A A+ A++

Dark stores służą wyłącznie e-commerce, nie są dostępne dla klientów. Wypełnione są regałami od podłogi po sufit, a pracownicy obsługi poruszają się po nich niczym automaty, kompletując zamówienia z tabletem w ręku. Informatyczny system do zarządzania magazynem pokazuje, co, w jakiej alejce, z jakiej półki i w jakiej kolejności należy brać i pakować, aby zabrało to jak najmniej czasu.

Czytaj także: Chcesz wiedzieć, co kupujesz? Spójrz na etykietę i poszukaj certyfikatu

Bo czas na poszczególne czynności liczony jest w sekundach. Kurier, który zjawia się tu na rowerze, często elektrycznym, bądź nawet hulajnodze, nie ma prawa czekać. Pokwitowanie odbioru i w drogę. Ma przecież do przebycia od kilkuset metrów do kilku kilometrów. A zamówienie ma być dostarczone pod drzwi w ciągu 15-20 minut od jego złożenia przez apkę i opłacenia. Niektóre firmy obiecują dostawę w 10 minut. To pewnie szybciej, niż gdyby wyskoczyć na małe zakupy do najbliższego sklepu, zwłaszcza gdy przyjdzie odstać parę minut w kolejce. Dark stores ma więc być dla klienta rodzajem dodatkowej lodówki bądź spiżarni.

I to wszystko za kilka złotych (zwykle od 3 do 9 zł), choć za dostawę zapłacą tylko ci, którzy na gwałt potrzebują olej i sałatę do obiadu bądź chipsy i dwa „browary”. Zdecydowana większość specjalizujących się w ekspresowych dostawach firm oferuje je za darmo, jeśli kwota zamówienia przekracza 30-50 zł. I to wszystko w cenach porównywalnych do tych w supermarketach czy sklepach osiedlowych.

Jak to możliwe? Zaopatrują się w hurcie, sporo taniej niż w detalu, a nawet jeśli kupują towar w sieciach handlowych, to ze sporym rabatem. Przede wszystkim jednak ograniczają koszty do minimum: promocji, marketingu i ekspozycji towaru, bo przestrzeń jest tu wykorzystana maksymalnie efektywnie. No i na kosztach zatrudnienia, bo w dark stores nie ma kasjerów czy pracowników administracji, jest tylko personel kompletujący zamówienia.

W tej biznesowej niszy czekają spore pieniądze, więc chętnych nie brakuje. Od wakacji nie ma praktycznie tygodnia, aby do peletonu ekspresowych dostawców nie dołączył kolejny. Są wśród nich znani już gracze, z dużym doświadczeniem w usługach dowozu posiłków, pojawiają się też zachodnie firmy wyspecjalizowane w dostawach artykułów spożywczych. Ale są też rodzime spółki, w większości start-upy. Z tego grona pozostaną rzecz jasna tylko najmocniejsi.

Walka o przyczółki

Pionierem tej usługi w Polsce był warszawski start-up Lisek, za którym stał tandem Marek Kośnik i Marek Krzyżanowski, absolwenci UW z pokolenia Z, milenialsów. Pierwszy z nich to finansista, pracujący m.in. w baku UniCredit i funduszu private equity CVC Capital Partners. Drugi miał już spore doświadczenie w biznesie, m.in. w inwestującej w nieruchomości grupie JKI, ale też działalności start-upowej.

Aplikację Lisek „odpalili” jesienią 2018 r., głośno zapowiadając rewolucję w handlu. I w ciągu paru miesięcy ofertą ekspresowych dostaw artykułów spożywczych i innych produktów dla domu, dzieci czy zwierząt przez siedem dni w tygodniu, od 7 do 23, objęli jedną trzecią Warszawy, od Woli, Żoliborza po Ursynów. Klienci byli zadowoleni, ale nie było ich zbyt wielu. Chyba po prostu wyprzedzili nieco czas. Po kilkunastu miesiącach zawiesili biznes, który dziś nazywają sondażem rynku.

– Chcieliśmy zrozumieć naszych klientów, doskonalić się technologicznie i operacyjnie, dostosować specyfikę działalności do różnych przestrzeni miejskich. Teraz jesteśmy gotowi na szybszą działalność – mówił Krzyżanowski wiosną tego roku, gdy ponownie uruchamiali Liska, zaczynając od Wilanowa. Poszerzyli ofertę o świeże owoce i warzywa, zwiększyli asortyment chemii gospodarczej, a ich kurierzy na rowerach elektrycznych dowożą nawet testy na COVID-19. Kośnik z Krzyżanowskim otwierają też kolejne dark stores, w sumie mają już około dziesięciu. Na Facebooku pochwalili się ostatnio przyczółkiem w Krakowie.

Nade wszystko obiecują dostawę zamówienia „pod drzwi” już w 10 minut, co jest rzadkością wśród operatorów Q-commerce (quick commerce) na świecie. Aplikację Liska można pobrać z Google Play i AppStore, płatności dokonuje się w systemie PayU. Koszt dostawy to 2,99 zł za zakupy do 50 zł, powyżej tej kwoty – jest za darmo. Zamówienia można składać codziennie od 8 do 23, także w niedziele bez handlu. – Chcemy być elementem lokalnej społeczności, dostarczać jej lokalne produkty i współpracować z podmiotami, które mamy za rogiem – zapowiada Krzyżanowski.

Ale rywali mają silnych. To najczęściej także start-upy, ale należące do zagranicznych grup, operujące na wielu rynkach, zasilane solidnym kapitałem. Tak jak Jokr, założony przez Ralpha Wenzla, ongiś członka zarządu Delivery Hero, międzynarodowej firmy dostarczającej posiłki z restauracji, oraz twórcę znanego także nad Wisłą start-upu FoodPanda.

Jokr ma ledwie pół roku, ale rozwija się błyskawicznie. Zaczęli go od Mexico City, Limy i Sao Paulo, ale teraz obecni są także w USA i Europie. – W ciągu 100 pierwszych dni uruchomiliśmy na świecie ponad sto hubów, czyli magazynów – mówi Piotr Lagowski, odpowiadający za rozwój Jokra w Polsce. Takie tempo możliwe jest dzięki wsparciu zasobnych partnerów, japońskiego Softbanku i licznych funduszy inwestycyjnych, jak Tiger Global, HV Capital czy polski Market One Capital, który wspierał też rozwój najbardziej znanych naszych start-upów, DocPlannera (ZnanyLekarz) czy edukacyjnego Brainly. Od nich właśnie Jokr pozyskał całkiem niedawno 170 mln dol. kapitału.

Stąd i w Warszawie ruszył z rozmachem. Zaczęli w czerwcu od 7 dark stores obsługujących 9 dzielnic, zapowiadając do końca września 20 magazynów i ogólnopolską ekspansję. – Analizujemy duże miasta pod kątem ich potencjału, struktury i demografii. W pierwszym rzędzie patrzymy na Wrocław, Poznań, Kraków, Łódź, Trójmiasto czy Śląsk – zapowiada Lagowski.

W wypadku Jokra dostawy są na razie darmowe, niezależnie od wartości. Dowożą je od 12 do 22, w niedziele od 9 do 19. Obiecując, że trafią do klienta w kwadrans od złożenia zamówienia.

Decydujący test

W rywalizacji nie brakuje też firm z know-how i doświadczeniem. Takich jak hiszpańskie Glovo, od paru lat dostarczające Polakom posiłki z restauracji, pochodzący z Estonii Bolt, znany dotąd z usług parataksówkowych oraz wypożyczania samochodów i hulajnog elektrycznych, czy wreszcie fiński Wolt, specjalizujący się dotąd w dowozie jedzenia.

Glovo, który na świecie działa na rynku dostaw ekspresowych od ponad trzech lat, swój pierwszy dark store w Warszawie, pod szyldem Glovo Express, otworzyło w połowie sierpnia. – Do końca roku zamierzamy świadczyć usługi w sześciu największych miastach – zapowiada Maciej Jeleński z Glovo Polska. Firma zaopatruje się w towar w sieci Biedronka, Żabka i Carrefour Express i obiecuje dostarczanie produktów pod drzwi w ciągu maksimum pół godziny od złożenia zamówienia. I nie kryje, że jej celem jest pozycja lidera.

Podobny apetyt ma Bolt z tysiącami kurierów i zapowiedzią dostaw w ciągu kwadransa. Jego szanse ma zwiększać potężny zastrzyk finansowy (600 mln dol.), jaki dostali niedawno od inwestorów wspierających ich globalną ekspansję, obejmującą już ponad 40 krajów. W Warszawie Bolt Market jest w fazie rozwoju, dostarczając zakupy głównie ze stacji paliw Circle K.

W tym roku na rynek ma też wejść Wolt Market, oferujący już usługi w Finlandii i Grecji. W ofercie ma się znaleźć początkowo ponad 1000 produktów, ale Agata Polityło, general manager Wolt Polska, zapowiada szybkie poszerzanie asortymentu. Czas dostawy, w oparciu o posiadanych i nowych kurierów oraz tworzone dark stores, ma nie przekraczać 30 minut.

A to nie wszyscy chętni. W Warszawie zadebiutowała już polska firma Swyft. – W stosunkowo krótkim czasie chcemy obsługiwać całe miasto, mamy też plany ekspansji we wszystkich dużych miastach – mówi współzałożyciel tego biznesu Stefan Krueger. Czas na dostawę – do 15 minut, płatność przez Przelewy24, zamówienia ponad 30 zł za darmo, mniejsze 9,5 zł.

We Wrocławiu ruszyła z kolei firma GetnowX, z dostarczanymi w ciągu kwadransa produktami z asortymentu liczącego prawie 1500 artykułów, który wkrótce chcą poszerzyć m.in. o leki bez recept, małą elektronikę oraz alkohol i wyroby tytoniowe. A w blokach startowych jest też prawdziwy gigant, niemiecki startup Gorillas, wyceniany na ponad 2,5 mld dol. Mocno już zakorzeniony w wielu miastach zachodniej Europy. Debiut zapowiedziano na październik. Plany dostaw ekspresowych mają też Uber i InPost.

Rodzimy klient, na razie głównie warszawski, stanie więc przed kłopotem bogactwa. Tak jak mieszkańcy Londynu, gdzie ta usługa narodziła się już w pierwszych latach tego wieku, Paryża, Madrytu czy Rzymu, gdzie działa po 6-10 ekspresowych dostawców.

Spożywczak w końcu online

Polacy długo nie mogli się przekonać do kupowania online produktów codziennego użytku, zwłaszcza żywności. Przełom przyniosła pandemia, która zatrzymała w domu wielu starszych, zwłaszcza ludzi. I oswoiła ze smartfonem oraz zakupami online. Udział żywności w e-commerce wciąż nie jest duży, ale już liczony w miliardach złotych. Ekspresowi dostawcy liczą, że ten trend się utrwali, także w obliczu wzbierającej czwartej fali pandemii.

Ale do walki w segmencie Q-commerce dopingują ich także ograniczenia w handlu w niedziele. Tym bardziej teraz, gdy rząd PiS chce uniemożliwić obchodzenie tego zakazu. Jeśli w niedziele nie będą mogły działać „sklepy – placówki pocztowe”, otworzą się przed nimi jeszcze szersze perspektywy biznesu. A handlu przez internet, za pośrednictwem „apki”, nie da się przecież zakazać.

Ale przetrwają tylko najsilniejsi i najsprawniejsi. Wśród nich zapewne operatorzy, którzy mocno postawią na lokalne, wręcz miejscowe produkty. Konsument chętnie bowiem kupi online pieczywo z piekarni, w której zaopatruje się na co dzień, czy ogórki kiszone z pobliskiego bazarku. Wygrają też ci z najlepszymi lokalizacjami dark stores. Sprawdzianem będzie nadchodząca zima: wtedy okaże się, czy uda się dotrzymać obiecanych kilkunastu minut na dostawę.

Jeszcze niedawno wyzwaniem dla operatorów były dostawy tego samego dnia, potem liczyły się godziny, teraz w grę zaczną wchodzić minuty. W przyszłości lodówka bądź spiżarnia kontrolująca stan zapasów sama zamówi online brakujące artykuły. Na balkon lub na podwórko dostarczą je drony.

Czytaj też: Zielona ściema producentów. Jak nie dać się nabrać na ekologię?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNadzieja w wyciszaniu
Następny artykułWięcej niż dobre zdjęcie