Kobieta-sfinks, której nikt nie był w stanie pojąć. Zimna jak lód Szwedka. Przeurocza, nieśmiała dziewczyna. Ikona kina, która w wieku zaledwie 36 lat zniknęła z ekranów. Nie lubiła ludzi, ale swoim spojrzeniem uwodziła miliony. Zarabiała astronomiczne sumy i jednocześnie była legendarnie skąpa. Mimo szafy pełnej zjawiskowych sukien chodziła głównie w męskich spodniach i nie zawsze czystych swetrach.
Robert Gottlieb próbuje rozwiązać zagadkę, jaką była Greta Garbo, w najnowszej biografii aktorki. Oto fragment książki „Garbo. Najbardziej tajemnicza gwiazda Hollywood”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Literanova:
Po berlińskim pokazie filmu „Gdy zmysły grają” wszyscy udali się na kolację do hotelu Adlon, najlepszego w Berlinie, gdzie zatrzymali się Mayerowie. Ale przed kolacją do windy jadącej do apartamentu Mayerów, w której były już Irene, jej siostra Edie oraz ich matka, wsiadła dziewczyna.
„W czarnej tafcie nie było jej do twarzy, nie wyglądała szykownie ani młodo. Ciemny strój nie dodawał jej urody. Nie była umalowana. Na pewno nie wyglądała na aktorkę. Nie zwracała na siebie uwagi”.
Mimo to w hotelowej restauracji Irene uznała, że przy stole Greta była „nieśmiała, ale nie wstydliwa. Była opanowana – urocza, stosownie zdystansowana. Nie myślało się o niej: »A to biedactwo«. Nie usiłowała błyszczeć. Żadnego udawania, pełna naturalność”.
Podczas kolacji Mayer nie zwracał na dziewczynę większej uwagi, dopiero kiedy wstali do wyjścia, zwrócił się do niej:
„Widzi pani, panno Garbo, w Ameryce mężczyźni nie lubią grubych kobiet”.
Na szczęście Greta nie rozumiała wtedy słowa po angielsku.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS