A A+ A++

Ocalali z pogromu członkowie plemienia Herero

Szeroko zakrojone i dokładnie zaplanowane zbrodnie ludobójstwa są na ogół kojarzone z działalnością nazistowskich Niemiec podczas II wojny światowej. W opinii publicznej nie są natomiast powszechnie znane inne – nie mniej okrutne – zbrodnie, które ojczyzna Goethego i Bacha ma na swoim sumieniu. Miały one miejsce całe dekady wcześniej, nim rozpalono piece w Auschwitz i Birkenau, na odległym krańcu kontynentu afrykańskiego.

Żeby zrozumieć, co tchnęło Cesarstwo Niemieckie do fizycznej eksterminacji niemalże całych tubylczych ludów, należy cofnąć się do 1883 roku, gdy do zatoki Angra Pequena u południowo-zachodnich wybrzeży Afryki wpłynął samotny statek, wiozący młodego kupca imieniem Heinrich Vogelsang. Pracując dla kampanii należącej do handlarza Adolfa Lüderitza miał jeden cel – wykupić jak największą połać ziemi od lokalnego wodza ludu Nama, Josepha Fredericksa. Wówczas żadna ze stron nie miała pojęcia, jakie konsekwencje będzie miał dla nich zakup nieurodzajnej, prawie całkowicie pozbawionej roślinności i wody skrawka afrykańskiej ziemi.

Kolonialna gorączka

Zatokę na stałe zamieszkiwała tylko jedna osoba, która trudniła się zbieraniem guana oraz połowem rekinów. Co jakiś czas pojawiały się pogłoski o odkryciu złóż miedzi, ale szybko były dyskredytowane. To nie stanowiło jednak problemu dla Cesarstwa – najważniejszym było wejść w posiadanie jakiejkolwiek kolonii.

W tamtych czasach, pod koniec XIX wieku na całym świecie panowała tak zwana „kolonialna gorączka” – wszystkie imperia i liczące się monarchie, w tym przede wszystkim Imperium Brytyjskie, Francja, Hiszpania, Portugalia, Holandia czy Belgia i młodziutka Ameryka, mogły pochwalić się ogromnymi koloniami rozsianymi po całym globie. Niemcy wystartowały w tym maratonie stosunkowo późno i z prestiżowego punktu widzenia wiele traciły. Największa lądowa armia na świecie nie mogła sobie pozwolić na taki stan rzeczy. Stąd wręcz desperackie zabiegi różnej maści kupców, dowódców wojskowych i samego kajzera, cesarza Wilhelma II Hohenzollerna i jego kanclerzy, Bismarcka (początkowo niechętnego polityce kolonijnej) oraz jego następcy, kanclerza von Capriviego w próbach objęcia jakichkolwiek terytoriów we władanie.

Rozwój niemieckich kolonii u południowo-wschodnich wybrzeży Afryki miał burzliwy, ale progresywny przebieg, aczkolwiek niejednokrotnie los niemieckich kolonistów wisiał na włosku. Największym utrapieniem byli wodzowie plemion Herero i Nama, tak zwani kapteinowie, jak wspomniany Fredericks oraz Hendrick Witbooi. Byli oni gorliwymi chrześcijanami, doskonale znającymi sytuację międzynarodową dzięki ożywionej korespondencji pomiędzy innymi plemionami oraz sąsiednimi koloniami brytyjskimi. Fakt, że tubylcy potrafili doskonale czytać i pisać, a do tego znali europejskie obyczaje, nijak pasował do lansowanej wówczas wizji rzekomego barbarzyństwa Afrykanów.

Zwykłe fortele z nieuczciwymi umowami kupna ziemi nie przynosiły spodziewanych efektów w postaci objęcia w posiadanie bogatych w złoża terytoriów. Z Witbooiem, jednym z najinteligentniejszych afrykańskich wodzów w historii nie mógł sobie poradzić pierwszy cesarski komisarz Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej, doktor Heinrich Ernst Göring (nawiasem mówiąc, ojciec bardziej znanego z kart historii Hermanna Göringa).

Wiele w dotychczasowym układzie sił zmienił przyjazd w 1898 roku nowego komisarza, kapitana pruskiej armii, Curta von François. Miał on doświadczenie w Afryce, służąc wcześniej w belgijskim Kongu. Dał się tam poznać jako brutalny i bezwzględny rasista i zwolennik rozwijającej się wówczas ideologii supremacji białej rasy. Wielki wpływ na kształtowanie się takiego światopoglądu miał raczkujący społeczny darwinizm oraz chęć jakiegokolwiek usprawiedliwienia okrucieństw, jakie wszelkie imperia kolonialne, czy to w Afryce, czy w obu Amerykach stosowały wobec ludności tubylczej. Obecność François na ziemiach Hererów i Nama miała w niedalekiej przyszłości odmienić ich los.

Curt von François

Kapitan zaczął działać bardzo szybko, wznosząc przyczółek nazwany Fortem Wilhelma, kontrolujący wiele pustynnych szlaków handlowych oraz rozbudowując Windhuk, miejscowość, która miała stać się kamieniem węgielnym kolonii z pierwszego zdarzenia. Założono tam biuro Kampanii Osadniczej Afryki Południowo-Zachodniej i opierając się na rzymskiej zasadzie „divide et impera”, dziel i rządź, siłą przejmowano kontrolę nad kolejnymi połaciami nieurodzajnych ziem.

Największym skarbem tamtych ziem były ogromne stada bydła, hodowane przez tamtejsze plemiona. Wykupywanie za nieuczciwe stawki, albo bezprawna konfiskata żywego inwentarza, narastająca agresja ze strony niemieckich kolonistów oraz ingerowanie w wewnętrzne sprawy plemion tubylczych doprowadziły rychło do buntu. Na początku lat 90-tych XIX wieku ludy Hererów i Nama zjednoczyły się przeciwko polityce François. Afrykanie wykazali się niedoścignioną kulturą wojny, zabijając jedynie niemieckich mężczyzn. Wielokrotnie eskortowali kobiety i dzieci do europejskich garnizonów. Ponadto zmarłym odprawiano godne, chrześcijańskie pogrzeby. Rzekomi nadludzie nie wykazywali się takimi przymiotami. Przykładem tego był zdradziecki atak żołnierzy Françoisa na osadę w Hoornkrans, gdzie zmasakrowano kilkadziesiąt kobiet i dzieci Nama. Mężczyźni uciekli, pewni, że ich rodzinom nic nie grozi. To bezsensowne ludobójstwo było prologiem do znacznie większego koszmaru, jaki miał niedługo spotkać omawiane ludy.

Kolejny gubernator niemieckiej kolonii, Theodor Leutwein nie zmienił polityki względem tubylców. Jednakże dopiero epidemia pomoru bydła, zwanego Rinderpest, była największym katalizatorem nieszczęść. Uważa się, że niektóre plemiona straciły nawet 95% żywego inwentarza, a dla ludów, których dieta składała się głównie z mleka i mięsa, była to tragedia na nieznaną wcześniej skalę. Niemcy nie mogli wyobrazić sobie lepszego prezentu. Gdyby tego było mało, Afrykanów w tym samym czasie dopadła plaga tyfusu i malarii, która dobiła resztki ocalałego bydła.

Nauka w służbie zbrodni

Doktor Paul Rohrbach, komisarz do spraw osadnictwa przybyły do Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej był zwolennikiem prymitywnego darwinizmu. W swoich dziennikach przyznawał, że nawet fizyczna eksterminacja całych ludów jest jedynie efektem ubocznym wyszukiwania dla Niemców „lebensraum”, przestrzeni życiowej – koncepcji, która również przed II wojną światową będzie jednym z głównych propagandowych motorów dla ekspansji Niemiec. Rohrbach opracował na wzór kolonizacji amerykańskiej system rezerwatów, w których zostaną zamknięci tubylcy kosztem nieograniczonego rozwoju białego osadnictwa. Pierwsze rezerwaty powstały już w 1903 roku: w Riermont dla Witbooiów Nama oraz dla Hererów w Otjimbingwe.

Theodor Leutwein

Osłabieni pomorem bydła i innymi plagami Afrykańczycy nie pozostawali jednak bierni, wykazując się dużym uporem i walecznością. W styczniu 1904 roku doszło pod Okahandja do niewielkiej potyczki między Hererami, a kolonistami. W jej wyniku zginęło kilku Niemców. To wydarzenie uruchomiło swoistą reakcję łańcuchową, której finałem było zakrojone na szeroką skalę ludobójstwo. Z jednej strony, wciąż przestrzegając swoich zasad, Herero zaczęli polować na niemieckich mężczyzn. Z drugiej natomiast koloniści nie wykazywali się zbytnim honorem. Bez pardonu zabijali całe wioski, kobiety często brutalnie gwałcąc. Bezczeszczono również cmentarze Hererów i Nama, wydobywając cieszące się w Europie popularnością wśród naukowców czaszki starszyzny.

W kontekście otwartej wojny między kolonistami a ludnością tubylczą, nowym gubernatorem kolonii został generał Adrian Dietrich Lothar von Trotha, bezwzględny i okrutny dowódca, który wprost głosił, że nieskore do współpracy plemiona Herero i Nama muszą zostać wybite co do jednego.

Adrian Dietrich Lothar von Trotha

Wkrótce miało się okazać, że nie rzucał słów na wiatr, rozbijając zbrojnie opór zjednoczonych plemion i wypędzając na pustynię Omaheke kilkadziesiąt tysięcy osób, głównie starców, kobiety oraz dzieci wraz z resztką ich bydła.

Wspomnienia żołnierzy, którzy podążali śladem wygnańców są przerażające. Pozbawiona wody pustynia usiana była niewyobrażalnymi ilościami trupów, które natychmiast rozszarpywane były przez sępy i szakale. Hererowie w pragnieniu spuszczali ze swoich zwierząt krew, albo gołymi rękoma kopali głębokie doły w wyschniętych korytach rzek. Jednocześnie von Trotha wydał rozkaz zabijania na miejscu każdego pozostałego przy życiu przedstawiciela ludu Herero. Na potrzeby dyrektywy zostały uformowane specjalne patrole oczyszczające, które miały tropić i zabijać, niejednokrotnie nie zdających sobie sprawy z jakiejkolwiek wojny tubylców. Szacuje się, że w granicach Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej pozostało ich wówczas ok. 20-30.000.

Pierwsze uprzemysłowione ludobójstwo nowożytnego świata

Taka eksterminacja ludności w oczach Berlina oraz zarządców kolonii nie spełniała swojej funkcji. Proces był zbyt rozwleczony w czasie, bardzo kosztowny, a zbiegli do innych kolonii Hererowie nie robili dobrego PR-u Niemcom. Postanowiono więc wznieść obozy koncentracyjne, które z ekonomicznego punktu widzenia były o wiele praktyczniejsze.

Obozy koncentracyjne nie były wówczas zupełną nowością. Pierwsze zakładane były na Kubie przez Hiszpanów oraz przez Brytyjczyków podczas wojen burskich.

Politykę koncentracyjną Niemcy zaczęli wprowadzać od 1905 roku, a pomysłodawcą całego przedsięwzięcia był hrabia Georg von Stillfried und Rattonitz, oficer armii von Trothy. Wzniesiono pięć głównych obozów: największy był w Windhuku, mniejsze w Karibib i Okahandja i dwa w portach, Lüderitz i Swakopmundzie – wszędzie tam, gdzie potrzeba była siła robocza.

Obozy koncentracyjne i ludobójstwo, o których zapomniał świat…

Najlepiej udokumentowany był ten ostatni. Z ocalałych dokumentów wiemy, że mężczyźni otrzymywali tam dietę wielkości 500 gram surowego ryżu. Kobiety i dzieci, wykonując takie same, ciężkie i niebezpieczne prace, otrzymywały połowę mniej. O skrajny cynizm zakrawa fakt, że oprócz ziaren ryżu nie posiadali żadnego naczynia, w którym mogliby go zagotować, ponadto nigdy wcześniej czegoś takiego nie jedli. Skutki były opłakane – niewolnicy cierpieli na biegunkę i inne choroby układu pokarmowego.

Ponadto w Swakopmundzie panował surowy, zimny nadmorski klimat, a Afrykańczycy nie mieli jak się przed nim osłonić. Nosili stare ubrania otrzymane przez pomoc misyjną albo zwykłe jutowe worki zamiast ubrań, które nie chroniły przed oceanicznymi mrozami. Prócz tego, nie było tam żadnych środków higienicznych, szerzyły się najrozmaitsze choroby, a chorzy i umierający leżeli we własnych odchodach. Ten fakt oczywiście nie przeszkadzał kolonistom przed eksploatowaniem niewolników.

Żniwo śmierci było niezwykle wysokie. Nie posiadamy oficjalnych danych co do śmiertelności w Swakompundzie bądź innych obozach, ale licząc ostrożnie, osiągały wielkości rzędu 40-50%, a średnia długość życia niewolnika wynosiła około 10 miesięcy. Można uznać więc, że obozy koncentracyjne wzniesione w tej niemieckiej kolonii były de facto obozami śmierci, a praca wykonywana przez zamkniętych tam tubylców miała jedynie przyspieszyć tempo umierania.

Gehenna ludu Nama

Nieszczęścia, które spadły na lud Herero były jednak drobiazgiem w porównaniu do tego, co zgotowano Nama. Lud ten wzniecił powstanie kilka miesięcy po buncie Hererów. Dowódcy Nama, osobistości takie jak wspomniany już Hendrik Witbooi, Cornelius Frederick czy Jakob Morenga, zwany Czarnym Napoleonem, stoczyli ponad 200 potyczek z Niemcami, obierając taktykę wojny partyzanckiej. Von Trotha, będąc zbyt ograniczonym wojskowym, nie mając wymaganej dyplomatycznej finezji i sprytu, został zastąpiony kolejnym gubernatorem, cywilnym urzędnikiem Friedrichem von Lindequistem.

On to serią podstępnych działań zdziesiątkował i zniewolił tysiące Nama, umieszczając ich w kolejnych obozach. Jeden z nich znajdował się na tak zwanej Wyspie Rekinów w Zatoce Lüderitza (wcześniej Angra Pequena). Tam, na skalistej ziemi, wśród wzniesionych ze szmat i patyków szałasów zgromadzono kilka tysięcy Nama tylko po to, żeby skonali. W opinii kolonistów lud ten był uważany za słaby, nienadający się do pracy i zbyt buntowniczy, żeby zaangażować ich do poważnych prac. Stąd też przedstawiali jeszcze mniejszą wartość niż Hererowie.

Jeńcy z plemienia Herero

Wyspa Rekinów, długości 1,2 kilometra, w najszerszym miejscu osiągająca 280 metrów stała się narzędziem bezpośredniej eksterminacji Nama. Wyspa miała tak złą opinię, że na myśl o zesłaniu tam, niektórzy rozszarpywali sobie gardła gołymi rękoma. Temperatura w ciągu dnia osiągała w gorących porach roku po 40 stopni Celsjusza, a w nocy spadała prawie do zera. Ubrani w szmaty, niedożywieni, spragnieni i chorzy umierali masowo każdego dnia. Nieraz nawet nie byli chowani, tylko bezpośrednio wrzucani do oceanu, a ich ciała zalegały całymi tygodniami na piaszczystych wybrzeżach.

Obóz został finalnie zamknięty w kwietniu 1907 roku, a pozostali przy życiu Nama zostali przeniesieni do innego obozu, by tam, z daleka od oczu niemieckich kolonistów, konali w zapomnieniu. Według oficjalnych danych na Wyspie Rekinów zginęło 1203 Nama, w tym 460 kobiet i 274 dzieci. Jednakże dane te są poważnie zaniżone, ponadto nic nie wiadomo na temat wcześniej osadzonej grupy Hererów, wśród których ofiar mogło być ponad tysiąc.

Reszta Afrykanów została zwolniona z obozów koncentracyjnych w styczniu 1908 roku z okazji urodzin kajzera Wilhelma i zmuszona do podjęcia niewolniczej pracy u kolonistów.

Ponury bilans

W latach 1904-1908, kiedy w obozach koncentracyjnych w nieludzkich warunkach Afrykanie byli pozostawieni na okrutną śmierć, w Niemczech rozwijały się gałęzie nauki, które po kilkunastu latach miały stać się fundamentem ideologii nazistów. Na podstawie odkryć Darwina jego kuzyn sir Francis Galton opracował podstawy nowej dziedziny wiedzy, eugeniki, która w Niemczech stała się bardzo popularna.

Początkujący badacz rasy, Christian Fetzer, próbował na podstawie badań czaszek naukowo wykazać podobieństwo Nama do małp. By to udowodnić, zamawiał materiał naukowy u samego źródła. M.in. w Swakopmundzie niewolnice zmuszano do gotowania czaszek swoich pobratymców, niejednokrotnie krewnych i zeskrobywania z nich pozostałości mięśni i ścięgien kawałkami szkła. W ten sposób spreparowane czaszki były całymi setkami transportowane do odpowiednich instytutów w Europie.

Herero w tradycyjnych strojach. Koniec XIX wieku

W Swakopmundzie działał jeszcze jeden naukowiec, doktor Bofinger, starając się wykazać, że szkorbut jest chorobą zakaźną, w ogóle pomijając kontekst, w jakim żyli badani przez niego na Wyspie Rekinów Nama. Wszystkie te badania były prowadzone pod z góry przyjętą tezę i miały na celu ugruntować władzę kolonistów nad nowymi ziemiami, wydzieranymi brutalnie autochtonicznej ludności. Szerzona wszem i wobec wyższość białego europejskiego człowieka nad prymitywnymi, mającymi w sobie więcej z dzikiego zwierzęcia niż istoty ludzkiej tubylcami. Takie mniemanie, serwowane w oficjalnych gazetach, było powszechne wśród społeczeństwa, które było ślepe i głuche na wszelkie cierpienia towarzyszące zakładaniu kolejnych kolonii. Najważniejszy był splendor, rządza władzy oraz mitycznych skarbów, które owi dzicy mieli strzec.

Przyjmuje się, że w pierwszym dziesięcioleciu XX wieku śmierć poniosło ponad 80% ludu Herero, a niektóre plemiona Nama zostały wybite doszczętnie. Potomkowie ocalałych, zamieszkujących dzisiejszą Namibię nigdy nie otrzymali jakichkolwiek reparacji za poniesione straty, naród niemiecki również nigdy nie przyznał się do tych czynów i nie wystosował odpowiedniej odezwy.

Bibliografia:

  1. Olusoga D., Erichsen C., Zbrodnia Kajzera, Wielka Litera 2011
  2. Zychowicz P., Niemcy, Rebis 2017
  3. www.museeholocauste.ca
  4. Daniel P., Genocide: Namibia still waiting for a German apology, w: www.dw.com
  5. Ochab E.U., The Herero-Nama Genocide: The Story Of A Recognized Crime, Apologies Issued And Silence Ever Since, w: www.forbes.com
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNasz priorytet to rozwój Akademii Tenisa Stołowego
Następny artykułOstatni Dzień Ojca (23 Czerwca 2020) – Felieton Tomasza Olbratowskiego