Po ograniu trzy tygodnie temu klubowego mistrza świata i Europy, włoskiej Cucine Lube Civitanova, ZAKSA w niezwykle dramatycznych okolicznościach pokonała kolejnego giganta światowej siatkówki – rosyjski Zenit Kazań. Zespół Nikoli Grbicia, po wygranej w Kazaniu 3:2 tydzień wcześniej, w środowym rewanżu nie wykorzystał aż ośmiu piłek meczowych w czwartym i piątym secie, doprowadzając do tzw. “złotego seta”, w którym już okazał się lepszy od Rosjan, wygrywając 15:13. Dzięki temu, po raz trzeci w historii Ligi Mistrzów (rozgrywanej od 2000 roku) polski zespół znalazł się w finale tych rozgrywek. W nim, 1 maja w Weronie, ZAKSA zmierzy się z włoskim Itasem Trentino.
– Od początku sezonu wpajam chłopakom, że w takich sytuacjach muszą zapominać o tym, co było, i koncentrować się na kolejnej piłce. Wówczas liczy się już tylko następny punkt. Tylko w ten sposób będziesz dalej skupiony na tym, co się dzieje na parkiecie, a nie na zmarnowanej okazji. Rozpamiętywanie tego, co się wydarzyło, może cię tylko wybić z rytmu, a tego już się nie zmieni. Choć wiadomo, że zdecydowanie łatwiej o tym mówić, niż to zrobić na parkiecie – opowiada w rozmowie ze Sport.pl Nikola Grbić, szkoleniowiec ZAKSY, a w przeszłości wybitny rozgrywający, który jest pod wrażeniem postawy swoich siatkarzy.
– Pokazaliśmy mistrzowską mentalność. Budowaliśmy ją od początku sezonu, bo to nie jest pierwszy raz, gdy znaleźliśmy się w trudnej sytuacji. Przezwyciężyliśmy przez ten rok bardzo wiele przeciwności na boisku i w ten sposób stawaliśmy się mentalnie coraz silniejsi. To proces, który buduje pewność siebie i sprawia, że wiara w zwycięstwo w drużynie nigdy nie umiera. To później bardzo pomaga na boisku – tłumaczy były selekcjoner reprezentacji Serbii.
Grbić podkreślił wagę wygranego “złotego seta” w konfrontacji z Cucine Lube, drużyną pełną największych gwiazd światowej siatkówki oraz broniącą tytułów mistrza świata i Europy. W nim włoski zespół, grając na pełnym ryzyku i maksimum swoich możliwości, popełnił tylko jeden błąd, a i tak ZAKSA wytrzymała ten napór rywali i zwyciężyła 16:14. Siatkarze z Kędzierzyna-Koźla na 15 z 16 zdobytych punktów wywalczyli własnym atakiem (12) oraz zagrywką (3).
– Zwycięstwo z Lube pokazało nam, jak wiele jesteśmy w stanie osiągnąć w tej edycji Ligi Mistrzów. W każdym z trzech setów w meczu u siebie byliśmy niezwykle bliscy wygranej, a przecież dwa wygrane sety dawały nam awans bez konieczności rozgrywania złotego seta. Lube grało na maksimum swoich możliwości, a my i tak trzymaliśmy się ich bardzo blisko. W złotym secie rywale zagrywali na maksa, nie popełnili w tym elemencie ani jednego błędu (ZAKSA zdobyła 12 punktów z ataku, 3 z zagrywki i tylko 1 po błędzie w ataku Włochów – przyp.red.), ale i tak nie zdołali zdobyć serwisem ani jednego punktu. Później, w Kazaniu, obroniliśmy pięć piłek meczowych, by później odwrócić losy spotkania z 0:2 na 3:2. W ten sposób weszliśmy na poziom gry i pewności siebie, na którym jesteśmy obecnie. Poziom absolutnie najwyższy – dodaje trener ZAKSY.
“Byliśmy gotowi na walkę z przeciwnościami i niezwykle silnym rywalem”
Sytuacja powtórzyła się w półfinale z Zenitem Kazań, gdzie również ZAKSA mierzyła się z przeciwnikiem będącym w bardzo wysokiej dyspozycji. Szczególnie w rewanżu, gdy atakujący Maksim Michajłow kończył praktycznie każdy atak, francuski gwiazdor Earvin Ngapeth udowadniał swoją wielką siatkarską klasę, a swoje zadanie na dobrym poziomie wykonywali też pozostali, m.in. środkowi Artiom Wolwicz i Aleksander Wołkow, a nawet Fiodor Woronkow, który w świetnym stylu zmienił na parkiecie reprezentanta Polski Bartosza Bednorza.
– Spodziewaliśmy się tego. Nastawialiśmy się na to, że siatkarze Zenita będą w najwyższej formie, bo to niezwykle doświadczony zespół w takich bojach. Niemniej jednak, to nie oznacza, że było nam łatwiej. W mojej drużynie imponowało mi to, że w żadnym momencie nie przestaliśmy walczyć. Byliśmy nastawieni na długie i wyrównane sety, na walkę z niezwykle silnym rywalem oraz wszelkimi przeciwnościami. Naszym zadaniem było utrzymywać się w grze za wszelką cenę i wierzyć do samego końca w zwycięstwo. Było to bardzo trudne przeciwko tak dysponowanemu przeciwnikowi, tym bardziej że mieliśmy tyle szans na zakończenie meczu w czwartym i piątym secie. Nie było łatwo utrzymać najwyższy poziom koncentracji, gdy ich nie wykorzystywaliśmy, a rywal wygrywał seta praktycznie przy swojej pierwszej okazji – zaznacza Nikola Grbić.
– Graliśmy naprawdę dobrze, ale to rywal wykorzystywał swoje szanse na wygranie decydujących setów. A nam się to nie udawało, mimo że mieliśmy kontrataki i piłkę w górze. Po piątym niewykorzystanym meczbolu przestałem je liczyć. W takiej sytuacji nie jest łatwo się nie załamać i zachować odpowiednią koncentrację oraz wiarę w zwycięstwo. Chłopakom się to udało i jestem z nich naprawdę dumny – komplementuje swoich zawodników szkoleniowiec mistrzów Polski.
“Drużyna stała się kompletna, na świętowanie nie było sił ani czasu”
ZAKSA Kędzierzyn-Koźle jest na dobrej drodze do wywalczenia aż czterech trofeów w sezonie 2020/21. Drużyna Nikoli Grbicia zdobyła już Superpuchar i Puchar Polski, a i dość wyraźnie dominuje w rozgrywkach Plusligi, będąc głównym faworytem do mistrzostwa Polski.
– Ten zespół był budowany rok po roku. Część z tych zawodników gra ze sobą od kilku lat. Kamil Semeniuk i Jakub Kochanowski, którzy dołączyli do nas najpóźniej, są ostatnimi niezbędnymi elementami tej układanki. Z nimi oraz z wracającym po sporych problemach zdrowotnych Łukaszem Kaczmarkiem ta drużyna stała się kompletna. Taka, jaką chciałem – opowiada Grbić, mówiąc o kluczach do osiągnięcia tak wysokiego poziomu przez jego zespół.
– Czasem realizacja tych planów trwa lata, bo nie jest się w stanie zdobyć graczy, którzy są ci potrzebni. Innym z kolei wygasają kontrakty. Nam się jednak udało stworzyć zespół, jaki planowaliśmy. W dodatku mamy szczęście, że omijają nas kontuzje i problemy zdrowotne. Czasami, nawet gdy wkładasz w to wszystko maksimum wysiłku, to nie wystarcza ze względu na różne dodatkowe, niesprzyjające okoliczności. Na szczęście, one nas w tym sezonie ominęły. Dzięki temu jesteśmy tu, gdzie jesteśmy – kontynuuje.
Prezes ZAKSY, Sebastian Świderski, mówił po spotkaniu z Zenitem, że zespół po ogromnej radości ze zwycięstwa szybko wrócił na ziemię. – Najpierw była wielka radość. A potem zawodnicy usiedli w szatni i oglądali mecz Perugii z Trento – mówił były znakomity reprezentant Polski. Nikola Grbić wyjaśnił, że wynikało to z ogromnego zmęczenia, a także świadomości, że za kilkadziesiąt godzin drużyna musi wrócić do rywalizacji na krajowym podwórku.
– Nie mamy czasu na świętowanie. Przed nami długa podróż do Suwałk, a ponadto mecz z Zenitem był maksymalnie wyczerpujący. Rozegraliśmy przecież sześć setów, graliśmy przez trzy godziny na najwyższym poziomie. Nawet po mnie było widać, że na zakończenie spotkania byłem wypompowany ze wszystkich sił. Zupełnie nie miałem już energii, a kolejnej nocy przez tak wysoki poziom adrenaliny spałem zaledwie pięć godzin. To samo powtórzyło się dzień później i wciąż nie zdążyłem się zregenerować. Takie mecze są niezwykle wyczerpujące, ale jestem niezwykle szczęśliwy, że mimo to udało nam się wyeliminować dwóch finalistów ostatniej edycji Ligi Mistrzów, dwie drużyny ze ścisłej światowej czołówki w ostatnich latach. Zasłużyliśmy w pełni na to, żeby znaleźć się w tym miejscu, w którym jesteśmy. Niczego nie otrzymaliśmy za darmo, na wszystko to musieliśmy zapracować i z tego jestem najbardziej dumny – tłumaczy Grbić.
“Jesteśmy gotowi, by wygrywać z najlepszymi”
Dla Grbicia-trenera będzie to pierwszy finał Ligi Mistrzów w karierze. Wcześniej jednak Serb zwyciężał w tych rozgrywkach jako zawodnik – w 2000 i 2009 roku, reprezentując barwy klubów włoskich, Sisleyu Treviso i Itasu Trentino. Ten drugi zespół będzie rywalem ZAKSY w zaplanowanym na 1 maja wielkim finale, który zostanie rozegrany w Weronie. Tę halę z kolei Nikola Grbić również zna bardzo dobrze, gdyż w latach 2016-19 trenował drużynę Calzedonii Werona. Wcześniej jednak ZAKSA musi wykonać inne zadanie – obronić tytuł mistrza Polski.
– Muszę przyznać, że po raz pierwszy zakwalifikowałem się do finału Ligi Mistrzów, na który muszę czekać miesiąc. Wcześniej były one rozgrywane w formule Final Four, że w ten sam weekend odbywały się półfinały i finał. Dlatego myślenie o tym finale odłożyłem na bok. Teraz gramy mecz ćwierćfinałowy w lidze z solidnym Ślepskiem Suwałki i musimy się skoncentrować na obronie tytułu. Tym bardziej, że już w półfinale może nas czekać rywalizacja ze Skrą Bełchatów lub Resovią. Musimy wrócić myślami do gry w lidze i koncentrować się na każdym kolejnym spotkaniu – przyznaje Grbić.
Itas Trentino, który ma w swoim składzie takich siatkarzy, jak Brazylijczyk Lucarelli, Serbowie Lisinać i Podrascanin czy Holender Abdel-Aziz, wydaje się być nieco słabszym przeciwnikiem od poprzednich rywali ZAKSY w tej edycji Ligi Mistrzów. Czy to oznacza, że mistrz Polski jest wyraźnym faworytem majowego finału?
– A to dobre… – uśmiecha się trener ZAKSY. – Mogę tylko powiedzieć, że jesteśmy gotowi na skuteczną rywalizację z najsilniejszymi drużynami na świecie. Musimy jednak pamiętać, że Lube ograło nas w rewanżu w naszej hali 3:0. Nie możemy też zapomniać, że byliśmy bardzo bliscy porażki 0:3 w Kazaniu. Rywale mieli piłkę meczową w górze i gdyby ją wykorzystali, to nie mógłbym powiedzieć złego słowa na chłopaków, bo robiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Zenit był po prostu do tego momentu lepszy. Wszystko jest możliwe. Zagramy z kolejnym doświadczonym zespołem na europejskich parkietach, który pokonał Perugię – jeden z najlepszych zespołów na świecie. To będzie niezwykle trudny mecz, ale jestem pewny tego, że moi zawodnicy zagrają na maksimum swoich możliwości. Wiemy, jak duża będzie stawka tego spotkania i jak wiele ono znaczy dla nas wszystkich – mówi dyplomatycznie Nikola Grbić.
Siódemka z szansami na olimpijski sen
Co ciekawe, awans ZAKSY Kędzierzyn-Koźle do finału Ligi Mistrzów pokrzyżował nieco plany selekcjonerowi reprezentacji Polski, Vitalowi Heynenowi, który już na drugą połowę kwietnia wyznaczył początek zgrupowania przed rywalizacją w Lidze Narodów i igrzyskami olimpijskimi w Tokio. Belgijski trener powołał na nie aż pięciu zawodników ZAKSY – Jakuba Kochanowskiego, Pawła Zatorskiego, Aleksandra Śliwkę, Łukasza Kaczmarka oraz rewelacyjnego Kamila Semeniuka. Cała piątka w aktualnej dyspozycji ma realne szanse na wywalczenie sobie miejsca w dwunastce na Tokio. Gdy dorzuci się do tego Amerykanina Davida Smitha oraz Francuza Benjamina Toniuttiego, mających pewne miejsce w swoich drużynach narodowych, w igrzyskach może wziąć udział aż siedmiu siatkarzy Nikoli Grbicia.
– Wprawdzie jedynym nowym kadrowiczem jest Kamil Semeniuk, to trzeba pamiętać, że Łukasz Kaczmarek wraca do reprezentacji po sporych problemach ze zdrowiem. Chłopaki swoją grą w pełni zasłużyli na te powołania. To wielkie wyróżnienie, szczególnie w roku olimpijskim. Sam byłem czterokrotnie na igrzyskach olimpijskich, to niezwykłe przeżycie. Wierzę, że wszyscy ci moi zawodnicy będą mieli okazję wystąpić w Tokio. Trzymam za nich kciuki – podsumował Grbić.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS