A A+ A++

Ubiór ochronny służby zdrowia w okresie epidemii

W wakacje 1963 roku Wrocław został zamknięty przez kordon sanitarny. Ścisłe kontrole prowadzone na granicach miasta miały zapewnić nie tylko bezpieczeństwo mieszkańcom, ale również zatrzymać w jego granicach jeden z najgroźniejszych wirusów, jakie nękały ludzkość – ospę prawdziwą.

W jaki sposób choroba ta dotarła na Dolny Śląsk? I jak duże zebrała żniwo w epidemii, o której dzisiaj niewielu już pamięta?

Błędna diagnoza

W maju 1963 roku do Wrocławia wrócił z podróży z Azji Bonifacy Jedynak, oficer Służby Bezpieczeństwa. Z krótkiej wizyty służbowej przywiózł “gorączkę, dreszcze i pojedyncze, podobne do trądziku wykwity na skórze”. Wrocławscy lekarze nie podejrzewali niczego groźnego, ale woleli skonsultować się z kolegami z Instytutu Chorób Tropikalnych w Gdyni. Ci orzekli, że pacjent jest chory na malarię.

Bonifacy został odizolowany w szpitalu przy ulicy Ołbińskiej we Wrocławiu i w krótkim czasie wyleczony oraz wypuszczony do domu. Czas pokazał, że prócz malarii był jednak zarażony również  ospą prawdziwą, którą przekazał salowej, Janinie Powińskiej, opiekującej się jego izolatką. A ona posłała wirusa dalej, stając się wtórnym źródłem choroby, której żaden lekarz nie potrafił poprawnie zdiagnozować.

Chory z wysypką ospową pokrytą środkiem do dezynfekcji ran (Wrocław, 1963)

Nim salowa zaczęła przejawiać pierwsze symptomy chorobowe, zdążyła zarazić swoją córkę, Lonię Kowalczyk, pracującą jako pielęgniarka. U Janiny choroba przyjęła łagodniejszą postać, przez co została zdiagnozowana jako ospa wietrzna i ostatecznie wyleczona. Jej dwudziestosiedmioletnia córka, nie miała już takiego szczęścia.

Jeszcze zanim wystąpiły pełne objawy, choć już na etapie zakażenia, pomagała w organizacji wesela szwagierki, w którym brało udział około 100 osób. 3 lipca kobieta zemdlała podczas egzaminu na doszkalającym kursie dla pielęgniarek. Przewieziono ją do szpitala, gdzie choroba zaczęła rozwijać się w ogromnym tempie. Pojawiły się krwawe wybroczyny na błonach śluzowych ust i nosa, a nawet spojówkach oczu. Towarzyszyły im krwawienia wewnętrzne, zapalenie płuc i szereg innych objawów. Mimo tego, podczas dwukrotnego badania przez specjalistę, wykluczono chorobę zakaźną, podejrzewając uczulenie na antybiotyk, a potem piorunująco przebiegającą białaczkę.

Lonia pięć dni po omdleniu zmarła.

Wirus nie oszczędził również syna salowej oraz lekarza, który zdiagnozował Janinę. Obaj zachorowali w bardzo krótkim odstępie czasu, u obu zdiagnozowano ospę wietrzną i obaj zmarli w zatrważającym tempie. Jednak ten dziwny zbieg okoliczności nadal nie skłonił nikogo do przemyślenie postawionych wcześniej diagnoz.

Wszystko miał zmienić jeden czterolatek.

Przerażające odkrycie

W czasie tych wydarzeń do szpitala trafił czteroletni chłopiec wykazujący objawy zakażenia ospą wietrzną. I taka też byłaby diagnoza, gdyby nie fakt, że pacjent niedawno przeszedł tą chorobę.

Człowiekiem, który połączył wszystkie fakty i doszedł do zatrważającej konkluzji okazał się dr Bogumił Arendzikowski z Miejskiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej.

Przeanalizował on wszystkie przypadki zachorowań, które zaczynały się układać w logiczny ciąg powiązany kontaktami między chorymi. Ostatecznym dowodem stał się 4-latek, który miał kontakt z salową, Janiną Powińską, i który nie miał prawa zachorować na ospę wietrzną.

Swoje wnioski natychmiast przekazał kierownikowi, dr Jerzemu Rodziewiczowi, który przesłał je dalej do Warszawy. 15 lipca 1963 roku, po 47 dniach od pierwszego zachorowania, we Wrocławiu ogłoszono stan pogotowia przeciwepidemicznego. Dwa dni później, 17 lipca, w mieście ogłoszono stan epidemii.

Obywatelu szczep się!

Jeszcze w tym samym dniu, w którym do stolicy dotarła wiadomość o zdiagnozowaniu ospy prawdziwej, władze nakazały wysłać do Wrocławia 10 000 szczepionek wraz z ówczesnym ministrem zdrowia, Janem Kostrzewskim. Stał się on głównodowodzącym akcji VV, czyli Variola Vera – łacińskiej nazwy ospy prawdziwej.

Od 17 lipca zaczęto organizować miejsca izolacji i szpitale dla chorych. Udało się również odizolować ponad 1462 osoby, u których podejrzewano zakażenie wirusem ospy prawdziwej. Następnego dnia zdecydowano o wydaniu pierwszego komunikatu mieszkańcom Wrocławia.

Odkażanie odzieży w izolatorium w Praczach Odrzańskich

18 lipca w “Gazecie Robotniczej” wrocławianie mogli przeczytać krótki artykuł informujący o wystąpieniu pięciu przypadków zakażenia ospą prawdziwą w ich mieście. Nie chcąc spowodować wybuchu paniki, władze zdecydowały o ograniczeniu wiadomości wypuszczanych przez prasę i nawoływaniu do szczepień.

Równocześnie uruchomiono ogromną akcję szczepień. Obawiano się protestów i oporu, za odmowę zaszczepienia groziła kara do 3 miesięcy więzienia. Na szczęście wrocławianie zrozumieli zagrożenie i sami zgłaszali się na szczepienia. W samym Wrocławiu zaszczepionych zostało 98% mieszkańców, akcję rozszerzono również na 5 sąsiednich województw. Ponieważ w Polsce nie było dość szczepionek, dodatkowe pół miliona ściągnięto z ZSRR.

Życie w zakażonym mieście

Rozpoczęto działania profilaktyczne:

Zakazano sprzedaży chleba w sklepach samoobsługowych. Zamknięto wszystkie baseny. W budynkach użyteczności publicznej klamki owinięte były bandażami nasączonymi chloraminą, silnym środkiem odkażającym. Pojawiły się tablice z napisem „Witamy się bez podawania rąk”. Uruchomiono specjalny numer telefonu 019, gdzie można było odsłuchiwać nagrania komunikatów radiowych.

Niestety z powodu niejasnych komunikatów dotyczących rozwoju sytuacji, po mieście krążyły nieprawdziwe informacje, burzące spokój mieszkańców. Dodatkowo wysokie, letnie temperatury nie wpływały korzystnie zarówno na nastroje, jak i sam przebieg izolacji.

Wprowadzono ograniczenia na wjeździe i wyjeździe z miasta

Pomimo wielkiego zagrożenia, jakim była epidemia ospy prawdziwej, Wrocław funkcjonował w miarę normalnie. Zakłady pracy działały bez przerw i ograniczeń, jak również nie odwołano obchodów z okazji Narodowego Święta Odrodzenia Polski, obchodzonego 22 lipca.

Dla mieszkańców i przyjezdnych największym utrudnieniem było dostanie się i wydostanie z miasta, które otoczono kordonem sanitarnym. Każda osoba wjeżdżająca oraz wyjeżdżająca musiała okazać książeczkę szczepień, pełniącą rolę swoistego paszportu.

Gwałtowny koniec

Światowa Organizacja Zdrowia szacowała czas trwania tej epidemii ospy prawdziwej na okres dwóch lat. Choroba miała zebrać żniwo nawet 2000 osób. Jak się okazało, zastosowane przez władze metody pozwoliły na uporanie się z nią w przeciągu dwóch miesięcy od ogłoszenia stanu epidemii.

W izolatorium na Psim Polu

19 września 1963 roku zakończono kwarantannę ostatnich narażonych na kontakt z wirusem pacjentów.

W sumie podczas epidemii zachorowało 99 osób, z czego zmarło 7 (4 to pracownicy służby zdrowia). Mimo późnego rozpoznania choroby, problemów ze sprzętem ochronnym i pojawiających się błędów w zarządzaniu sytuacją kryzysową ostatecznie akcja prewencyjna i leczenie okazały się bardzo skuteczne. Szczególnie ważna była bardzo szeroko zakrojona akcja szczepień.

1980 roku, siedemnaście lat po wybuchu epidemii Variola Vera we Wrocławiu, WHO ogłosiło ospę prawdziwą za eradykowaną, czyli wyeliminowaną. Od czterdziestu lat, nikt na nią nie zachorował.

Bibliografia

  1. Epidemia ospy we Wrocławiu, Polska Kronika Filmowa, 1963.
  2. J. Ambroziewicz, Zaraza, Dowody na Istnienie, 2016.
  3. Z.Hory, Variola Vera, Wydawnictwo Ossolineum, 1982.
  4. https://www.crazynauka.pl/epidemia-ospy-prawdziwej-we-wroclawiu-dzis-mija-55-lat/, 14.03.2020.
  5. https://tvn24.pl/magazyn-tvn24/srodek-i-dno-piekla-z-nikla-nadzieja-na-ocalenie-epidemia-czarnej-ospy-we-wroclawiu,117,2123, 14.03.2020.
  6. https://wiadomosci.wp.pl/marta-tychmanowicz-czarna-smierc-epidemia-czarnej-ospy-we-wroclawiu-6031561824064641a, 14.03.2020.
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł„Kwarantanna domowa”. Rząd chce śledzić Polaków przez aplikację
Następny artykułZdalne lekcje. Rzeszów stawiany za wzór: 'Tylko kilka miast gotowych do zdalnego nauczania'