Aryna Sabalenka (2. WTA) bardzo szybko pojawiła się na konferencji prasowej po finale turnieju WTA 1000 w Rzymie. Białorusinka wyglądała na smutną, ale nie przybitą. Odpowiadając na większość pytań, starała się przekazać, że “chcę zachować w sobie pozytywne emocje, nie grała dobrze, ale czas patrzeć przed siebie”.
Sabalenka reaguje na pytanie Sport.pl
Sala była pełna dziennikarzy i znalazłem wolne krzesło dopiero na końcu. Gdy przyszła moja kolej, zapytałem wiceliderkę rankingu: “W ostatnich meczach używałaś wielu dropszotów, stosowałaś woleja, ale w finale tych elementów gry zabrakło z twojej strony. Dlaczego?”
Takiej reakcji Sabalenki nie spodziewałem się. Najpierw przyznała: “To bardzo dobre pytanie! Chciałabym zagrywać tak dziś częściej. Prawdopodobne byłoby wtedy trochę inaczej”. Następnie zaczęła się śmiać, a wraz z nią cała sala.
Białorusinka, już na poważnie, tłumaczyła:
“Myślę, ze Iga nie dała mi zbyt wielu okazji, bym mogła zastosować takie zagrania. Jej uderzenia były bardzo długie, głębokie i przez to ciężko było zmienić rytm gry. Próbowałam kilka razy, chciałam zagrać skrót, ale nie było kiedy. Ale powinnam grać w bardziej urozmaicony sposób. To nie był mój najlepszy mecz, najlepszy dzień, muszę dać coś ekstra w kolejnym spotkaniu (przeciwko Idze Świątek – przyp.red.)”.
Postawa Sabalenki w sobotnim pojedynku finałowym była zaskakująca. Oczywiście trzeba brać pod uwagę, z kim musiała mierzyć się, jak trudne wyzwanie rzuciła jej Iga Świątek. Mimo wszytko, można było odnieść wrażenie, że druga rakieta świata postawiła w tym meczu głównie na siłę. Przez wiele lat prezentowała właśnie taki styl gry, ale przecież w ostatnich dniach inaczej budowała akcje.
Wcześniej w Madrycie, a teraz w Rzymie Aryna Sabalenka zaskakiwała rywalki dropszotami. Spotkanie czwartej rundy z Eliną Switoliną wygrała głównie skrótami i serwisem, broniąc po drodze kilku piłek meczowych. A co działo się w półfinale z Danielle Collins? Po siedmiu gemach Białorusinka miała na koncie siedem winnerów, z czego aż sześć w efekcie zagranych dropszotów. Wprowadziła ten element na stałe do swojego repertuaru uderzeń, ale w finale z niego nie korzystała.
Dlaczego zagrała inaczej?
Trudno nie zgodzić się z tym, że Świątek robiła wszytko, co mogła, by uniemożliwić Sabalence skracanie wymian. Polka wyciągnęła wnioski, bo kilka skrótów rywalki w niedawnym finale w Madrycie sprawiło jej sporo problemów. W Rzymie takich sytuacji już nie było. Zapamiętałem zwłaszcza jeden moment w drugim secie, gdy wiceliderka rankingu zagrała dropszota, ale na tyle czytelnie, że Polka nie miała kłopotów z odpowiedzią. Nawet gdy był czas i miejsce, Sabalenka tego dnia nie potrafiła zaskoczyć Świątek.
Po finale Białorusinka zapewniała, że w Paryżu zaprezentuje się jeszcze lepiej. W jej przypadku już sam finał byłby wielkim sukcesem, bo dotychczas najdalej na Roland Garros dotarła rok temu do półfinału, przegrywając wówczas sensacyjnie z Karoliną Muchową.
Iga Świątek uda się do stolicy Francji jako główna faworytka do tytułu. Ma w kolekcji już trzy wygrane wielkoszlemowe w Paryżu. Impreza rusza 26 maja. Relacje w Sport.pl, transmisje w Eurosporcie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS