Pod koniec rundy jesiennej, po pięciu kolejnych porażkach, Wisła Dziecinów zdecydowała się na zatrudnienie nowego szkoleniowca. Obecnie trenerem ubiegłorocznego beniaminka ligi okręgowej jest GRZEGORZ URA, wcześniej szkoleniowiec Nadstalu Krzaki Czaplinkowskie i były gracz OKS Start Otwock. Rozmawiał z nim Marcin Suliga
Wróćmy do początku pana pracy w Dziecinowie. Propozycja ze strony Wisły była zaskoczeniem? Wiem, że już wcześniej działacze Wisły próbowali pana przekonać do pracy u siebie…
– Faktycznie, kilkanaście miesięcy wcześniej odbyliśmy rozmowę na temat mojego ewentualnego przejścia do Wisły. Wtedy pracowałem jednak w innym klubie, miałem wobec niego zobowiązania i do wykonania plan, który sobie nakreśliłem. Nie mogłem tego zostawić i rozmowy nie przyniosły takiego efektu, jakiego oczekiwali wówczas działacze Wisły. Wróciliśmy jednak do nich kilka miesięcy temu. Nie było to może dla mnie zaskoczenie, bo wiedziałem, że Wisła przeżywa trudny czas…
Trenerzy nie zawsze lubią przejmować drużynę w środku sezonu.
– Przyznam, że było to pewne ryzyko, bo przejmowałem zespół po serii pięciu kolejnych porażek. Z drugiej jednak strony nie kupowałem kota w worku. Jako trener Nadstalu miałem okazję przed seznonem zagrać kilka meczów z Wisłą, a więc pewne informacje na jej temat już miałem. Nie wchodziłem do tego zespołu w ciemno, mniej więcej wiedziałem, z jakimi graczami przyjdzie mi pracować i jaki jest ich potencjał. Jednak czym innym jest znać zespół z obserwacji, a czym innym być z nim, pracować i podpisywać się pod tym własnym nazwiskiem. Zdecydowałem się jednak podjąć to ryzyko.
Opłacało się?
– Myślę, że plan minimum na pięć ostatnich meczów rundy udało się zrealizować. Jeśli przed objęciem posady ktoś powiedziałby mi, że zdobędziemy w ostatnich pięciu meczach siedem punktów, brałbym ten wynik w ciemno. Teraz czuję jednak mały niedosyt, bo choćby mecz z KS Wesoła (4:4) mógł, a nawet powinien, przynieść nam dwa punkty więcej. Siedem oczek może jednak cieszyć.
Teraz mamy sporo czasu, by popracować nad poprawą mankamentów. Przed nami intensywny okres przygotowawczy, zwłaszcza pierwsze trzy tygodnie będą dla zawodników bardzo pracowite. Będziemy trenować trzy raz w tygodniu, do tego jeszcze rozegramy sparingi. To powinien być ciekawy okres zarówno dla mnie, jak i dla zawodników.
Pod względem organizacyjnym i infrastrukturalnym Wisła w ostatnich latach przeszła ogromną przemianę. Czy to również w jakimś stopniu wpłynęło na to, że przyjął pan ofertę z Dziecinowa?
– Z natury mam tak, że jak się do czegoś biorę, to staram się zgłębić temat. Wcześniej nie znałem historii Wisły i tego, jak to wszystko tu wyglądało, ale szybko nadrobiłem zaległości i jestem pod dużym wrażeniem tego, co udało się stworzyć. Stadion, płyta główna czy kwestia prowadzenia zajęć – tu nie ma się czego wstydzić, przeciwnie – to rzeczy, którymi powinniśmy się chwalić.
Poza tym mamy młody zarząd złożony z prężnie działających ludzi i to mnie nakręca. Nie lubię być w jakimś miejscu dla samego bycia, tylko staram się przeć do przodu, a jeśli na co dzień mam do czynienia z takimi ludźmi jak tutaj, jeszcze bardziej nakręca mnie to do pracy, bo widzę, że nie tylko ja chcę zrobić coś więcej.
A w zespole co się panu najbardziej podoba?
– Siła ofensywna. Jeśli ktoś zna ten zespół, obserwował go od dłuższego czasu, to wie, że linia napadu, pomocy jest pełna potencjału. Pod tym względem nie mamy czego się wstydzić. Musimy jednak to wszystko poukładać taktycznie…
I zbilansować z obroną.
– Myślę, że gra w defensywie nie jest tylko kwestią samych obrońców. Całym zespołem gramy bardzo słabo w defensywie i to jest chyba obecnie nasza największa bolączka. Postaramy się tak to poukładać, by wszystko zaczęło funkcjonować jak należy. Być może nie obędzie się bez wzmocnień. Sam przez lata grałem przede wszystkim w obronie, jako obrońca lub defensywny pomocnik, i jestem na tym punkcie zakręcony…
Wygląda na to, że zespół ze swoimi problemami trafił w dobre ręce.
– Wydaje mi się, że mam spore doświadczenie, i postaram się to przekazać. Będę podpowiadał zawodnikom, a nie ich uczył, bo na tym poziomie tak to według mnie powinno wyglądać. Chcę wskazać im ścieżkę, po której powinniśmy się poruszać, a jak nam to wyjdzie, to zobaczymy. Ja jestem optymistą.
Wrócę jeszcze do pierwszego meczu pod pana wodzą, który był prawdziwym emocjonalnym rollercoasterem. Co panu pokazało tamto spotkanie z rezerwami Hutnika Warszawa?
– Osoby, które mnie znają, wiedzą, że jestem impulsywny i ekspresyjny – w dobrym tego słowa znaczeniu. Tamten mecz skończył się dla nas dobrze i kosztował mnie mnóstwo zdrowia. Przez trzy dni miałem zdarte gardło i mam nadzieję, że w kolejnych meczach chłopcy oszczędzą mi podobnych emocji. A z tamtego spotkania zapamiętałem charakter zespołu. Wyjść na wyjeździe z wyniku 0:3 na 4:3 to nie lada wyczyn, bez względu na ligę. Mam nadzieję, że charakter, jaki wtedy pokazaliśmy, będzie znakiem rozpoznawczym tej ekipy.
Kibice lokalnego futbolu pamiętają pana z czasów występów w OKS Otwock. Czy przed przyjęciem oferty z Dziecinowa podpytywał pan kogoś z Otwocka o Wisłę?
– Nie czułem potrzeby, by to robić. Jakieś informacje na temat tego zespołu już miałem – był nawet moment, że chciałem ściągnąć do Nadstalu dwóch graczy Wisły – więc nie było potrzeby, żeby jeszcze kogoś się radzić.
A wraca pan myślami do występów w Otwocku?
– Oczywiście. To był bardzo fajny okres, choć graliśmy na poziomie czwartej ligi. Trener Cezary Moleda zbudował wtedy zespół dobrze radzący sobie nie tylko w lidze, lecz także w Pucharze Polski. Wygrana z Polonią Bytom, potem mecz z ŁKS Łódź… Naprawdę mam bardzo fajne wspomnienia związane z tym klubem i ludźmi, których tam spotkałem.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS