Magdalena Drozdek, WP: Te rany na knykciach to od boksu?
Tomasz Włosok: A tak, byłem na treningach i zdarłem skórę. Ale ja wiecznie jestem gdzieś skaleczony. Tam po prostu już mam, że zawsze, jak coś wystaje, to ja o to zahaczę.
Wiesz, spodziewałam się, że boks będzie świetny w “Kuleju”, bo wiem, że trenowałeś już wcześniej sporty walki, ale nie spodziewałam się scen tańca. One były zaskakująco piękne. Taniec też ćwiczyłeś wcześniej?
Trochę musieliśmy sobie z Michaliną potańczyć, to prawda. Okazało się, że niespecjalnie mam do tego predyspozycję. Nigdy żadnego tańca nie trenowałem. Nie znałem kroków, żadnych podstaw. Nie było łatwo je opanować podczas prób. Trudno mi było zapamiętać choreografię, a co dopiero wszystkie kroki. To było naprawdę skomplikowane. Michalina miała ogromne pokłady cierpliwości, gdy próbowaliśmy to wypracować.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
A zachowały się jakieś nagrania z małżeństwem Kulejów, którzy tańczą?
Nie, nie. Sceny tańca są wynikiem naszej z Michaliną relacji.
Jerzy Kulej to legenda, ale jak dobrze znałeś tę postać?
Wiedziałem, że zdobył złoty medal Igrzysk Olimpijskich, nie byłem świadomy, że dwukrotnie. Gdy zaczęliśmy pracę nad filmem, starałem się dowiedzieć o nim jak najwięcej, szczególnie z tego wczesnego okresu. Unikałem jednak wywiadów z dojrzałym Jerzym Kulejem, który przerobił już w jakimś stopniu swoje życie, przemyślał pewne sprawy i był świadomy tego, co wydarzyło się w jego życiu. Zarówno on, jak i Helena, interesowali nas jako ci niedoświadczeni, trochę naiwni młodzi ludzie, wrzuceni w rzeczywistość, która ich przytłaczała.
Jaką rolę w twoich poszukiwaniach Jerzego Kuleja pełnił jego syn?
Z Waldkiem spotkałem się stosunkowo późno, właśnie dlatego, że zależało mi, by wiedzieć o jego dojrzałym ojcu jak najmniej i skupić się na młodym Jerzym. Pokazać młodego człowieka z lat 60., który też ma swój specyficzny sposób mówienia. Wiem, że dla Waldka to jest bardzo ważny projekt. Pewnie jak każdy, gdy robi się film o kimś bliskim, widzi pewne niedomówienia, pewne tematy pokazałby inaczej, ale wierzę, że dobrze oddaliśmy postać jego taty. Nie jest tajemnicą, że woli zapamiętać dobre cechy ojca, bo bywało różnie.
Jaki jest dla ciebie ten filmowy Jurek?
Trochę narcystyczny, ale z drugiej strony – kocha całym sercem. Mieszają mu się priorytety. Na pierwszym miejscu stawia boks, potem kolegów, a dopiero potem rodzinę. Zdradza, choć sam jest piekielnie zazdrosny. Furiat, ale z urokiem.
Założyłeś mundur milicjanta do jednej ze scen. To świetna scena, która pokazała jego stosunek do tego, w jakiej roli został obsadzony.
Nie jest tajemnicą, że należał do milicyjnego klubu sportowego Gwardia Warszawa i należał do partii, miał swój pułk. W filmie opowiadamy o tym, że jemu zawsze chodziło tylko o boks. Był związany z Gwardią, chciał dla nich boksować, natomiast cele miał wyższe. Miał ograniczenia związane z systemem, bo za komuny ci, którzy chcieli uciec z kraju, byli wrogami publicznymi. To, o czym marzył, czyli żeby być numerem jeden na świecie, nie udało się w dużej mierze przez system, w którym żył. Co by było, gdyby wyjechał z Polski?
Masz swój ulubiony moment tej produkcji?
Nie umiem wybrać jednego. Cieszyłem się bardzo na sceny bokserskie. Pamiętam ekscytację, że wchodzimy na ring i będziemy w końcu robić boks. Z perspektywy czasu wspaniałe było połączenie boksu i tańca, i przebieg dramaturgiczny postaci. Wszystko to łączy się w taką piękną opowieść, która jest bardzo ważna dla mnie i zostanie w moim sercu.
Powiedz więcej.
“Kulej” opowiada o mojej miłości do sportu. Zawsze chciałem zagrać boksera, więc spełniam tym swoje marzenie. Jerzy Kulej jest materiałem na rolę, na którą można czekać całe życie. I dostałem tę szansę. Dostałem tę rolę, którą kocham, bo jeśli się nie pokocha tego bohatera, to moim zdaniem nie da się o nim opowiedzieć. Dodatkowo bardzo chciałem pracować z Xawerym, którego poznałem jakiś czas temu na castingu. Roli wtedy nie dostałem, ale spotkanie z nim było tak wyjątkowe, że na długo je zapamiętałem i traktuję je jako to najważniejsze, zawodowe spotkanie. I gdy okazało się, że mogę z nim pracować, i to przy “Kuleju”, to spełniło się moje wielkie marzenie.
Taka perspektywa spełniania zawodowego marzenia może być przerażająca?
Że już potem nic nie będzie?
Nie, skąd. Chodzi o to, że wtedy tak bardzo chce się zrobić wszystko, żeby wyszło. Żeby nie nawalić.
Pewnie. Teraz opowiadamy o tym śmielej, gdy film jest w kinach i oglądają go widzowie. Ale w trakcie prac nad produkcją to starałem się na tym nie skupiać. Refleksje o spełnionym marzeniu przyszły dopiero potem. Wcześniej mieliśmy zadanie do zrealizowania, byliśmy zdeterminowani i po prostu skupieni, żeby to zrobić jak najlepiej. Mogliśmy pokazać serducho w tym projekcie.
Cieszy cię zawód aktora?
Ja go kocham. To się nie zmienia. Uczę się dystansu do niego, ale kocham, kocham robić to, co robię. Pewnie cały czas będę się uczył, czym są priorytety w życiu i co zrobić, żeby się w tej robocie nie zatracić. Nasz film daje tego dobry przykład. Kariera może być piękna, ale możemy ją mieć czyimś kosztem i to jest nie fair.
Magdalena Drozdek, dziennikarka Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu “Clickbait” opowiadamy o “Napadzie” na Netfliksie, zastanawiamy się, dlaczego Laura Dern zagrała w koszmarnej “Planecie samotności” i zachwycamy się nowym serialem Max, “Franczyza”. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS