się korzystać z usług specjalistów z Iga i Kōga. Stało się to kanwą japońskiej legendy dotyczącej śmierci jednego z jego głównych przeciwników – Uesugi Kenshina. Wedle tej opowieści Oda wynajął dość niezwykłego shinobi, który zgładził jego wroga w bardzo dziwnych okolicznościach. Skrytobójcą miał być mianowicie karzeł, który ukrył się w ustępie zamku Uesugi. Gdy Kenshin przyszedł do toalety i kucnął nad kryjówką zamachowca, by się wypróżnić, ten wbił mu włócznię w odbyt, a następnie – by uniknąć wykrycia przez zaalarmowanych krzykami pracodawcy ochroniarzy zabitego – skrył się głęboko w szambie, tak że nad powierzchnię wystawała jedynie słomka, przez którą oddychał. Gdy gwardziści Kenshina opuścili w końcu ustęp, unosząc ze sobą ciało swego pana, karłowaty shinobi, ociekając fekaliami, wynurzył się ze swej kryjówki i ruszył, by zameldować Nobunadze o wykonaniu zadania.
Historia ta jest nadzwyczaj barwna, lecz najprawdopodobniej całkowicie zmyślona. Jak zauważył znawca dziejów Dalekiego Wschodu – John Man – informacja o tym, że Uesugi Kenshin padł ofiarą skrytobójstwa, pojawia się dopiero w manuskryptach pochodzących z XVIII w., a z XVI-wiecznych zapisków poświęconych śmierci wielkiego dajmio wynika, że co prawda rzeczywiście zmarł on w toalecie, ale już wcześniej czuł się niezdrów i wykazywał objawy wskazujące na raka żołądka.
Czas ochroniarzy
Gdy wieści o śmierci Kenshina dotarły do rezydencji Ody Nobunagi, ten miał wedle legendy wypowiedzieć słowa: „Teraz cesarstwo jest moje”. I rzeczywiście było w tym sporo prawdy – Nobunaga zdążył już zmiażdżyć większość swoich przeciwników, a jego władzę uznawała połowa Japonii. Wciąż jednak były żywioły, których ambitny wódz nie mógł kontrolować – jednym z nich byli ninja z Iga i Kōga. Jeśli państwo miało zostać zjednoczone, to nastał czas, by położyć kres ich niezależności.
W roku 1579 młodszy syn Nobunagi – Nobuo – wkroczył na czele 12-tysięcznej armii do Iga. Młodzieniec działał na własną rękę, nie konsultując swych decyzji z ojcem. Samowolka skończyła się tragicznie, samuraje klanu Oda zostali w walnej bitwie pokonani przez wojowników ninja. Gdy wieści o tej upokarzającej klęsce doszły do Nobunagi, ten dosłownie szalał ze wściekłości. Jego gniewu nie złagodziło nawet to, że w tym samym czasie Nobuo podjął też zakończoną sukcesem ekspedycję do Kōga, w wyniku której większość tamtejszych shinobi zgodziła się uznać zwierzchność klanu Oda. Wściekły wódz zebrał potężne wojsko i na jego czele w roku 1581 najechał Iga. Kędy przeszli jego żołnierze, tam nie zostawał kamień na kamieniu. Po dwóch tygodniach było już po wszystkim, a prowincja została spacyfikowana.
Czytaj także:
Honorowe rozprucie brzucha. Dlaczego harakiri musiało być tak okrutne?
Na tym zwycięstwie szczęście Nobunagi się wyczerpało. W czerwcu następnego roku został zdradziecko zaatakowany przez jednego ze swoich generałów – Akechi Mitsuhidego, który wypowiedział mu posłuszeństwo i obległ w niewielkiej świątyni nieopodal Kioto. Gdy wojownicy zaprzańca uderzyli na świątynię, a jej zabudowania ogarnął ogień, Oda, widząc, że gra jest przegrana, popełnił seppuku. Akechiemu nie dane jednak było długo cieszyć się swym zwycięstwem, rychło został pokonany przez najwierniejszego z wodzów poległego dajmio – Toyotomi Hideyoshiego. Wywodzący się z chłopskiej rodziny generał kontynuował dzieło zjednoczenia Japonii, które doprowadził do końca. Kiedy zmarł w 1598 r., władzę nad Japonią przejął, korzystając z niepełnoletności syna swego poprzednika, Tokugawa Ieyasu, który w roku 1603 przyjął z rąk cesarza tytuł szoguna. Jeśli zaś chodzi o ninja, to chcąc ich przekonać do uznania nowego reżimu, Tokugawa sprowadził do swej stolicy Edo (dzisiejsze Tokio) 200 spośród tych wyśmienitych wojowników i powierzył im funkcję swoich ochroniarzy.
Świat, w jakim dotychczas działali ninja, przestał istnieć. Niekończące się wojny dające skrytobójcom sposobność zarobienia na ryż dobiegły końca. Nastał czas, by shinobi zniknęli z Japonii i przeszli do krainy legend oraz historycznych opowieści. I tak też się stało. Wojownicy z Iga i Kōga stali się teraz bohaterami popularnych opowieści, w których z każdym upływającym pokoleniem coraz mniej było prawdy, a coraz więcej zmyślenia. Niezwykłe umiejętności szpiegowskie i bojowe ninja urastały w tych gawędach do rangi magii. Kiedy zaś w XIX w. Japonia otworzyła się na świat, historie o shinobi dotarły też na Zachód. Dzisiaj ci nieustraszeni wojownicy stanowią część współczesnej popkultury, występując w niezliczonych filmach, komiksach i książkach.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS