A A+ A++

O dramatycznej sytuacji Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego od dłuższego czasu jest głośno w Radomiu. W ciągu ostatnich tygodni odnotowano tam prawie 200 zakażeń koronawirusem, zarówno wśród personelu, jak i pacjentów. Mnożą się plotki, pogłoski, zarzuty. Głos kilka dni temu zabrały, za pośrednictwem naszego portalu, również pracujące tam pielęgniarki. Postanowiliśmy dowiedzieć się, jak wygląda sytuacja szpitala z punktu widzenia zarządu. Z wiceprezesem Łukaszem Skrzeczyńskim rozmawiała Milena Majewska.

Najlepsze wiadomości video z Radomia znajdziesz na naszym kanale na YouTube – TUTAJ

Jaka jest obecnie sytuacja w szpitalu, jak został przeorganizowany czy w ogóle został, jak to wygląda teraz?

 

Wśród personelu 102 osoby zostały zakażone koronawirusem, a wśród pacjentów 80. Wykonaliśmy 1334 pobrania. Jeżeli chodzi o przeorganizowanie szpitala staramy się, z racji tego, że mamy bardzo mocno okrojony personel, łączyć poszczególne oddziały. Udało nam się połączyć neurologię z rehabilitacją neurologiczną. Interna I jest wyczyszczona; czekamy na relokację pacjentów. Mamy nadzieję, że w związku z piątkową decyzją wojewody (o przekształceniu RSS w szpital zakaźny – przyp. red), uda nam się wszystkich pacjentów zarażonych relokować do szpitala miejskiego i będziemy wtedy mogli dekontaminować pomieszczenia, tak by oddziały były czyste i by można było przywrócić normalny ruch.

 

Czyli o jakimkolwiek wyłączeniu szpitala czy całkowitej ewakuacji w ogóle nie ma mowy?

 

W tym momencie nie, ale co przyniesie czas, nie wiem. Sytuacja jest dynamiczna. Może to nastąpić, ale na tę chwilę nie rozważamy takiej możliwości.

 

Wojewoda miał skierować do szpitala dodatkowy personel. Czy już ktoś do szpitala dotarł? To miało być 16 osób.

 

Tak, decyzją wojewody zostało przekierowanie do nas 16 osób. Natomiast fizycznie zgłosiło się do pracy trzy osoby z personelu pielęgniarskiego. Bardzo dziękuję, że chociaż te trzy osoby, bo każda para rąk jest teraz na wagę złota.

 

Tylko trzy z szesnastu? A jak wygląda teraz liczba pracowników, ponieważ z poprzednich informacji szpitala wynikało, że około 500 osób pozostawało na wszelkiego rodzaju zwolnieniach? Jak sobie radzi szpital z tymi brakami?

 

Jeżeli chodzi o liczbę na zwolnieniach lekarskich i opiece nad dziećmi do ośmiu lat, to jest to 433 osoby. Do tego trzeba doliczyć 53 osoby na kwarantannie, które są w tym momencie udokumentowane, ponieważ nie mamy obrazu całościowego. Sanepid nie jest w stanie, zaraz po tym, jak wysyła osobę na kwarantannę, podawać tego na bieżąco. To zaburza obraz całościowy. Reasumując, na pewno jest to dużo więcej niż 500 osób. Mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że zbliżamy się do 600, jeśli nawet już tej liczby nie przekroczyliśmy.

 

A czy zdarzają się takie sytuacje, kiedy ktoś po prostu odmawia wykonania swoich obowiązków, z różnych przyczyn, chociażby ze strachu?

 

Większość osób, która obecnie nie pracuje, okazuje się zwolnieniem lekarskim lub decyzją o skierowaniu na kwarantannę, które często przychodzi do nas z opóźnieniem. Więc nie mogę powiedzieć, że ktoś bezprawnie nie przychodzi do pracy. To, że personel się boi, jest zrozumiałe. Kto w dzisiejszych czasach się nie boi? Ja również chciałbym się cieszyć w spokoju zdrowiem i nie narażać swoich bliskich na ewentualne zagrożenia, ale sytuacja w kraju i na świecie, jest taka jaka jest. Nie sądzę, że jest jakaś osoba, która się nie boi.

Czasem kierujemy kogoś do pracy z komunikatem, musisz wejść na oddział, na którym jest ognisko koronawirusa, i ta osoba odmawia. Potem często pojawia się u niej nagła choroba, zwolnienie lekarskie i mamy kolejny brak personelu. Zdarza się, że pracy odmawiają firmy zewnętrzne, jak chociażby firma sprzątająca, działająca na zasadzie outsourcingu. Stąd nawarstwiające się problemy higieniczne i problemy z personelem pomocniczym.

 

PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjciIGRhdGEtcmV2aXZlLWlkPSI0NGIxNzY0MWJjOTg4OTU5NmEyZDdiN2ZkNTRiNWZlNSI+PC9pbnM+PHNjcmlwdCBhc3luYyBzcmM9Ii8vci5jb3phZHppZW4ucGwvc2VydmVyL3d3dy9kZWxpdmVyeS9hc3luY2pzLnBocCI+PC9zY3JpcHQ+

PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjciIGRhdGEtcmV2aXZlLWlkPSI0NGIxNzY0MWJjOTg4OTU5NmEyZDdiN2ZkNTRiNWZlNSI+PC9pbnM+PHNjcmlwdCBhc3luYyBzcmM9Ii8vci5jb3phZHppZW4ucGwvc2VydmVyL3d3dy9kZWxpdmVyeS9hc3luY2pzLnBocCI+PC9zY3JpcHQ+

Czy to prawda, że z powodu braków kadrowych, personel jest zmuszony pracować dużo dłużej?

 

Nie, nie można użyć tutaj stwierdzenia, że ktokolwiek jest zmuszany. My prosimy, ale proszę wyobrazić sobie, jaki mamy wybór – a raczej brak wyboru. Jeżeli prosimy jakąś osobę, żeby przyszła do pracy, to tylko dlatego, żeby zapewnić opiekę osobom które u nas przebywają z przyczyn zdrowotnych. Więc motywujemy także finansowo. Dokładamy środków, by te osoby zostały i pracowały, często dłużej. Wynika to tylko z braku kadry, która z jakichś przyczyn choruje bardziej, niż jeszcze miesiąc temu.

 

Czy w przypadku pracowników zakażonych państwo, jako zarząd szpitala, mają z nimi kontakt? Czy to sanepid przejmuje takie kontakty?

 

Staramy się mieć kontakt. Nie wygląda to oczywiście tak, że ktoś z zarządu dzwoni do każdego z lekarzy lub pielęgniarek, którzy są zarażeni. To kierownicy czy oddziałowe monitorują te osoby, ponieważ zależy nam na ich, jak najszybszym powrocie do zdrowia i powrocie do pracy. My nie czekając na czasochłonne działania sanepidu, na własną rękę staramy się badać te osoby, pobierać od nich wymazy, by jak najszybciej decyzje o izolacji czy kwarantannie, były z nich zdejmowane.

 

Pracownicy zarzucają zarządowi szpitala brak przepływu informacji. Na przykład, że nie są informowani o ilości zakażonych itd. Jak by pan się do tego odniósł? Czy to już panika? Czy faktycznie tak jest, że są ludzie trochę odcięci od informacji?

 

Ja bym powiedział, że zapanowała panika wręcz histeryczna. Ale tak się dzieje na całym świecie, ludzie po prostu najzwyczajniej się boją. Boją się wirusa, którego nie widać i nie można zdiagnozować na pierwszy rzut oka. To jest ukryty wróg, który może dać swoje znaki dopiero po pięciu czy siedmiu dniach. Zdarzają się przypadki, że pacjenci nie mówią całej prawdy. Jeżeli chodzi o przepływ informacji, skanalizowaliśmy go w najlepszy możliwy niekontaktowy sposób. Poddaliśmy badaniom prawie 1300 osób, 1130 personelu i 200 pacjentów. Wysyłamy próbki do zewnętrznych laboratoriów. Czas, w jakim otrzymujemy wyniki testów jest uzależniony od przepustowości laboratoriów zewnętrznych. Jeżeli tylko mamy wyniki, to już jest kwestia kilku godzin, kiedy informacja dociera do zainteresowanych osób. Jeżeli to są osoby dodatnie, to są one informowane w pierwszej kolejności.

 

Czy powtarza się testy wśród personelu? Czy zdarzyło się tak, że ktoś miał ujemny wynik, a po jakimś czasie okazało się, że wyszedł dodatni?

 

Tak, zdarzało się. Chciałbym podkreślić, że teraz nie borykamy się z problemem dostępności do testów. Byliśmy przygotowani wcześniej, mieliśmy probówki wymazowe, które pozwalały nam pobierać samodzielnie próbki, bez oczekiwania na żadne inne służby zewnętrzne. Sami to robiliśmy i sami przekazywaliśmy je do laboratoriów. Niektórzy nasi pracownicy byli badani już kilkukrotnie, ponieważ staramy się to robić przesiewowo. Po siedmiu dniach staramy się jak największą liczbę osób znowu badać i mieć obraz tego, jak wygląda sytuacja.

 

Jeżeli chodzi o środki ochrony osobistej, czy nadal szpital ma braki? Potrzebuje pomocy w ich zbieraniu?

 

Żeby na to odpowiedzieć precyzyjnie, trzeba cofnąć się do zamysłu, jaki był na początku walki z koronawirusem. My jako Mazowiecki Szpital Specjalistyczny mieliśmy być zabezpieczeniem dla pacjentów niezakażonych.

Decyzją wojewody, koronawirusem miał zajmować się Radomski Szpital Specjalistyczny, szpital w Kozienicach i MSWiA w Warszawie. Świadczy o tym choćby pomoc, jaka została przekazywana do tych szpitali. Kozienice dostały siedem razy więcej pieniędzy niż my. My dostaliśmy 62 tys. zł, oni dostali ponad 430 tys., miejski szpital dostał 230 tys. To tam były skierowane główne działania i pewnie zatowarowanie w środki ochrony osobistej było tam znacznie większe. My musieliśmy sami się do tego zbroić i to uczyniliśmy. Podnieśliśmy nasze stany magazynowe, jeżeli chodzi o środki ochrony osobistej siedmiokrotnie, zanim jeszcze pojawił się u nas jakikolwiek zakażony pacjent. Przygotowaliśmy się na odebranie od tych szpitali osób, które będą miały inne schorzenia, ale będą czyste od koronawirusa. Kiedy okazało się, że w naszej placówce pojawiają się osoby zakażone i że są miejsca w szpitalach na ich relokację, wywołało to wśród zarządu ogromne zdziwienie. Ponieważ wcześniej dwukrotnie próbowaliśmy przejść tę ścieżkę. Z kilkunastoma zeszło nam od godziny 10 rano, do godziny 4.30 nad ranem kolejnego dnia.

Ponieważ nie było miejsc w szpitalach albo nie chciały one odbierać od nas pacjentów, z różnych przyczyn; chociażby braku odpowiednich urządzeń, które mogłyby ratować życie tych osób. Mimo, że poruszyliśmy wszystkich, kogo mogliśmy; również dyrektora zdrowia w Urzędzie Wojewódzkim, który nie wykazał się zbyt daleko idącą pomocą.

Kiedy już skończyły się zapasy materiałowe, które zgromadziliśmy przed pierwszym przypadkiem, zarzuciliśmy wojewodę pismami alarmującymi o naszym stanie. W ubiegłą niedzielę dostaliśmy kontakt do osoby, którą rozdziela środki ochrony w Urzędzie Wojewódzkim. Byłem tam osobiście trzykrotnie i ledwie udało mi się zapełnić kufer auta osobowego środkami ochrony osobistej. W piątek natomiast dostaliśmy informację z Ministerstwa Zdrowia, że jedzie do nas wojsko z dostawą. Rzeczywiście w sobotę dostawa przyjechała i było to 70 l płynu do dezynfekcji. To jest cała pomoc, jaką dostaliśmy od wojewody, mając największe ognisko koronawirusa w regionie. Ktoś z zarządu jest w szpitalu 24 godziny na dobę i te środki reglamentacji wydaje osobiście na poszczególne oddziały i jest to bardzo trudne.

PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjQxIiBkYXRhLXJldml2ZS1pZD0iNDRiMTc2NDFiYzk4ODk1OTZhMmQ3YjdmZDU0YjVmZTUiPjwvaW5zPg0KPHNjcmlwdCBhc3luYyBzcmM9Ii8vci5jb3phZHppZW4ucGwvc2VydmVyL3d3dy9kZWxpdmVyeS9hc3luY2pzLnBocCI+PC9zY3JpcHQ+

PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjQxIiBkYXRhLXJldml2ZS1pZD0iNDRiMTc2NDFiYzk4ODk1OTZhMmQ3YjdmZDU0YjVmZTUiPjwvaW5zPg0KPHNjcmlwdCBhc3luYyBzcmM9Ii8vci5jb3phZHppZW4ucGwvc2VydmVyL3d3dy9kZWxpdmVyeS9hc3luY2pzLnBocCI+PC9zY3JpcHQ+

 

Czy wiadomo już kiedy ten wirus w szpitalu się zaczął i od kogo? Bo są różne tropy, różne pogłoski. Czy są państwo w stanie to ustalić?

 

Rozumiem, że nawiązuje pani do plotek dotyczących jednego z naszych lekarzy. Wcześniej nie odnosiliśmy się do tego, ponieważ skupialiśmy się na trudnej sytuacji w szpitalu. Ten człowiek nie był na nartach, nawet na nich nie jeździ i nie był też we Włoszech, jak podają plotki. Profesor, u którego stwierdzono koronawirusa, był na spotkaniu lekarzy, i to tam jedna z osób okazała się być zarażona. Nasz lekarz pracuje w szpitalu od wtorku do czwartku, zanim wrócił do nas w kolejnym tygodniu, poinformował że musi się przebadać w Warszawie, bo tam na stałe mieszka. Jego wynik wyszedł pozytywny. W związku z tym, że jako zarząd mieliśmy z nim kontakt, zostaliśmy skierowani, decyzją sanepidu, na kwarantanny. Okazało się, że nikt z nas się nie zaraził. Po naszym powrocie zaczęły się pojawiać kolejne ogniska na oddziale wewnętrznym.

 

Czyli jednak trop pacjenta byłby bardziej prawdopodobny?

 

Jesteśmy tak wielkim szpitalem, największym w tej części Mazowsza, że dróg dotarcia wirusa do nas jest naprawdę wiele. Czy to przez pacjentów, którzy nie są do końca szczerzy jeżeli chodzi o wywiad epidemiologiczne przeprowadzane przy wejściu. Czy personel, który niestety jest w orbicie dwóch szpitali które się zamknęły (Nowe Miasto i Grójec – przyp. Red.). Czy pacjenta, który został przyjęty w stanie uniemożliwiającym przeprowadzenie wywiadu, bez objawów; dopiero po jakimś czasie zaczął je mieć i okazało się że jest dodatni. Naprawdę jest to w naszej opinii nie do ustalenia.

 

Wśród głosów naszych czytelników pojawiają się zarzuty, że w momencie, kiedy zaczęła się relokacja pacjentów, wypisywano do domu osoby z wirusem. Czy to prawda, czy to były po prostu osoby bezobjawowe, lekko przechodzące i dlatego został wypisany do domu?

 

Jeżeli chodzi o wypisywanie pacjentów z potwierdzoną obecnością koronawirusa, to najpierw jest oceniany jej stan, czy może wrócić do domu. Drugi krok to ocena epidemiologa, potem jest informowany sanepid i to on nakłada na taką osobę decyzję o izolacji, już w miejscu w którym wskaże ta osoba lub jej rodzina. Przecież nie wszyscy, którzy są zakażeń wirusem trafiają do szpitala. Tak naprawdę jest to tylko mały procent. Większość przechodzi tę chorobę w warunkach domowych. Nie jest to więc wyrzucanie czy pozbywanie się chorych, tylko procedura postępowania z takimi pacjentami. W normalnych warunkach, pacjent który leży w szpitalu powinien otrzymać całościową opiekę. Jednak warunki nie są normalne.

 

Mieszkańcy miasta czytają, słuchają. Informacje na temat sytuacji w szpitalu są dosyć przerażające, ale czy naprawdę jest się czego bać? Czy mieszkańcy, którzy trafiają do szpitala, mogą być spokojni o siebie?

 

Nie mogę powiedzieć, że wszyscy którzy do nas trafią mogą być bezpieczni, nie zarażą się. Bo sytuacja jest, jaka jest i to nie dotyczy tylko naszego szpitala, a całego świata. W każdym razie te osoby, które pracują przy łóżkach pacjentów, to są naprawdę bohaterowie dzisiejszego dnia. Fakt, że oni zostali i nie odchodzą od łóżek pacjentów, to jest heroizm z ich strony. I nie chodzi tyko o to, że to jest ich obowiązek. Niestety zostali pozostawieni na tym froncie przez niektórych swoich kolegów i koleżanki.

 

Zarząd też jest w bardzo trudnej sytuacji. Czego na tę chwilę najbardziej szpitalowi potrzeba?

 

Najważniejsze potrzeby to teraz środki ochrony osobistej, maseczki FFP2, FFP3 i kombinezony. Staramy się rozsądnie rozdzielać to, co mamy, bo niestety nikt nie jest w stanie nam w tym momencie pomóc. Nadzieję daję nam to, że są pieniądze. Urząd Marszałkowski stara się nam zrobić zakupy, choć półki są puste. Pieniądze nie są teraz problemem, a dostępność tych materiałów. Problemem jest również przepustowość laboratoriów wykonujących testy. Choć Urząd Marszałkowski pomógł nam podpisując umowę z zewnętrzną firmą. W ten piątek laboratoria nie chciały już odbierać od nas wymazów ze względu na przepełnienie. Dlatego moje zdziwienie, kiedy minister zapowiedział, że teraz wszyscy w szpitalach będą mogli robić badania, w takiej ilości, w jakiej potrzebują. Dzięki umowie podpisanej przez marszałka, mogliśmy to przetestować i rzeczywiście jest to szybkie, co jest kluczem, jeżeli chodzi o badania personelu. Ponieważ w ciągu 14 godzin laboratorium ma obowiązek przekazać nam wyniki badań, a do tej pory trwało to nawet 60 godzin.

Milena Majewska, fot. Szymon Wykrota

Najświeższe wiadomości z Radomia i regionu znajdziesz na profilu CoZaDzien.pl na Facebooku – TUTAJ

Chcemy, żeby portal CoZaDzien.pl był miejscem wymiany opinii dla wszystkich mieszkańców Radomia i ziemi radomskiej.
Chcemy, żeby nasze publikacje były powodem do rozpoczynania dyskusji prowadzonej przez naszych Czytelników; dyskusji merytorycznej, rzeczowej i kulturalnej. Jako redakcja jesteśmy zdecydowanym przeciwnikiem hejtu w Internecie i wspieramy działania akcji „Stop hejt”. Dlatego prosimy o dostosowanie pisanych przez Państwa komentarzy do norm akceptowanych przez większość społeczeństwa. Chcemy, żeby dyskusja prowadzona w komentarzach nie atakowała nikogo i nie urażała uczuć osób wspominanych w tych wpisach.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolicjanci interweniowali wobec osób lekceważących ograniczenia i kwarantannę
Następny artykułJednorazowe rękawiczki fruwają po osiedlach