A A+ A++

Przez stulecia Lhasa była uznawana za zakazane miasto, a dla zwykłego śmiertelnika przejście przez jej bramy było prawie niemożliwe. Na początku XXI w. wyimaginowane ściany miały w końcu upaść. Jednak zniesienie zakazu dla cudzoziemców zdaje się być zwykłą iluzją. Minęły lata, odkąd Lhasa otworzyła się na świat, ale zwiedzanie miasta nadal nie jest łatwiejsze.

Na podróż do Lhasy, potrzeba mieć specjalne pozwolenie, a i tak nie wolno zwiedzać miasta bez doświadczonego przewodnika. Zwiedzających, którym uda się dostać do Lhasy, obowiązują surowe zasady i oprócz tego są pod stałym nadzorem. Czy ukryta jest tu jakaś tajemnica, której nie wolno ujawniać? Ciągłe spekulacje wspominają o źródle tajemniczej wiedzy, dzięki której mnisi nabywają niezwykłe, a nawet nadprzyrodzone zdolności.

Inni wymieniają możliwość wejścia do tajemniczego podziemnego imperium, które ma być zamieszkałe przez niezwykle zaawansowaną cywilizację, która była poszukiwana już w XX w., przez wyprawy z Trzeciej Rzeszy. Istnieją również doniesienia o legendarnym yeti zamieszkującym Himalaje. Czy Lhasa naprawdę ma coś do ukrycia?

Lhasa jest odizolowana od świata także z powodu swojej lokalizacji. Leży wysoko w Himalajach, na wysokości 3490 m, z dala od całej cywilizacji. Jest otoczona ze wszystkich stron szczytami górskimi i jeszcze do niedawna nie było tu żadnej drogi dojazdowej.

Odległy, niedostępny obszar jest z pewnością idealnym miejscem do zbudowania duchowego centrum, w którym mnisi nie ulegną wpływom współczesnej cywilizacji i gdzie ich nauki pozostaną nietknięte. Tysiące mnichów osiedliło się w Lhasie pomimo mroźnego klimatu. Według spisu ludności z 2010 roku mieszka tu ponad pół miliona ludzi, a w samym pałacu Potala jest 279 074 osób.

Potala ma dla Tybetańczyków nieocenioną wartość. Jest skarbnicą sztuki tybetańskiej, centrum lokalnego życia duchowego i politycznego oraz siedzibą Dalajlamy i tybetańskich przywódców, których ciała wciąż są tu przechowywane. Z wyglądu przypomina rozległą fortecę. Wewnątrz znajdują się tysiące pomieszczeń, od szkoły mnichów po bibliotekę, ok. 10 tys. świątyń i niesamowite 200 tys. posągów. Wszystko wskazuje na to, że Lhasa jest miejscem, któremu mnisi tybetańscy oddają zasłużony hołd. Jaki mają powód?

Tybetański krajobraz jest dosłownie usiany różnymi klasztorami buddyjskimi i dokładnie tak samo jest w Lhasie. Za murami klasztorów mnisi poświęcają się naukom duchowym i medytacji. Opanowują także niezwykłe techniki i umiejętności, które następnie całkowicie zadziwią tę garstkę zachodnich podróżników, którym pozwolili na wjazd do miasta.

Mówi się, że tybetańscy mnisi mają nadprzyrodzone moce. Klucz do nich leży właśnie w naukach, które uzyskują w klasztorze. W stanie głębokiej medytacji potrafią rozmawiać z wyższymi istotami i przewidywać przyszłość, a także mogą podróżować astralnie w odległe miejsca. Podobno potrafią także czytać w myślach ludzi i zwierząt, widzieć ich aurę, a nawet lewitować!

Czy pogłoski o ich niezwykłych zdolnościach są prawdziwe? Przynajmniej niektóre z nich są później faktycznie zweryfikowane! Na przykład udowodniono, że mnisi mogą kontrolować temperaturę swojego ciała, dzięki czemu są odporni na mrozy w Himalajach. Są także doskonałymi uzdrowicielami. A najbardziej utalentowani przesiedlają się właśnie do Lhasy. Co ich tam pociąga?

Według niektórych twierdzeń Lhasa nie jest przypadkowym centrum duchowym, ale bardzo starannie wybranym miejscem, w którym wznosi się i koncentruje tajemnicza siła. To właśnie ona ma otworzyć mnichom drogę do zdobycia wyżej wymienionych umiejętności. Zgadza się z tym brytyjski teozof Alfred Percy Sinnett (1840–1921).

Istnieją silne prądy eteryczne, które pokrywają całą powierzchnię Ziemi od bieguna do bieguna w takim stopniu, że ich siła jest tak duża jak siła przypływu. Jednocześnie istnieją metody, dzięki którym tę ogromną moc można bezpiecznie wykorzystać, wyjaśnia. O jaką moc chodzi? Uważa się, że już starożytne cywilizacje znały i eksploatowały niewidzialne siły ziemskie przepływające przez planetę i wyłaniające się w niektórych obszarach.

Budowle megalityczne zgodnie z pewnymi hipotezami służyły do kierowania tymi energiami. Zatem Lhasa może być nieco podobna do Stonehenge lub innych znanych miejsc. Jeśli ta hipoteza jest prawdziwa, nie ma się co dziwić, że mnisi i władze Lhasy tak pilnie jej strzegą.

Warto zauważyć, że o istnieniu mistycznej mocy z ksiąg okultystycznych dowiedzieli się także nazistowscy naukowcy, którzy z prawdziwą starannością śledzili starożytne pisma. Okultyści Trzeciej Rzeszy dowiadują się o istnieniu tajemniczej i potężnej siły vril.

Kiedy wybucha wojna, znajdują się prowodyrzy, którym spodobał się pomysł, że użycie siły vril może im pomóc wygrać wojnę. Być może z tego powodu grupa naukowców Rzeszy sponsorowana przez niemieckich nazistów wyjechała do Lhasy w styczniu 1939 r. Przez następne dwa miesiące prowadzili różne badania i we współpracy z niemieckim instytutem badawczym Ahnenerbe szukali dowodów na wyższość rasy aryjskiej. Pragną je znaleźć wśród Tybetańczyków, którzy ich zdaniem są potomkami starożytnej zaawansowanej cywilizacji.

Skąd bierze się ich przeświadczenie? Najwyraźniej doszli do tego wniosku podczas studiowania pism historycznych. Ponadstandardowe stosunki z Tybetańczykami są przez pewien czas prawdziwym priorytetem Trzeciej Rzeszy. To samo w sobie można już uznać za ogromne osiągnięcie, ponieważ tylko garstka szczęśliwych ludzi mogła wjechać do Lhasy i zostać zaakceptowana przez mieszkańców. Czy Niemcy podczas szukania źródła mistycznej mocy odnieśli sukces? Czy samo zainteresowanie nazistów wystarcza, aby udowodnić, że w Lhasie ta siła naprawdę jest?

Z nieznaną siłą, prawdopodobnie służącą tamtejszym mnichom do kontrolowania ich niezwykłych zdolności (jaką mogła być siła vril, pożądana przez nazistów), są ściśle powiązane legendy o tajemniczym podziemnym imperium.

W Tybecie, Mongolii i Chinach wciąż istnieją żywe tradycje –mówią o tunelach i korytarzach, w praktyce o całym podziemnym imperium, które nie zaznało wojny i którego obywatele żyjący w pokoju odnieśli wiele sukcesów w nauce i sztuce, twierdzi współczesny amerykański historyk Harold S. Wilson. Jedno z wejść do tego imperium jest ukrywanie właśnie na terytorium Lhasy! Zgadza się to także z informacjami, jakie wyczytali nazistowscy okultyści z pożółkłych pism.

Równolegle z mocą vril poszukują legendarnego podziemnego imperium Agharta, w którym rzekomo przetrwała postępowa i inteligentna rasa Aryjczyków, potomków nieistniejącej Atlantydów. Tutaj poszczególne wątki się zbiegają. W Lhasie, przynajmniej według ówczesnych okultystów, znajduje się wejście do podziemnego imperium, którego mieszkańcy wiedzą, jak kontrolować potężną moc. Z tego powodu Tybetańczycy są uważani przez nazistów za możliwych potomków Agharty. Czy to tylko mity i przypuszczenia, czy może istnieją dowody na istnienie podziemnego imperium lub tajemniczej siły?

Nazistowscy okultyści prawdopodobnie opierają swoje wnioski na pismach rosyjskiej spirytystki Heleny Bławatskiej (1831–1891). Ale jej praca nie jest do końca wiarygodnym źródłem informacji, ponieważ łączy rzeczywistość z jej własnymi wyobrażeniami. Jednak ta część o podziemnym imperium może akurat być samą prawdą.

Jeszcze przed Bławatską wspomina o nim wiele innych kultur. Do jego istnienia przychyla się również amerykański mistyk Dr Rymond W. Bernard (1901–1965), który wskazuje, że Tybetańczycy również wierzą w Aghartę. Wierzą również, że ten podziemny świat ma miliony mieszkańców i wiele miast rządzonych przez Shamballę, w których rezyduje Najwyższy Władca tego imperium, znany jako Król Świata, mówi Bernard. Jego rozkazy wypełnia tybetański Dalajlama, który jest jego ziemskim przedstawicielem.

To by wyjaśniało, dlaczego główna siedziba Dalajlamy znajduje się w Lhasie. Czy to dlatego, aby władcy obu imperiów byli blisko siebie? Czy oddani mnisi koncentrują się tutaj, aby być jak najbliżej zaawansowanego podziemnego świata i jego tajemniczej energii?

Jeśli te nieco fantastycznie brzmiące stwierdzenia są jednak prawdziwe i rzeczywiście pod Lhasą istnieje wejście do podziemnych labiryntów, nic dziwnego, że miejsce to od wieków było zamknięte dla świata zewnętrznego. Historia Lhasy jest dość długa. Już w VII w. wybudowano tu pierwszy budynek późniejszego pałacu Potala. Wkrótce wzrasta liczba świętych budynków i obiektów.

Tysiąc lat później dotąd rozproszony Tybet łączy się, a jego przywódca, piąty Dalajlama Lobsang Gjaco (1617–1682), czyni Lhasę centrum religijnym i duchowym. Jednocześnie ogłasza, że Lhasa jest święta i nakłada surowy zakaz wjazdu. Tylko kilku rzadkim wyprawom udało się uzyskać pozwolenie i wejść do krainy świętego miasta buddystów.

Skutki wielowiekowej izolacji wciąż można odczuć w Lhasie. Czy tamtejsi mnisi jedynie nie chcą, aby turyści zhańbili ich świętą ziemię, czy jest w tym coś więcej?

Chiny w znacznym stopniu przyczyniają się również do trwałej niedostępności Lhasy, ale z przyczyn politycznych. W rzeczywistości Chiny zaanektowały “dach świata” w 1950 r., co było przyczyną odejścia obecnego Dalajlamy Jego Świątobliwości Tenzina Gjaco (ur. 1935) na wygnanie. Od tego czasu stosunki między Tybetem a Pekinem nie należą do przyjaznych.

Planowana wizyta w Tybecie może być przeszkodą nie do pokonania w uzyskaniu wizy, dla zachodnich turystów. Samo dotarcie do Tybetu to dla wielu podróżników ogromne wyzwanie. Przeniknięcie aż do samej Lhasy wymaga ogromnego szczęścia. Jeśli wspomnisz o Tybecie we wniosku wizowym, ambasada chińska prawdopodobnie odmówi wydania wizy, mówi Pazu Kong, chiński organizator podróży do Lhasy.

Nawet z wizą jeszcze nie ma żadnych gwarancji. Oprócz niej należy również złożyć wniosek o specjalne zezwolenie na wjazd na terytorium Tybetu. To też nie każdy dostanie. Wnioskodawcy są bardzo dokładnie badani. Co kryje się za tak dokładną izolacją?

Na początku XXI w. zakaz wjazdu do Lhasy miał zostać zniesiony, a jego bramy otwarte, ale każdy, kto odwiedził Lhasę, a przynajmniej próbował, wie, że zakazane miasto otwiera się tylko teoretycznie. W rzeczywistości nadal obowiązują wyjątkowo surowe zasady dotyczące odwiedzających.

Po uzyskaniu niezbędnych zezwoleń przed wejściem do Lhasy konieczne jest zatrudnienie osobistego przewodnika, który podczas całego pobytu w Lhasie od turysty nie oderwie się nawet na krok. Do najważniejszych miejsc w mieście bez przewodnika, który będzie pilnował każdego twojego kroku, jest surowy zakaz wstępu. Zasada ta obowiązuje od 2008 r., a władze ściśle ją monitorują. Specjalny rozdział można by poświęcić również transportu publicznemu. Cudzoziemcy do Lhasy muszą przybyć pociągiem lub samolotem.

Transport autobusem jest zabroniony. Można jeździć tylko wynajętym samochodem, z przewodnikiem w środku. Jeśli podróżujesz poza Lhasę, także wymagana jest obecność przewodnika w pojeździe. Wymagają tego kontrole drogowe, mówi Pazu Kong. Czy przewodnicy mają pilnować, aby turyści nie dostali się do miejsc przeznaczonych tylko dla wybranych?

Źródło: Enigma

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułParlament Europejski odwołał wszystkie wydarzenia z powodu koronawirusa. Wyjątkiem spotkanie… z Gretą Thunberg
Następny artykułMinisterstwo Zdrowia: Pierwszy przypadek koronawirusa w Polsce