A A+ A++

Rycerskie pojedynki, narzędzia tortur, samodzielne tworzenie naczyń ceramicznych czy też własnoręczne wyrabianie, smażenie i później konsumpcja pączków ze średniowiecznego przepisu – te i inne atrakcje czekały na polkowiczan, którzy tłumnie odwiedzili III Jarmark św. Sebastiana.

Niedzielny ranek nie nastrajał optymistycznie, patrząc w niebo, jednak wczesnym popołudniem zza chmur zaczęło wyglądać słońce i wyraźnie się ociepliło. To sprawiło, że polkowicki Rynek szybko wypełnił się mieszkańcami, którzy chcieli skorzystać z atrakcji jarmarku.

– Ten jarmark to doskonała okazja do zabawy, ale przede wszystkim okazja do tego, by poznawać historię tego miasta – mówi Łukasz Puźniecki, burmistrz Polkowic. – Chodzi o to, byśmy poznawali te wartości, które towarzyszyły wielu pokoleniom polkowiczan, sięgając nawet wieków średnich. To czasy, w których miasto Polkowice powstawało i kiedy temu miastu towarzyszyła historia świętego Sebastiana, który miał ochronić to miasto przed dżumą. Stąd też w takiej formule wracamy do tamtych czasów, starając się przybliżyć je mieszkańcom.

Przez cały czas trwania jarmarku uwagę przykuwali rycerze i ich pojedynki. Okazało się, że wśród walczących jest jedna białogłowa, zwana Platynką. Jako, że rycerzem, zgodnie z tradycją, może być tylko mężczyzna, Platynka jest wojowniczką. Walczyła mieczem bez kompleksów i uległa rosłemu rycerzowi tylko jednym punktem.

– Od dawna interesowało mnie średniowiecze, stało się moją pasją i jak trafiłam na nasze Bractwo Leo Corde, od razu się zakochałam – mówi Maja Śmietanka, „Platynka” z Bytomskiego Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej „Leo Corde”. – Zbroja, którą mam na sobie waży około 30 kilogramów, więc jest co nosić. Muszę ćwiczyć choćby sam ruch w tej zbroi i bardzo się cieszę, że jestem tutaj.

Po pokazach walk, na miecze miękkie walczyli także najmłodsi mieszkańcy Polkowic. Nie tylko walki przykuwały uwagę mieszkańców. Można było spróbować kowalstwa wykuwając prawie samodzielnie małe podkówki.

– Prezentujemy młodszym i starszym stare, zanikające już zawody – mówi Roman Zdaniewicz, kowal z zamiłowania. – Wykuwamy podkówki pokazując, jak kiedyś ludzie ciężko pracowali i jak trudnym zawodem było kowalstwo, tak artystyczne jak i użytkowe, pozwalające na przykład na podkuwanie koni czy to pociągowych, czy wyścigowych. Podkowy dla nich były różne. Pod moim nadzorem dzieci wykuwają sobie z pręta podkówki, które mogą zabrać na pamiątkę – dodaje.

Tuż obok czynne było koło garncarskie, do którego ustawiały się kolejki. Zarówno dorośli, jak i dzieci, mogli samodzielnie, z niewielką pomocą garncarza stworzyć wazonik, miskę, wulkan lub pucharek do lodów. Mistrz garncarstwa pytał na początek, co klient chce wytworzyć. Najbardziej podobała nam się odpowiedź sześcioletniego Piotrusia, który stwierdził, że chce zrobić pucharek do lodów, bo wtedy mama będzie musiała często kupować lody.

– Wśród innych rękodzielników pojawił się garncarz, czyli moja osoba – mówi z uśmiechem Paweł Wierzbicki, ceramik. – Zapraszam tu wszystkich do spróbowania swoich sił przy kole garncarskim. Chcę zainteresować ich pracą w glinie. I bardzo się cieszę, że mam tak wielkie zainteresowanie, bo jak mówią, glina kocha dobrych ludzi. Odwiedzam państwa tutaj na każdym jarmarku i niezmiennie nie mogę narzekać na brak zainteresowania.

Pan Paweł pokazywał i tłumaczył najmłodszym, jak używać rąk i palców do kształtowania naczyń wyrabianych na kole. Przy okazji podzielił się wiedzą, którą nabył od pewnego przedszkolaka. Chodziło o to, jak odróżnić kciuki od innych palców. Definicja jest prosta. Otóż kciuki, to te palce, którymi… nie da się podłubać w nosie.

Do korzystania ze swoich usług zapraszał także… miejski kat.

– Moi drodzy, Polkowice tak uwielbiłem, że przyjeżdżam do was co roku – mówi Jurgen Bimberstein, Mistrz Małodobry, Kat Miejski, a przy okazji mistrz czarnego humoru. – Świetny klimat, fajni ludzie, lubią się bawić i troszeczkę posłuchać, jak to z katem bywało. Jest to troszeczkę krwawa profesja, ale ludziom się to podoba. Leczę na przykład bóle głowy. Mam znakomity lek: toporex. Działa skutecznie, od razu i bez żadnych powikłań. Co najważniejsze, jest konfesjonał kata, w którym powiecie wszystko. Księdzu możecie zataić, ale u mnie wszystko się powie. Była taka pani, co przyprowadziła męża i pyta: gdzieś ty wczoraj był cholerniku? I wyciągnąłem od niego wszystko. A ona od razu… ale to może już nie będę w szczegółach opowiadał.

To tylko niektóre atrakcje jarmarku. Można było wysłuchać wykładu o alchemii i zobaczyć, jak ze skały wytwarza się złoto. Można było zrobić sobie złotą koronę lub czapkę księżniczki. Można było nawet wydoić krowę! Były stoiska z miodami, serami, wędlinami i innymi smakołykami. Była ceramika, biżuteria, były minerały. Słowem wiele atrakcji, dla wielu zadowolonych z zabawy polkowiczan. Jarmark zakończył się pokazem tańca ognia. Większość z biorących udział w imprezie zadeklarowała, że przyjedzie za rok, by znów bawić się we wspaniałej atmosferze.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułŚledztwo dotyczące wyłudzenia ponad miliarda złotych. Kolejne zatrzymania
Następny artykułZnów wyłączą prąd