Oddaloną zaledwie dwie godziny drogi od nepalskiej stolicy wioskę Dakshinkali w rejonie Sindupalchowk odwiedzam z jedną z lokalnych organizacji pozarządowych, która zajmuje się prowadzeniem warsztatów na temat higieny menstruacyjnej.
Kobiety uczą się tu, jak robić domowe podpaski z materiału i odkażać je na słońcu – najbliższy sklep z artykułami higieny osobistej jest oddalony kilkadziesiąt kilometrów.
Dowiadują się także jak odpowiednio dbać o higienę podczas “tych dni”. Ku mojemu zdziwieniu, mimo pozornie niskiej świadomości i społecznej niechęci do tematu, kobiety nie wydają są zawstydzone i chętnie odpowiadają na moje pytania.
“Już nie musimy wychodzić do krów, ale kiedy miesiączkujemy nadal nie wolno nam dotykać wody czy jedzenia” – opowiada mi kobieta w średnim wieku zamieszkująca wioskę od urodzenia.
Podczas gdy prawa reprodukcyjne kobiet nad Wisłą stopniowo spychane są na margines, cofając kraj do czasów wczesnego średniowiecza, ogromnym rzeszom kobiet reprezentującym nepalskie mniejszości nigdy tak naprawdę nie udało się przebić przez jego mroki.
Urodzić się dziewczynką w Nepalu to przekleństwo, mawia stare nepalskie przysłowie. Dyskryminacja kobiet w tym kraju jest nadal na porządku dziennym, głęboko zakorzeniona w narodowej świadomości, począwszy od obrzędów kulturowych, na kojarzonych małżeństwach kończąc. Podczas gdy macierzyństwo jest tu świętością, fizjologia związana z płodnością kobiety łączy się z nieustającym wstydem i stygmatyzacją. Menstruacja to często powód do społecznego wykluczenia.
Jeszcze do niedawna w Nepalu legalna była praktyka chhaupadi, co w wolnym tłumaczeniu oznacza “nietykalną istotę”. W ramach obrzędu miesiączkujące kobiety są wypędzane do przydomowych zagród, tak zwanych “chatek menstruacyjnych”, pozbawione jakiegokolwiek dostępu do środków higieny czy kontaktu z innymi członkami lokalnej społeczności. Izolacja ma chronić je przed gniewem hinduskich bóstw.
Mimo delegalizacji w 2005 r. i kryminalizacji obrzędu przez nepalski rząd w 2017 r., każdego roku media donoszą o kolejnych śmiertelnych ofiarach tradycji; oficjalne statystyki milczą jednak na temat ich dokładnej liczby. Kobiety zwykle umierają z zaczadzenia bądź w przypadkowo wznieconych pożarach, próbując ogrzać się podczas srogiej himalajskiej zimy.
Z ubiegłorocznego badania przeprowadzonego przez uniwersytet w Bath i nepalski ośrodek badawczy CREPHA w zachodnio-centralnej części kraju wyłania się pesymistyczny obraz. Spośród 400 nastoletnich dziewczynek ankietowanych przez badaczy, 60 proc. przyznaje, że ma świadomość, że praktyka chhaupadi jest nielegalna.
Podczas gdy rząd i organizacje pozarządowe starają się wyplenić praktykę chhaupadi z najdalszych zakątków Nepalu, miesiączka powszechnie nadal uznawana jest za hańbiące kobietę zjawisko. Wyjątkowo boleśnie przekonują się o tym dalitki, kobiety należące do najniższej kasty społecznej “nietykalnych”. Menstruacja sprawia, że są wykluczone podwójnie – jako członek wzgardzonej kasty i jako kobieta we własnym otoczeniu.
W Dakshinkali od kilku lat nie praktykuje się już chhaupadi, ale menstruujące kobiety nadal mają zakaz wstępu do świątyń i własnej kuchni, uświęconej przestrzeni każdego domostwa.
Praktyka wykluczenia nie została jednak do końca wykorzeniona. Dziewczynki, które dostają miesiączkę po raz pierwszy zamykane są w odrębnym pomieszczeniu i izolowane od reszty świata na trzy tygodnie. “Ależ to zupełnie normalne” – wtrąca moja dwudziestokilkuletnia koleżanka pracująca dla owej organizacji, która urodziła i wychowała się w nepalskiej stolicy Kathmandu. “Mi też nie było wolno zobaczyć słońca przez kilkanaście dni, kiedy po raz pierwszy dostałam okres” – dodaje.
Jej komentarz jest dla mnie szokujący – okazuje się, że nie tylko nepalska prowincja zamieszkana przez mniejszości etniczne przesiąknięta jest dyskryminującą tradycją.
“Mówią, że od dotyku menstruującej kobiety umierają rośliny. Nie możemy też zbliżać się wtedy do mężczyzn, bo nasz dotyk przynosi im nieszczęście” – opowiada. Mimo głęboko zakorzenionych przesądów o klęsce nieurodzaju, jaką niesie ze sobą miesiączka, kobiety skarżą się, że męska część społeczności nadal zmusza je do pracy w polu, nie zważając na dyskomfort, jaki niesie ze sobą ich stan.
Miesiączka pozostaje tabu kobiecego kręgu. “Mogłyśmy o tym rozmawiać z mamą, ale nie z tatą” – mówi jedna z nastoletnich dziewczynek. Nastolatki czerpią wiedzę o tym, co dzieje się z ich ciałem od koleżanek, przemycaną szeptem na szkolnych podwórkach.
Jednym z kardynalnych błędów popełnianych przez organizacje prowadzące programy menstruacyjne w Nepalu jest adresowanie warsztatów jedynie w kierunku kobiet, skupiając się na technicznych “zasadach obsługi okresu”.
Dopóki edukacja menstruacyjna nie będzie dotyczyć również mężczyzn i starszych pokoleń, szczególnie wśród mniejszości etnicznych zamieszkujących peryferia kraju, światowe media co roku będą donosić o kolejnych przypadkach ofiar, a kobiety będą nadal przedmiotem wykluczających praktyk. Moje rozmówczynie przyznają, że ich życie byłoby dużo łatwiejsze, gdyby mężczyźni i starszyzna w końcu zrozumieli, przez co przechodzą.
“Przede wszystkim powinnyśmy móc o tym otwarcie rozmawiać z nimi!” – wykrzykuje jedna z kobiet, czule tuląc swoją kilkumiesięczne dziecko. Dalitki Dakshinkali wierzą, że pokolenie ich córek nie będzie już musiało stawiać czoła poczuciu wstydu i wykluczenia. Ich jedynym “przewinieniem” jest bycie kobietą.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS