W samym środku II wojny światowej szef niemieckiego wywiadu współpracował z Polakami, ewakuując z okupowanego kraju żony wyższych polskich oficerów. Trasa wiodła przez Berlin – pod okiem Gestapo.
Na przełomie roku 1940 i 1941 do warszawskiego mieszkania Bronisławy Gano, żony Stanisława Gano, szefa Oddziału II, zapukał niemiecki oficer. Nie przyszedł jej jednak aresztować, ale zapowiedział, że ma się przygotować do drogi. Nic więcej nie chciał zdradzić, zapewne sam niewiele wiedział. Kilka tygodni później Bronisława Gano znalazła się w pociągu do Berlina. Tam czekał na nią inny oficer, równie małomówny. Kobieta trafiła do luksusowego mieszkania jakiejś baronowej. Być może mieściło się ono kilka kilometrów od kancelarii samego Adolfa Hitlera i innych gmachów III Rzeszy.
Ale Bronisława Gano była pod dobrą opieką. Jakiś czas później kobietę zaprowadzono na dworzec, wręczono jej odpowiednie dokumenty. Pociąg ruszył do bezpiecznej, spokojnej Szwajcarii. Stamtąd po jakimś czasie Bronisława przez neutralną Portugalię dotarła do Londynu.
Pociąg do Szwajcarii
Jak to możliwe, że pod nosem niemieckiego okupanta żona wysokiego oficera walczącej z III Rzeszą armii mogła odbyć taką podróż? Wszystko dzięki współpracy Haliny Szymańskiej i Wilhelma Canarisa, szefa Abwehry (niemieckiego wywiadu i kontrwywiadu wojskowego). Szymańska była żoną Antoniego Szymańskiego ostatniego attaché wojskowego Polski w Berlinie. Tam, podczas różnych towarzyskich okazji, poznała Wilhelma Canarsisa – niewysokiego, szczupłego admirała, który budził w niej uczucie „sympatii i zaufania”. Oczywiście Polka nie widziała wtedy, czym zajmuje się ten uprzejmy, cichy człowiek.
Gdy wybuchła wojna Szymańska była w Polsce. Trafiła do Lublina, gdzie 18 września wkroczyli Niemcy. Nie miała informacji o mężu, chciała go odnaleźć. Pewnego dnia po prostu podeszła do niemieckiego żołnierza, który wydawał jej się uczciwy. Płynną niemczyzną przedstawiła się jako żona polskiego attaché wojskowego w Berlinie. Poprosiła o pomoc. Mężczyzna zapytał, czy kobieta może wskazać jakieś osoby w Berlinie, które potwierdzą jej opowieść. Szymańska przypomniała sobie postać uprzejmego admirała Canarisa. Potem wypadki potoczyły się już szybko. Oficer załatwił kobiecie transport do Poznania.
W grudniu 1939 roku Niemcy wywieźli ją wraz z córkami samochodem do Berlina, gdzie spędziła jakiś czas w rezydencji przyjaciół Canarisa, po czym przetransportowali ją do Berna. Tam Szymańska zgłosiła się do polskiego przedstawicielstwa dyplomatycznego. Zanim jednak wyruszyła w tę podróż, odbyła długą rozmowę z Canarisem. Była to może jedna z ważniejszych rozmów w historii całej II wojny światowej. Canaris ustalił z kobietą zasady współpracy.
W Szwajcarii Szymańska została przejęta przez Oddział II, a potem bezpośrednio przez Secret Intelligence Service jako agentka Z.5/1. Została współpracowniczką brytyjskiego wywiadu, a Canaris – jej informatorem.
Admirał pojawił się w Bernie jeszcze w styczniu 1940 roku, potem oboje spotkali się w Mediolanie. Podczas tych rozmów Canaris deklarował pomoc w sprawach życiowych – przekazywaniu listów i paczek do Polski, wyciągnięciu kogoś z kraju. Przekazywał też żywotne informacje dotyczące planów III Rzeszy. Dzięki Szymańskiej mógł nawiązać kontakt ze swym brytyjskim odpowiednikiem, sir Stewartem Menziesem. Ten odwdzięczył się, blokując swego czasu plany zabicia Canarisa przez brytyjskich szpiegów. Wiedział, że Canaris jest sprzymierzeńcem, a jego zabójstwo umocni tylko pozycję takich zbrodniarzy jak Reinhard Heydrich.
Czytaj też: Metoda „na rozmówcę”. Jak akowcy inwigilowali funkcjonariuszy Gestapo?
Brytyjczycy proszą o ciszę
Canaris nie rzucał słów na wiatr. Rzeczywiście pomógł wywieźć z polski żony polskich wojskowych, tak jak umożliwił samej Szymańskiej dotarcie do Szwajcarii. Tak było choćby z żoną generała Kazimierza Sosnkowskiego.
O sprowadzeniu swej żony pułkownik Gano mówił potem: „Żona moja była w tym czasie chora i uważałem, że powinna opuścić Polskę, gdyż może stać się przedmiotem szantażu ze strony Niemców. Wyłoniły się dwie możliwości ewakuacji jej: jedna przez Bałkany, druga na Szwajcarię. Żona moja w przejeździe z Polski prowadzona była przez Niemcy przy pomocy ludzi Canarisa.
Wedle słów szefa Oddziału II jego żona spędziła w Berlinie około dwóch tygodni.
Wszystko to niby było sekretem, ale w rozplotkowanym emigracyjnym Londynie niczego długo nie dało się utrzymać w tajemnicy.
O ewakuacji polskich żon zrobiło się głośno przy okazji „sprawy Żychonia”. Oto majora Jana Henryka Żychonia, szefa polskiego wywiadu i bliskiego współpracownika Stanisława Gano, grupka podejrzliwych, a także zawistnych oficerów oskarżyła o to, że jest niemieckim agentem. Jako przykład jego niezdrowych konszachtów z wrogiem podawano między innymi zagadkową sprawę wywiezienia z Polski żon wyższych wojskowych. Przecież Canaris nie robił tego bezinteresownie – argumentowali oskarżyciele. Żychoń poczuł się pomówiony.
Sprawa trafiła do sądu. Sądzeni byli ci, którzy nie mając dowodów, pomawiali Żychonia o zdradę. O współpracy z Canarisem mówiono wprost na sali sądowej. Dla brytyjskiego wywiadu kwestia ta była bardzo niewygodna. Groziła dekonspiracją jednego z najważniejszych źródeł, czyli właśnie samego Canarisa.
Szef MI6 poczuł się zmuszony wysłać oficjalne pismo do gen. Izydora Modelskiego, bliskiego współpracownika Władysława Sikorskiego. Stewart Menzies zapewniał w nim, że zna szczegóły wyjazdu Bronisławy Gano z Polski i uważa, że „nie ma żadnych powodów do niepokoju”. Ostrzegł jednak, że gdyby Polacy chcieli drążyć sprawę dalej, będzie musiał formalnie zaprotestować. Dla naszych rodaków, którzy byli wówczas na garnuszku Londynu, takie ostrzeżenie było jak zimny prysznic.
Co ciekawe, sam Żychoń akurat przy ewakuacji Bronisławy Gano nie odegrał istotnej roli. Jak sam mówił, pomógł jej tylko na odcinku Lizbona–Londyn. Sprawę w sądzie wygrał, oszczercy zostali skazani, choć główny zainteresowany nie miał poczucia, aby sprawiedliwości stało się zadość. Wyroki były śmiesznie niskie, a ponieważ były tajne, nie ukróciły rozsiewanych plotek. Wkrótce poprosił o dymisję.
Czytaj też: Polowanie na kapitana Żychonia. Jak Niemcy usiłowali się pozbyć asa polskiego wywiadu?
W co grał Canaris?
Szef Abwehry już w momencie wybuchu wojny we wrześniu 1939 roku miał za sobą kilka lat knucia przeciw Adolfowi Hitlerowi. Zdecydował się pomóc Polakom, bo zapewne miał w tym polityczny cel, ale być może po prostu kierowały nim proste, ludzkie odruchy. Być może nawet szefowie wywiadów je miewają…
Nie był wielkim przyjacielem Polaków. Uważał, że Wielkopolska powinna należeć do Niemiec. Plany podbojów Hitlera mu nie przeszkadzały, irytowało go natomiast chamstwo i barbarzyństwo elit III Rzeszy. Był niemieckim imperialistą starej daty. Chciał wielkich Niemiec, ale niekoniecznie za cenę masowych mordów i zbrodni wojennych. W Poznaniu miał powiedzieć Szymańskiej: „Przez tysiąc lat ludzkość nie zapomni tego, co Hitler teraz robi”.
Ponoć przestrzegał żołnierzy Wehrmachtu, by unikali zbrodni wojennych. Gdy zobaczył Warszawę po bombardowaniu, miał powiedzieć: „To straszne. Dzieci naszych dzieci będą musiały za to odpowiedzieć”.
Pomagając Polakom, być może chciał się zabezpieczyć. Wiedział, że III Rzesza kiedyś wojnę przegra. A może kierowały nim wszystkie te pobudki naraz? Oczywiście Polacy byli dla niego tylko pośrednikami w dotarciu do Brytyjczyków, o których względy zabiegał już od lat.
Canaris nie doczekał końca wojny. Zginął zamordowany przez Niemców. Żony polskich wyższych oficerów na szczęście przeżyły.
Bibliogarafia:
- Dokumenty zgromadzone w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie
- Colvin „Admiral Canaris. Chief of Intelligence”, London 2007.
- Garliński „Szwajcarski korytarz”, Londyn 1987.
- Kanafocka, G. Łukomski „Dama polskiego wywiadu”, Warszawa 2015.
- Michael Mueller „Canaris”, London 2007.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS