Żan Medved to napastnik młodzieżowej reprezentacji Słowenii, którą czeka mecz wyjątkowo ważny. Po porażce z Hiszpanią i remisie z Czechami zajmuje ostatnie miejsce w grupie, ale ciągle jeszcze nic straconego. Żeby awansować do fazy pucharowej, musi przede wszystkim we wtorek pokonać Włochy.
Dla piłkarza Wisły to ważna sprawa. Od razu po przyjeździe do Krakowa podkreślał, że jednym z celów jest wywalczenie miejsca w podstawowym składzie kadry młodzieżowej. Te mistrzostwa w jego kraju były przecież długo wyczekiwane – Słowenia jest jednocześnie ich współorganizatorem (drugim są Węgry) i debiutantem. Mecz otwarcia został rozegrany w węgierskim Székesfehérvárze, ale już finał odbędzie się w Lublanie.
– Mamy utalentowaną generację piłkarzy. Nie chcemy zagrać na tym turnieju tylko po to, by zebrać doświadczenie. Chcemy coś osiągnąć – wyjść z grupy, a potem się zobaczy. Szkoda tylko, że kibiców nie ma na stadionie. Mam nadzieję, że pandemia szybko się skończy – mówi Medved “Wyborczej”.
Jest jedynym piłkarzem z polskiej ekstraklasy, który dostał zaproszenie na turniej. To w pewnym sensie odbicie pozycji polskiej ligi: nasza reprezentacja młodzieżowa się tam nie zakwalifikowała, a na sprowadzanie talentów z zagranicy nas nie stać i pewnie długo jeszcze stać nas nie będzie.
Turniej jest rozgrywany na raty. Innego wyjścia nie było, bo pandemia zrobiła bałagan w sportowych terminarzach na całym świecie. W marcu odbędą się tylko spotkania grupowe. Decydujące mecze zostały zaplanowane na początek czerwca.
Medved pierwszy mecz – z Hiszpanią – zaczął na ławce rezerwowych. W drugim – z Czechami – grał już od pierwszej minuty. Gola nie zdobył.
Z ziemi włoskiej… na Słowację
Do Wisły jest wypożyczony ze Słowacji, ze Slovana Bratysława. Miał pomóc w rozwiązaniu problemów w ataku, ale na razie nie błyszczy. W meczu przeciwko Pogoni Szczecin zaliczył osobliwą asystę plecami, ale sam przyznaje, że było w tym dużo przypadku. Poza tym zmarnował kilka okazji i ostatni mecz ligowy przesiedział w rezerwie. Napastnikiem nr 1 jest Felicio Brown Forbes.
Za to Medved ciągle szuka dla siebie miejsca w dorosłej piłce. Zanim postawił na Słowację – w wieku 19 lat – postanowił spróbować sił we Włoszech. Podpisał kontrakt z występującym na trzecim poziomie rozgrywek Vis Pesaro dal 1898 i… poszło najgorzej, jak mogło. Treningi odbywały się na sztucznej murawie, na co młody organizm nie był przygotowany. Nie zdążył rozpakować walizek, a już siedział przygnębiony w gabinecie lekarza i czekał na diagnozę.
– We Włoszech już po pierwszym treningu czułem napięcie w ścięgnie Achillesa. A na drugim doznałem kontuzji, przez którą straciłem dwa, trzy miesiące – wspomina. Po wyleczeniu urazu doczekał się debiutu w nowym zespole. I co? I w pierwszym meczu dostał czerwoną kartkę. – Koniec końców we Włoszech nie poszło tak, jak chciałem, miałem pecha. To był jednak mój pierwszy tak długi wyjazd za granicę, więc traktuję to jako cenną lekcję – przytakuje.
Na chwilę wrócił w rodzinne strony, ale pół roku później był już na Słowacji, w Slovanie. Obecny sezon ligowy zaczął od dwóch goli w meczu z FC Nitra, ale potem było gorzej. Pod koniec ubiegłego roku brakowało dla niego miejsca w wyjściowej jedenastce.
– Dlaczego zdecydowałem się na Wisłę? Bo chciałem zmienić ligę słowacką na lepszą. W Slovanie na początku było nieźle, strzelałem bramki, także w europejskich pucharach. Potem doszło do pewnych nieporozumień – twierdzi.
Jakich nieporozumień? – dopytujemy.
– Proszę zadzwonić do mnie po zakończeniu sezonu, wtedy będę mógł powiedzieć coś więcej. Teraz ciągle jestem zawodnikiem Slovana, więc gdybym powiedział za dużo, mógłbym sobie narobić problemów. Taki jest świat piłki. Ci, którzy znają sprawę, wiedzą, jak się zachowali. Bardzo się jednak cieszę, że tak wyszło, że jestem w Wiśle. Nie powiem, że na pewno zostanę tu na kolejny sezon, bo tego nie wiem. Ale była to znakomita decyzja, świetnie się tu czuję.
Ronaldo i tatuaże
Na razie jednak bardziej niż spektakularne akcje Medveda wyróżniają choćby tatuaże. Od razu rzucają się w oczy, ma ich ponad 30. Mówi, że każdy znaczy coś innego. Na plecach ma niedźwiedzia, to od nazwiska. A inne?
– Jakbym zaczął opowiadać o każdym, brakłoby nam czasu. Czy kolejny zrobię sobie wtedy, gdy wygram coś z Wisłą? Tego nie wiem. Nie planuję ich, czasem pomysły przychodzą do głowy spontanicznie. Miejsca na ciele jest jeszcze dużo – puszcza oko.
Podkreśla, że wzoruje się na Cristiano Ronaldo, choć gra na innej pozycji niż on. Portugalczyk często wbiega pod bramkę ze skrzydła, a Medved, odkąd pamięta, był ustawiany jako wysunięty napastnik, typowa “dziewiątka”.
Ronaldo był jednak pierwszym piłkarzem, którego koszulkę kupił. – Podziwiam go za podejście do piłki, do wykonywanej pracy. Ma 36 lat, a zasuwa bardziej niż inni. A jak ciężko ja pracuję u trenera Petera Hyballi? Nie chcę porównywać i opowiadać, że u innych było lżej, bo to byłoby okazanie braku szacunku wobec nich. Dostajemy pieniądze właśnie za to, by zasuwać na treningach – podkreśla.
We wtorek czeka go mecz z Włochami. Potem będzie zasuwał, by udowodnić, że Wiśle też jest potrzebny.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS