O tym, że obraz namalowany na kaflach pieca, to panorama Zielonej Góry, Ewa Stokłosiński dowiedziała się dopiero teraz. – Myślałam, że to jakiś uniwersalny widok. Jakaś droga, drzewo, budynek z tyłu – opowiada. – Dopiero znajomy archeolog powiedział mi, że to nasz park Piastowski, a w tle pałacyk biskupa. Jestem zielonogórzanką od urodzenia, ale takiej panoramy nie znałam – mówi.
Ewa i Andrzej są małżeństwem. Mieszkają w Zielonej Górze i w Jupiter na Florydzie w USA. Część roku spędzają tu, a część za oceanem.
Kilka lat temu kupili wiekową willę przy ul. Sowińskiego 23. W parku, przy stawie. Remont domu zbiegł się z remontem całego parku.
Dom przy ul. Sowińskiego 23 Fot. Władysław Czulak / Agencja Gazeta
Postanowili, że dom gruntownie wyremontują i będą wynajmowali na biura. Remont po trzech latach dobiega końca, wprowadzają się pierwsi lokatorzy.
Dom kupili od starszej pani. Nie pamiętają nazwiska, a numeru telefonu nie zapisali. – Nazwiska musiałabym poszukać w papierach. Wiem jedynie, że po sprzedaży domu przeprowadziła się z Zielonej Góry do jakiejś mniejszej miejscowości – mówi pani Ewa. Poprzednia właścicielka wprowadziła się tu z rodziną po wojnie, była wtedy małą dziewczynką. W ostatnich latach mieszkała w domu sama. Na parterze, bo piętro było wyłączone z użytku. Choć grzała i dbała o parter, nieużywane piętro niszczało. Z daleka widać było odpadający ze ścian tynk. Zielonogórzanie zastanawiali się, czy willa nie podzieli losu budynków, które zniknęły z panoramy miasta.
Remont był sporym wyzwaniem. Przeprowadzali go pod nadzorem konserwatora zabytków. Dom nie jest wpisany do rejestru, ale leży w ścisłej strefie ochrony konserwatorskiej.
Wymienili dach (więźby dachowej nie ruszali), elewacje, odnowili werandę przed wejściem. Chcieli zachować drewnianą posadzkę na parterze, ale była już zbyt spróchniała. – Z bólem serca wymieniliśmy ją na panele – mówi Ewa Stokłosiński. Jeden piec z piętra przenieśli na parter. Odnowili drzwi wejściowe.
Do domu wchodzi się po schodkach przez drewnianą werandę. Przy drzwiach widnieje pejzaż namalowany bezpośrednio na ścianie – porośnięte lasem góry, nad nimi zachodzące słońce. Są też motywy roślinne, które rozchodzą się po całej ścianie. – Oryginalne malowidło było tak zniszczone, że nie było już widać, co na nim jest. Odtworzyliśmy je, prace wykonała absolwentka ASP, ale namalowała uniwersalną panoramę – mówi Ewa Stokłosiński. Może wcześniej było tam coś związanego z Zieloną Górą?
Dom przy ul. Sowińskiego 23 Fot. Władysław Czulak / Agencja Gazeta
Od początku przy remoncie pracuje zielonogórzanin Lech Łapkin. Teraz czeka go m.in. ułożenie płytek na betonowej posadzce werandy. Część oryginalnych nie nadawała się do ponownego użycia. Szuka więc identycznych brakujących. Czasem można je dostać z prac rozbiórkowych.
W ostatnim pokoju na parterze znajduje się biuro firmy sprzedającej nieruchomości. Z okna widać park i staw, w oddali rektorat Uniwersytetu Zielonogórskiego i planetarium Wenus. W pokoju trzech młodych mężczyzn wpatrzonych w komputery. Piec kaflowy w rogu średnio ich interesuje. Wprowadzili się tu niedawno, zastawili go białymi kartonami. – Nawet nie wiedzieliśmy, że jest na nim Zielona Góra. Nie jesteśmy stąd. Nawet się nie przyglądaliśmy – mówią. Po chwili znów stukają w klawisze klawiatury.
W archiwum nie zachowała się teczka budowlana willi przy Sowińskiego 23, dawnej Grünstrasse, czyli ulicy Zielonej. W książce adresowej z 1899 r. miejsce jest opisane jako plac budowy. Dom musiał powstać w pierwszych latach XX w.
Wiemy, że w 1909 r. właścicielem willi był Ludwik Stiehler, dyrektor wykańczalni tkanin. Może pracował w pobliskiej wielkiej fabryce włókienniczej?
W domu mieszkali jeszcze producentka damskich kapeluszy, wdowa Sophie Konvalina i ogrodnik Konstanty Dyballec. Ciekawe towarzystwo.
Dom przy ul. Sowińskiego 23 Fot. Władysław Czulak / Agencja Gazeta
Sam typ pieca wydaje się pospolity. Ładny, ale w tamtych czasach często spotykany. Dopiero, gdy spojrzy się na ręcznie malowane kafle, widać, że różni się od innych.
Barbara Bielinis-Kopeć, wojewódzka konserwator zabytków, mówi, że nie spotkała się jeszcze z piecem, na którym ktoś uwieczniłby panoramę Zielonej Góry. – Każdy wizerunek, który przedstawia dane miejsce, jest cenny – mówi.
Iwona Peryt-Gierasimczuk, była wojewódzka i miejska konserwator zabytków, tłumaczy, że piece z malowanymi scenami rodzajowymi to niegdyś częste zjawisko. – Pałace, dwory i kamienice bogatych mieszczan miały je w wystroju. Bardzo popularne w sztuce zduńskiej XVII wieku, potem znamienne dla secesji – mówi. – Oprócz pejzaży, scen sielskich, myśliwskich, bardzo popularne były motywy kwiatowe.
Ten jest o tyle wartościowy, że przedstawia znane nam miejsce. – To może być ostatni taki piec w mieście, a może nawet w regionie? – mówi. – Muzeum Mikołaja Kopernika we Fromborku jakiś czas temu ogłosiło konkurs na dokumentację takich starych pieców. Może warto u nas zorganizować taką akcję poszukiwawczą? – zastanawia się.
Lech Łapkin interesuje się historią Zielonej Góry, udziela się w grupie EX-Zielona Góra-2 na Facebooku, która zrzesza miłośników dawnej Zielonej Góry. – Staram się zwracać uwagę na takie ciekawostki. Ale takiego pieca jeszcze nie widziałem – mówi. – Rozpoznał, że budynek na piecu to dzisiejszy pałacyk biskupi w parku Piastowskim.
Zdjęcie pokazał Alicji Skowrońskiej, która amatorsko fotografuje Zieloną Górę. Skowrońska wrzuciła je na Facebooku.
Ewa Stokłosiński mówi, że inni robotnicy, gdy zobaczyli piec, radzili jej, by się go pozbyła. – Przekonywali, żebym go wyburzyła, że nie ma sensu go trzymać, bo tylko zajmuje miejsce.
Piastenhöhe, czyli Wzgórze Piastowskie
Pałacyk powstał w 1900 r. Wkrótce zaczęły się też prace nad stworzeniem, w miejscu winnic i ogrodów, Stadtparku, czyli parku miejskiego, dzisiejszego parku Piastowskiego. Park zaprojektował architekt miejski Albert Severin. Pałacyk-restaurację na szczycie wzniesienia postawił zaś Wilhelm Bogdan. Nazwał ją Piastenhöhe, czyli Wzgórze Piastowskie. Nazwa przetrwała do dziś, choć teraz mówimy tak o całym pobliskim lesie, używamy też liczby mnogiej – Wzgórza Piastowskie. Sam budynek wygląda trochę inaczej. Współcześnie ma dobudowane jedno skrzydło, jest rezydencją biskupa. W PRL-u mieścił się tam m.in. ośrodek szkoleniowy KW PZPR.
Wizerunek na piecu powstał prawdopodobnie na zamówienie. Dlaczego właściciel zlecił namalowanie akurat takiego pejzażu? Pewnie nigdy się nie dowiemy. Możemy gdybać. Musiało to być nowe, popularne miejsce. Dziś też możemy kupić panoramy, na których widać np. Zieloną Górę sfotografowaną z drona. To coś nowego, czym możemy pochwalić się przed znajomymi. Kiedyś taką nowością mógł być wizerunek popularnej restauracji w chętnie uczęszczanym parku.
Dom przy ul. Sowińskiego 23 Fot. Władysław Czulak / Agencja Gazeta
Wiemy za to, że pejzaż na kaflach został namalowany na podstawie zdjęcia, uwiecznionego też na pocztówce. – Za wzór zdobienia posłużyło zdjęcie wykonane zaraz po otwarciu restauracji (na widokówce widnieje napis “Neue Anlagen Piastenhöhe”). Fotografię tę Paul Mohr, znany zielonogórski wydawca pocztówek, w 1902 r. przedstawił z kolei na wydanej przez siebie karcie pocztowej.
W późniejszym czasie restauracja Piastenhöhe oprócz tego, że była chętnie odwiedzanym przez zielonogórzan obiektem restauracyjno-dancingowym, to jej wizerunek był także motywem często umieszczanym na pocztówkach, kuflach, szklankach, a nawet na przyciskach do papieru – mówi Bartłomiej Gruszka, archeolog i kolekcjoner pamiątek z przedwojennej Zielonej Góry.
Może, wzorem Fromborka, też poszukamy starych zielonogórskich pieców? Czy znacie Państwo piece warte odnotowania? Piszcie do nas na adres [email protected], przesyłajcie zdjęcia. Najciekawsze opublikujemy.
CZYTAJ TAKŻE: Co za odkrycie! 800 numerów Szambelana, czyli nieznana książka telefoniczna z Grünbergu
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS