A A+ A++


Zobacz wideo

Zaangażowany tata

Wiedzą, co bawi i co uspokaja ich dzieci, gdy nagle dorosły świat doprowadza je do łez. Wtedy Tomasz Rusek czym prędzej włącza piosenkę Jonas Brother, Andrzej Kubisiak zabiera synka na spacer, a Krzysztof Wójtowicz włącza… odkurzacz. Dźwięk pracującego urządzenia natychmiast łagodzi wszelkie niepokoje. Gorzej, gdy innym domownikom zaczyna to przeszkadzać, wtedy w ruch idzie gitara. I mały Staś znów jest w siódmym niebie, wyciąga rączki i też tak chce. Chce być jak tata.

Krzysztof Wójtowicz, od początku, gdy tylko ich pierwsze, wyczekane dziecko przyszło na świat, był zaangażowanym partnerem i rodzicem. Staś urodził się przez cesarskie cięcie, więc pierwsze tygodnie macierzyństwa partnerki pana Krzysztofa były trudne. Mężczyzna wziął więc L-4, aby troskliwie opiekować się dochodzącą do siebie młodą mamą i maleństwem. Pan Krzysztof gotował, sprzątał, robił pranie i dbał o żonę i nowego członka rodziny. A ponieważ ta nie mogła wstawać, podawał żonie jedzenie, gdy karmiła piersią synka. – Od początku wiedziałem, że chcę być zaangażowanym tatą, jednak na początku czekało mnie zaskoczenie. W pierwszych tygodniach życia Stasia miałem wrażenie, że niemal wszystkie jego potrzeby spełnia mama. Musiałem się starać o miejsce dla siebie. Ale z tygodnia na tydzień, dzięki mojej żonie, która mnie wspierała w zaangażowaniu w opiekę nad synkiem, znalazło się miejsce i dla mnie – mówi pan Krzysztof.

Krzysztof Wójtowicz z synkiem StasiemKrzysztof Wójtowicz z synkiem Stasiem Archiwum prywatne Krzysztofa Wójtowicza

Krzysztof Wójtowicz ma 36 lat. Kilka lat temu pracę w bankowości i finansach zamienił na jedną z dużych firm doradczych. Pracuje jako konsultant. Pamięta ten moment, gdy jeden z partnerów dowiedział się, że Wójtowicz planuje urlop rodzicielski. Czy próbował nakłaniać go do zmiany decyzji? Zamiast tego pan Krzysztof usłyszał: “Idź spędzić ten czas z synkiem i rodziną. Wykorzystaj go dobrze, bo to bardzo ważne”.

I Krzysztof właśnie to robi. Staś ma teraz 11 miesięcy, jest pogodnym dzieckiem, które dobrze czuje się w towarzystwie innych dzieci i ich rodziców. Ale najbardziej szczęśliwy jest wtedy, gdy są we trójkę, gdy jest mama, tata i ich piesek, z którym Stasiek uczy się nawiązywać relację.

Gdy pytam, czy pan Krzysztof nie bał się pozostania sam na sam z malutkim dzieckiem, słyszę, że razem z żoną świetnie to zaplanowali. Przez cztery miesiące równolegle byli na urlopie, młody tata uczył się opieki nad maluszkiem i potem, gdy mama wróciła do pracy, zarówno u tego dużego Wójtowicza, jak i małego stres był mniejszy. Dziecko nie przechodziło z rąk do rąk, a tato był już zaprawiony w boju. Urlopem rodzicielskim Wójtowiczowie postanowili podzielić się po połowie. Od października na pełny etat Stasiem zajmuje się Krzysztof.

Jeszcze w ubiegłym roku zaledwie jeden procent mężczyzn zdecydował się na urlop rodzicielski (3,7 tys. ojców). W 2023 r. zmieniło się prawo w zakresie urlopu macierzyńskiego, rodzicielskiego i ojcowskiego i ten trend zaczyna się zmieniać. Drugiemu rodzicowi przysługuje dodatkowe nietransferowalne 9 tygodni urlopu rodzicielskiego. Jak podaje fundacja “Share The Care”, w lipcu z urlopu rodzicielskiego skorzystało 2,8 tys. ojców, w sierpniu 4,9 tys., a we wrześniu 6,4 tys. Od stycznia do września 2023 roku było na nim 20,9 tys. mężczyzn. – A to znaczy, że nastąpił spory progres – z jednego proc. do prawie 10 proc. – mówi Karolina Andrian, założycielka i prezeska fundacji Share The Care.

Moja rozmówczyni zauważa, że młodzi mężczyźni kwestionują stary model ojcostwa i szukają nowego. – Przy czym, podczas naszych badań fokusowych, pojawiała się często wypowiedź, że nie wiedzą jakim ojcem chcą być. Definiują się poprzez to, kim nie chcą być. Wiedzą, że nie chcą być tacy sami, jak ich ojciec – mówi.

– Natomiast jeśli chodzi o preferowany model rodziny, to największą popularnością cieszy się ten partnerski (58 proc.), w którym obydwoje rodziców dzieli się obowiązkami domowymi i opieką nad dziećmi. Badania CBOS-u pokazują, że dla 80 proc. Polaków szczęście rodzinne jest najważniejsze – dodaje.

Złoty medalista w kategorii przewijania

Na macierzyńskim, ojcowskim i rodzicielskim był Tomasz Rusek, dziennikarz i autor bloga “Tata na macierzyńskim”. Teraz Helena ma 2,5 roku i 42-letni tata może z dumą obserwować postępy swojej księżniczki. Wspólne wypracowane rytuały, jak choćby czytanie przed snem przez rodziców książeczek skutkuje tym, że 2,5-latka mówi pełnymi zdaniami. A ulubioną zabawą wciąż od lat niezmiennie pozostaje “kanapka”. Na czym polega? Rodzice z dwóch stron biorą w ramiona swoją córeczkę i wszyscy mocno się do siebie tulą.

– To jest niezwykle budujące, gdy Helena potem powtarza tę zabawę ze swoimi maskotkami – myszkami. Bywa i tak, że z przychodzi do nas z mysią rodziną i mówi, że ona też potrzebuje “kanapki” – śmieje się Rusek. – Często też podczas zabawy z myszkami dowiadujemy się, co wydarzyło się w żłobku – dodaje.

Tomek wspomina, że, gdy Hela nosiła jeszcze pieluszki, był złotym medalistą w kategorii przewijania, a z codziennej rutyny czerpał wiele radości.

– Byłem w stanie przewinąć Helę w każdym miejscu, gdzie mogła się położyć. Wystarczył mi kawałek przestrzeni długi na 55 cm i szeroki na 12 cm. Mogłem ją przewinąć wszędzie i byłem z tego powodu zawsze bardzo dumny – uśmiecha się. Przykre codzienne obowiązki? – Uwielbiam powtarzalne rzeczy, uwielbiam planować i uwielbiam mieć porządek wokół siebie. Planowałem całe dnie i punkt po punkcie ten plan realizowałem. I tak nam już zostało. Przed snem zawsze pytam moją 2,5-latkę, co będzie chciała na śniadanie i poranne marudzenie czy niezdecydowanie mamy z głowy – opowiada.

Żałoba po poprzednim życiu

Dla Andrzeja Kubisiaka, zastępcy dyrektora w Polskim Instytucie Ekonomicznym, który 10 miesięcy zajmował się swoim synkiem Nikodemem, codzienne obowiązki też nie były wyzwaniem. Ma już starszego syna Witolda, którym wprawdzie nie zajmował się na urlopie rodzicielskim, ale po pracy i w weekendy już tak. Zmienianie pieluch, kąpiel i inne czynności przy niemowlęciu były mu już dobrze znane.

Po urlopie rodzicielskim Andrzej zaczął bardziej doceniać pracę kobiet. – Ktokolwiek, kto urlop rodzicielski nazywa urlopem, jest albo bardzo sarkastyczny, albo ma duże poczucie humoru, bo z odpoczynkiem nie ma absolutnie nic wspólnego. To bardzo ciężka, często niewidzialna praca, która zwykle jest wykonywana przez kobiety, więc należy się im szacunek i uznanie – mówi Kubisiak. Analityk nie ukrywa, że to nie był łatwy czas, który nazywa żałobą po poprzednim życiu. – To czas w pełni podporządkowany tej małej istocie, która dosyć słabo się komunikuje, a ma duże oczekiwania i zwykle dosyć ekspresyjnie je okazuje. Traci się więc kontrolę nad swoją rzeczywistością i ten świat przez chwilę staje do góry nogami, bo zostawia się za sobą całe dorosłe życie, pracę zawodową i wyzwania z tym związane. Jest to na pewno zupełnie inny etap w życiu, który uczy pokory, empatii i podporządkowania temu, co dyktuje ten mały człowiek – tłumaczy Andrzej.

Andrzej Kubisiak z synkiem Nikodemem podczas wędrówki po górach Archiwum prywatne Andrzeja Kubisiaka

Karolina Andrian podkreśla, że fundacja “Share The Care”, zachęcając mężczyzn do współdzielenia opieki nad dzieckiem, usuwa pewne bariery. – Pierwszą barierą jest przeświadczenie u mężczyzn, że matka jest najlepsza dla dziecka, a mężczyzna ją tyko zastępuje. W badaniach, na pytanie, czy mężczyzna jest równoprawnym opiekunem i tak samo dobrze może zająć się dzieckiem, pojawia się myśl: “Jestem tym gorszym”. Kolejną barierą jest odpowiedzialność finansowa za rodzinę, bo on uważa, że taka jest jego rola. Budowanie tego partnerskiego modelu polega na tym żeby wzmocnić obie grupy. Z jednej strony wzmocnić rolę mężczyzny, jeśli chodzi o opiekę nad dziećmi, a z drugiej wzmocnić kobiety, jeśli chodzi o ich poczucie potencjału na rynku pracy i że ich praca ma znaczenie dla finansów rodziny – tłumaczy Karolina Andrian.

Prezeska zwraca uwagę, że mężczyźni przed zostaniem z dzieckiem sam na sam mają wiele obaw. – Co drugi myśli: “Nie poradzę sobie”. Jeśli nie miał pozytywnego wzorca z dzieciństwa, to skąd ma czerpać tę pewność? Kluczowa jest postawa partnerki, która będzie zachęcać swojego partnera i wzmacniać: “Poradzisz sobie”. “Wesprę cię”. Kobiety, które osiągnęły sukces zawodowy często mówią: “Miałam super wspierającego partnera, opiekował się dziećmi, a ja mogłam się realizować” – zauważa Andrian. – Tak jak kobiety myślą o sobie często w kategoriach sprzątaczek, tak mężczyźni o sobie, że są traktowani w rodzinie jak bankomat. Życie nie na autopilocie, tylko zgodnie z tymi zasadami i wartościami, na których nam najbardziej zależy, wymaga odwagi – tłumaczy pani Karolina.

Nowa perspektywa

Tomasz Rusek od czterech lat jako dziennikarz pracuje w systemie home office, to on więc każdego ranka przygotowuje śniadanie dla Heli, odwozi ją do żłobka, robi zakupy, gotuje obiad, sprząta i robi pranie. – Obowiązki domowe są niemęskie? Wręcz przeciwnie. W niczym mi nie urągają. Dbanie o dom to męskie zajęcie. I taki też wzór wyniosłem z domu – zapewnia. Z przekonaniem mówi, że podczas zajmowania się dzieckiem “niczego mu jako mężczyźnie nie ubyło, a wręcz przeciwnie. Przybyło wręcz”. Czas z Helą spędzony w domu otworzył mu oczy na wiele spraw i zaczął bardziej rozumieć swoją partnerkę i inne kobiety.

– Kiedy jest się samemu z dzieckiem w domu doskwiera potworna samotność i ciężar odpowiedzialności. Męczył mnie stres, że nie mogę zawalić, bo mam małe dziecko pod opieką i z nikim nie mogę podzielić się obowiązkami. Kiedy rozmawiałem z matkami, wiele z nich przyznawało się do odczuwania dokładnie takich samych uczuć: samotności i zamartwiania się, że wszystko jest na mojej głowie – przyznał dziennikarz.

Dodał, że rodzic, który został z dzieckiem w domu i rodzic, który pracuje, żyją przez pół dnia w nieco innych światach. – Ten, który opiekował się maluchem, ma potrzebę rozmowy z drugim dorosłym i podzieleniem się przebiegiem dnia. Ten, który był w pracy, marzy o chwili spokoju. To może powodować napięcia. I warto ten temat szczerze przegadać – dzieli się spostrzeżeniami.

Andrzej Kubisiak ma podobne refleksje. – Rozmawiałem z moją żoną o emocjach, których doświadczałem i ona mówiła mi wtedy: “A widzisz? Ja też tak miałam. Też tak się czułam. Też to w ten sposób przeżywałam”. Doszliśmy do wniosku, że bardzo wiele emocji i doświadczeń, które płyną z opieki nad dziećmi w tym pierwszym etapie, a są stereotypowo przypisane kobietom, są de facto doświadczeniem rodziców. Okoliczności bardzo mocno kształtują emocje i doświadczenia związane z niewidzialną pracą, prowadzeniem domu, zajmowaniem się rodziną i dziećmi. Można poczuć na własnej skórze, ile wysiłku i pracy spada na barki tej jednej osoby – mówi.

Wyczekane, zaplanowane, moje

Tomasz, Krzysztof i Andrzej są zgodni. Zdecydowali się na opiekę nad swoim dzieckiem, bo pragną stworzyć z nim bliską więź. Ich decyzja w pracy i wśród znajomych została przyjęta ze zrozumieniem i akceptacją. Nikt im nie zarzucał, że “są pod pantoflem żony”, że są mało męscy i mało ambitni, bo rezygnują na pewien czas z kariery i utracili status żywiciela rodziny, bo na rodzicielskim otrzymują zasiłek w wysokości 70 proc. zasadniczego wynagrodzenia. Poza tym każdy z nich kieruje się nieco innymi motywacjami.

– Staś jest moim pierwszym dzieckiem. Wyczekanym i zaplanowanym. Wydaje się więc naturalne, żeby spędzać z nim czas, poświęcać mu jak najwięcej uwagi i zaszczepić w tego młodego człowieka, którego zdecydowaliśmy się powołać na świat, pozytywne emocje i wartości. Obecność obojga rodziców w tym procesie jest absolutnie kluczowa – mówi Krzysztof Wójtowicz. – Poza tym perspektywa spędzenia pół roku w zupełnie inny sposób, w oderwaniu od pracy, po to, aby budować bliskość z rodziną, wydawała mi się kusząca – przekonuje. 

Andrzej Kubisiak wraca do doświadczeń sprzed sześciu lat, gdy na świat przyszedł ich pierwszy syn – Witek. Wtedy żona wzięła urlop macierzyński i rodzicielski, a oni weszli w tradycyjny podział ról “jak w masło”. Kobieta zajmuje się dzieckiem i domem, a mąż znika na 8-9 godzin. – Weszliśmy w role, które nie do końca nam odpowiadały, bo przed pojawieniem się dzieci, nasz związek był bardzo partnerski, na bardzo równych zasadach. Uświadomiliśmy to sobie trochę po czasie. Chwilę nam to zajęło zanim to zauważyliśmy. Przy okazji pojawienia się naszego drugiego dziecka, dwa lata temu, wiedzieliśmy, że nie chcieliśmy powtórzyć tego scenariusza, że chcemy pójść inną ścieżką. Wiedzieliśmy, że nie chcemy reprodukować tamtych okoliczności. Dlatego podjęliśmy decyzję, żebym przy drugim dziecku przejął tyle świadczeń, ile byłem w stanie. Pierwsze 14 tygodni urlopu macierzyńskiego musiała wypełnić moja żona, a potem ja mogłem przyjąć od niej resztkę macierzyńskiego i cały urlop rodzicielski – opowiada.

W międzyczasie zostały uchwalone przepisy z dyrektywy unijnej work-life balance, więc Kubisiakowie mogli skorzystać z dodatkowych 9 tygodni z synkiem.

Krzysztof Wójtowicz mówi, że choć w jego rodzinie podział ról być dość tradycyjny i jego ojciec dużo pracował, wynagradzał im to w weekendy (Krzysiek ma jeszcze siostrę), zabierał ich na wycieczki, był zaangażowanym tatą. Tomasz Rusek podobnie. Przyznaje, że miał dobry wzorzec ojca wyniesiony z domu, jednak do świadomego ojcostwa musiał dojrzeć. – Gdy miałem dwadzieścia kilka lat wydawało mi się, że mam zarobić na rodzinę. Byłem więc wieczornym i weekendowym tatą. Mam teraz pretensje do siebie i poczucie winy w stosunku do byłej żony i starszej córki – mówi autor książeczek dla dzieci.

– Kiedyś wydawało mi się, że dziecko do 2. roku życia może być wychowane przez wilki, bo i tak nie będzie nic pamiętało. Teraz wiem, że może nie będzie potrafiło przywołać wspomnień, ale moja obecność da mu poczucie bezpieczeństwa i zbuduje pewien kręgosłup emocji. Teraz już wiem, że to ważne, żeby być od pierwszych dni razem, a nie poczekać jak będzie gadało – uśmiecha się Tomasz.

Dziennikarz przyznaje, że mądrość przyszła z wiekiem. Podobnie jak u innych jego znajomych, dojrzałych ojców, w wieku ok. 40 lat, którzy też przestawili akcenty i postanowili zostać z dzieckiem w domu. – Z pracy mogą mnie zwolnić lub w parę dni zastąpić kimś innym, ale córki nie zmienię i ona nikim innym mnie nie zastąpi. Wierzę, że Hela będzie miała w życiu trochę inny start, ale też ten czas przestawia sporo w głowie Mam poczucie, że nie zostałem z dzieckiem dla dziecka tylko też dla siebie – podkreśla.

Dodatkowym argumentem wzięcia urlopu rodzicielskiego w przypadku Tomka były względy finansowe. Trzy lata temu jego żona prowadziła działalność gospodarczą i płaciła minimalny ZUS, a on był na dobrze płatnym etacie, nawet przy 80-procentowym wynagrodzeniu na urlopie macierzyńskim takie rozwiązanie było wciąż opłacalne dla rodziny.

Jak wycenić wartość bycia z dzieckiem?

Finanse to ważna kwestia dla każdej rodziny i trudno przed nimi uciec. Jednak, jak zauważa Karolina Andrian, “kobiety płacą karę za macierzyństwo”. – Claudia Goldin dostała Nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii za długotrwałe badania na temat kary za macierzyństwo. Wykazała, że nierówności pojawiają się wraz z momentem pojawienia się pierwszego dziecka. Z badań w krajach, które mają 30 lat doświadczeń z urlopami rodzicielskimi, jak np. w Islandii, gdzie są nietransferowalne urlopy rodzicielskie dla każdego z rodziców, wynika, że im szybciej kobieta wraca do pracy, tym następuje mniejsza luka płacowa – wyjaśnia prezeska fundacji. – Zwykle jest tak, że rodzina siada do stołu i kalkuluje, co im się bardziej opłaca. Tylko jak wycenić wartość bycia z dzieckiem? To jest bardzo indywidualne. Jakiś czas temu przeprowadziłam wywiad z jednym z ojców, który zrezygnował na rok z pracy, żeby być na urlopie wychowawczym. Dziecko było w domu w sumie dwa lata. I on mi powiedział, że to jest najważniejsza inwestycja w jego życiu – dodaje.

Prezeska fundacji “Share The Care” rozumie rodziny, które się wahają. – To jest ryzykowne. Mężczyźni boją się, zastanawiają: “Czy będę miał pracę? Czy jak wrócę, to czy mnie nie zwolnią? Czy ominą mnie awanse?”. To są normalne obawy, które towarzyszą kobietom przed decyzją o dziecku. Z badań wynika, że te rodziny, które dzielą się urlopami rodzicielskimi w dłuższej perspektywie na tym zyskują – przekonuje pani Karolina.

Andrzej Kubisiak podczas 10-miesięcznej opieki nad Nikosiem bywał w kontakcie ze swoim pracodawcą. Udało mu się nawet przygotować lub współtworzyć trzy artykuły naukowe – dwa z nich były już opublikowane, a niebawem możliwe, że ostatni ujrzy światło dzienne. Jako zastępca dyrektora w Polskim Instytucie Ekonomicznym mógł czuć się spokojny o swoją posadę, a mimo wszystko na miesiąc przed powrotem dopadła go trema. – Zacząłem się zastanawiać, czy dam sobie radę. Jak poukładać życie rodzinne, opiekę nad dwójką maluchów z pracą. Finalnie wszystko się udało. W połowie sierpnia wróciłem na to samo stanowisko, dalej pracuję, zmienił się nieco zakres moich obowiązków. Dzięki temu, że przeszedłem tę ścieżkę, poczułem to, co moja żona i koleżanki z pracy. To bardzo cenne doświadczenie – stwierdza Kubisiak.

Analityk ocenia, że była to “najfajniejsza lekcja” dla związku. – Kiedy obie strony mają takie same lub podobne doświadczenia, dużo łatwiej zrozumieć siebie nawzajem. Badania naukowe przeprowadzane w Islandii pokazują, że im wyższy jest odsetek mężczyzn zaangażowanych w opiekę nad dziećmi w pierwszym roku ich życia, tym bardziej spadają odsetki późniejszego rozwodu. Nauka wskazywałaby, że takie rozwiązanie powinno być korzystne dla par i dla rodziców – wyjaśnia.

Karolina Andrian przypomina, że miłość romantyczna mimo wszystko może się skończyć, ale relacja z dzieckiem nie kończy się na rozwodzie. – Patrzenie na rodziców jako równoprawnych opiekunów otwiera drogę do niwelowania barier i przyzwolenia na to, żeby ojciec miał prawo budowania więzi z dzieckiem. Po urlopie rodzicielskim jest ona na tyle zbudowana, że na kolejnych etapach: przedszkola czy szkoły jest wzmacniana. Głęboka więź z dzieckiem jest też karmiąca dla ojca – wyjaśnia.

– Często słyszymy relacje rozżalonych mężczyzn po rozwodzie, którzy mówią: “Przecież zarabiałem na rodzinę, tyle dałem, ciągle pracowałem, a zostałem z niczym”. Często dzieci nie chcą mieć relacji z ojcem, bo nie zdążyli jej zbudować, bo ojca nie było. To jest problem wielu mężczyzn, którzy po rozpadzie związku doświadczają potwornej samotności – mówi na koniec prezeska fundacji.

Posłuchaj:

To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj z oferty “taniej na zawsze”. Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBiałystok. Trasa Niepodległości była zablokowana
Następny artykułRemont w Lublinie – jak legalnie pozbyć się gruzu i odpadów budowlanych?