Basia Żelazko, WP: Mikołaj, muszę od razu cię zapytać, jak to się w ogóle stało, że nagle stwierdziłeś, że będziesz wypalał kawę i sprzedawał ją pod własnym nazwiskiem?
Mikołaj Roznerski: Wcale nie tak nagle – wszystko zaczęło się podczas pandemii, kiedy my, aktorzy, nie mieliśmy co robić.
Bałeś się, że nie będziesz mieć pracy?
Ojciec nauczył mnie, że gdy masz dwie sprawne ręce, zawsze masz pracę.
I twoje dwie ręce zabrały się akurat za kawę.
Początkowo to był projekt grupy osób. Zaproponowano mi, żebym w to wszedł. Stwierdziłem, że muszę się najpierw czegoś nauczyć. Powiedziałem “dajcie mi rok, pokażcie, gdzie mam pojechać i co zobaczyć”. Byłem w Brazylii, Indiach, Kolumbii, i Etiopii. Do dzisiaj mam kontakt z ludźmi, których tam poznałem, osobiście zamawiam ziarna. Mam z tego ogromny fun i nie myślałem, że to stanie się biznesem. Okazało się, że moja ciężka praca, którą włożyłem w ten rok przygotowań, dała mi wiarygodność. Nie jestem kolejną “znaną twarzą”, która reklamuje coś swoim nazwiskiem, tylko jest to mój autorski projekt. I tak to się zaczęło.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jaki jest optymalny plan na ten biznes?
Chyba to, że jesteśmy dziś w takim miejscu jak popularne gdańskie Aioli, jest takim dużym, świetnym początkiem – moja kawa w kolejnej, dobrej restauracji. Lubię ludzi, lubię się z nimi spotykać, nawiązywać relacje. Mam teraz taki luz. Nie muszę żyć z biznesu, bo żyję z aktorstwa. A nie muszę żyć z aktorstwa, bo mam swój biznes. I to jest ok, a co ważne, nigdy nie myślałem o tym, jak o biznesie, tak się po prostu wydarzyło.
A co z innymi rzeczami w twoim życiu zawodowym, które się wydarzyły same bądź nie? Cofnijmy się w czasie o 20 lat, zacząłeś studia i co myślałeś sobie: będę na scenie, będę na planie?
Nigdy nie myślałem o tym, że będę aktorem! Kumpel powiedział: “zdawaj ze mną do szkoły teatralnej”. Wybrałem lalkarstwo, to rozwinęło moją wyobraźnię i po prostu stało się. Nie wiedziałem, co chcę robić, ale wiedziałem, że będę zadowolony z tego, co dostanę.
To by oznaczało, że przede mną siedzi największy szczęściarz w tym mega trudnym biznesie, jakim jest bycie aktorem.
Tak, uważam, że mam więcej szczęścia niż talentu.
Teraz kokietujesz.
Nie, poważnie, mam duże szczęście. Udaje mi się być w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Uważam, że nie da się wyuczyć talentu, to trzeba mieć w sobie. Nie wiem, czy ja go mam. Niektórzy mówią, że tak, a niektórzy, że nie. Robię swoje i nie oglądam się na czyjeś opinie.
Co by się musiało wydarzyć, żebyś uwierzył, że to jednak talent, a nie szczęście?
Nie należę do samochwał. Raczej w tę drugą stronę. Chyba nie potrafię docenić wystarczająco swoich sukcesów. Chociaż wiem, że mój wizerunek mówi coś innego, niekiedy sam nie poznaję siebie w mediach.
Co masz na myśli?
Czasem w artykułach na mój temat pokazany jest pewny siebie gość, zarozumiały, bawidamek, amant.
A to nie jesteś ty?
Nie. Ktoś mnie kiedyś w takie ramy włożył, a być może sam się włożyłem przez nieumiejętne poprowadzenie swojego wizerunku? Nagle widzę kogoś zupełnie obcego i wtedy myślę o tym, że ludzie nie wiedzą, jaki jestem naprawdę, bo mnie nie znają. Czy to znaczy, że mam się z czegoś tłumaczyć? Mam czterdzieści lat, z czego będę się tłumaczył? Ja będę sobie robił swoje, nikomu nic nie będę udowadniał.
Jak już mówimy o twoim wizerunku, to ja mam pewną teorię, z którą możesz się nie zgodzić. Że twój wizerunek przystojniaka pomaga ci w karierze, bo dzięki temu masz role w popularnych produkcjach.
Nie mnie to oceniać… Robię swoje.
Nie będziemy się kłócić?
Rozmowa o męskiej urodzie jest dla mnie zawsze dość niekomfortowa. Nie potrafię o tym rozmawiać, mogę rozmawiać o pięknych kobietach.
To bardzo interesujące, że jako osoba pracująca ciałem, czujesz się niekomfortowo, mówiąc o fizyczności. Przed chwilą też wspomniałeś, że masz 40 lat, jakby to było dużo.
Dla mnie to dużo! Od 10 lat czuję, że mam 40, a teraz mentalnie to już 50, dlatego, że żyję szybko i bardzo intensywnie. Wydaje mi się więc, że jestem dojrzalszy, bo wiele przeszedłem.
Czy to oznacza, że dziś jesteś w punkcie swojego życia, w którym robisz sobie podsumowania?
Nie, nie jestem takim człowiekiem. Idę do przodu. Oczywiście, myślę o tym, jakie błędy popełniłem i jakich bym już nie popełnił. Nie żałuję niczego, co się wydarzyło w moim życiu. Widocznie tak miało być. Natomiast wszelkie podsumowania są mi obce.
Co zmienił w twoim życiu taki film jak “Poskromienie złośnicy”?
Mam fanów w Urugwaju, Brazylii, USA, bo tam film był numerem jeden. Netflix w ogóle zmienia myślenie o karierze międzynarodowej. Nigdy nie myślałem, że ktoś kiedyś będzie mnie rozpoznawał za granicą. Nigdy nie miałem aspiracji, by zostać międzynarodowym aktorem. Uważam, że to “za wysokie progi na moje nogi”, za to bardzo kibicuję Marcinowi Dorocińskiemu. Lubię, to co robię, jem “małymi łyżeczkami” – jak coś będzie, to będzie.
Muszę zapytać o coś, co interesuje pewnie wszystkich: czy będzie trzecia część “Poskromienia złośnicy”?
Ma być, ale nie mogę zdradzić gdzie, ponieważ prawa do “Złośnicy” zostały wykupione przez innego, dużego gracza.
To bardzo dobra wiadomość, bo ludzie kochają ten film.
Zaskoczyło mnie to. Druga część była już trochę inna, krytycy mówią, że była gorsza niż pierwsza, a widzowie twierdzą, że lepsza (śmiech). Bardzo polubiłem tego bohatera, lubię grać z Magdą Lamparską. Ten nasz duet sprawdza się na ekranie – wspaniale. Polubiłem te góry, w Zakopanem jestem “górolem” (śmiech).
Co sądzisz o tym, że ludzie mówią, że jesteś kolejnym Karolakiem albo Adamczykiem, bo pojawiasz się w każdym polskim filmie?
Tak mówią? To jest mi bardzo miło. To są wspaniali aktorzy, którzy zrobili ogromną karierę. Myślę, że niejeden aktor chciałby zagrać w tylu filmach, co oni.
A czy ty mówisz czasem “nie”?
Tak, zdarza się.
Co sprawia, że odmawiasz?
To jest praca nad sobą. Przez większość życia byłem mało asertywny i wydawało mi się, że muszę wszystko brać. Bo jak będę odmawiał to nie będę miał pracy. Aż usłyszałem “Roznerski wszystko bierze”. Zabolało, zakuło serduszko… Trzeba kilka razy odmówić, by później było już swobodniej to robić. Przede wszystkim, ja po prostu lubię grać, więc po co, mam czekać na rolę u Wojtka Smarzowskiego, której mogę się nie doczekać…
To coś, czego byś chciał? Zagrać u Smarzowskiego?
Tak, bardzo, bo bardzo doceniam jego kino, ale nigdy nawet nie byłem na castingu do żadnego z jego filmów. Mam czekać, siedzieć, frustrować się w domu, gdy przychodzi inna propozycja? Nie. Pracuję, jestem aktorem pracującym.
Widzę odciski na twoich dłoniach, to sztanga czy łopata?
To jest właściwie wszystko. Mam je od małego, od 13. roku życia pomagałem moim rodzicom. Jak już przestałem pomagać na wsi, przerodziły się w odciski od pracy na siłowni. I są, i tyle! (śmiech).
A walczyłbyś w MMA?
Nie. To nie jest dla mnie, nie odnajduję się w tym. Dostałem propozycję – owszem. Nie oceniam tych, którzy biorą w tym udział, to ich sprawa. Nie, dziękuję za wszystkie propozycje walk freakowych.
Dziękuję za rozmowę.
Basia Żelazko, dziennikarka Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu “Clickbait” mówimy o przerażającym “Kodzie Zła”, którego wielu widzów nie jest w stanie spokojnie oglądać. Odrażający Nicolas Cage będzie się śnił po nocach. Mówimy też o bijącym rekordy “The Bear”. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS