Od grudnia 2015 roku czeka Arsenal na ligowe zwycięstwo z Manchesterem City, no i przyjdzie londyńskiej ekipie poczekać jeszcze trochę dłużej, ponieważ dzisiaj „Obywatele” znowu ją pokonali. Gospodarze po końcowym gwizdku arbitra wyglądali tak, jak gdyby właśnie przegrali po karnych finał mistrzostw świata. I w sumie nie dziwimy się tym reakcjom. Arsenal na pewno nie był dzisiaj od City gorszy. Pokusimy się nawet o stwierdzenie, że to „Kanonierzy” bardziej zasłużyli na zgarnięcie kompletu punktów.
Arsenal – Manchester City. Kapitalna pierwsza połowa „Kanonierów”
Arsenal w pierwszej połowie wyglądał fantastycznie.
W zasadzie trudno się zdecydować, od którego elementu gry rozpocząć pochwały dla „Kanonierów”, ale chyba zdecydujemy się na pressing. Gospodarze po prostu stłamsili zawodników City na ich połowie. Podopieczni Pepa Guardioli – co im się naprawdę rzadko zdarza – mieli problem z wymienieniem kilku podań, z utrzymaniem się przy futbolówce dłużej niż parę sekund. Naprawdę z przyjemnością obserwowało się, jak doskonale zorganizowani są londyńczycy. Jak intensywnie napierają na oponentów, jak mądrze odbierają im przestrzeń na boisku, jak sprawnie odcinają ich od podań. „Obywatele” przed przerwą nie oddali ani jednego celnego strzału na bramkę strzeżoną przez Aarona Ramsdale’a. Po prostu nie nadążali za Arsenalem.
No i, co najważniejsze, „Kanonierzy” swoją przewagę potwierdzili golem. W 31. minucie na listę strzelców wpisał się Bukayo Saka i było to trafienie w stu procentach zasłużone. Okej, nie było może tak, że Arsenal co chwile kreował sobie świetne sytuacje strzeleckie, lecz summa summarum przewaga gospodarzy była niepodważalna. Naprawdę robiło to wrażenie. Manchester City rzadko bywa aż tak bezradny.
Arsenal – Manchester City. Lekcja pokory od mistrzów
Początek drugiej odsłony spotkania nie zwiastował zmiany przebiegu gry. W przerwie Guardiola ni zdecydował się na żadną zmianę w składzie, zaufał wyjściowej jedenastce, no i można było odnieść wrażenie, że popełnił błąd. „Obywatele” wciąż prezentowali się niemrawo, jak gdyby zaskoczeni niesamowitym tempem narzuconym przez Arsenal. No ale nie od dziś wiadomo, że futbol to okrutny sport – chwila nieuwagi i nieszczęście gotowe.
W 56. minucie gry Granit Xhaka starł się w polu karnym z Bernardo Silvą. W pierwszym odruchu sędzia Stuart Attwell uznał całe zajście za próbę wymuszenia rzutu karnego i wyrazie kazał Portugalczykowi podnieść się z murawy, ale po konsultacji z VAR-em arbiter wskazał jednak na wapno. Czy słusznie? Mamy pewne wątpliwości. Xhaka za mocno pracował rękami, szarpnął rywala za koszulkę – wszystko to prawda. Ale sytuacja dopiero w zwolnionym tempie zaczęła wyglądać na ewidentny faul. Szczerze mówiąc, to chyba bardziej jedenastka należała się w pierwszej połowie Arsenalowi, ale wtedy VAR nie interweniował.
Tak czy owak, Attwell podyktował karnego, Riyad Mahrez trafił do siatki i od tego momentu zaczął się dramat Arsenalu. Kilka chwil później „Kanonierzy” nie powrócili na prowadzenie, mimo że Gabriel Martinelli (swoją drogą – świetnie dysponowany) musiał tylko wcelować do pustej bramki. Ale to jeszcze nie wszystko. Dwie żółte kartki w ciągu dwóch minut obejrzał Gabriel Magalhães, no i wyszło na to, że Arsenal z oprawcy stał się nagle ofiarą, której celem jest po prostu dowiezienie remisu do końcowego gwizdka sędziego. Niebywałe, na jak wielu płaszczyznach „Kanonierzy” spieprzyli sobie mecz w ciągu dosłownie paru chwil.
Inna sprawa, że Manchester City nie bardzo potrafił to wykorzystać. Goście wcale nie urządzili sobie na Emirates strzeleckiego festiwalu, nie zdominowali osłabionego przeciwnika. Przeokrutnie się męczyli. Ale summa summarum – skończyło się jak zwykle. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry Rodri najlepiej się ustawił w podbramkowym zamieszaniu i skierował futbolówkę do siatki, zapewniając swojej drużynie triumf. Nie sposób nie podsumować więc tego meczu wyświechtanym spostrzeżeniem: takimi zwycięstwami zdobywa się mistrzostwo kraju. Manchester City cierpiał, lecz ostatecznie notuje na swoim koncie trzy oczka. Arsenal natomiast długo zachwycał, ale kończy z pustymi rękami i poczuciem gorzkiego rozczarowania.
ARSENAL – MANCHESTER CITY 1:2 (1:0)
(B. Saka 31′ – R. Mahrez 57′, Rodri 90+3′)
Czytaj także:
fot. NewsPix.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS