Kochali ją wszyscy. Teraz nikt nie może uwierzyć, że Arlety (? 24 l.) już z nami nie ma.
Młoda, piękna, życzliwa, zawsze chętna do pomocy, uśmiechnięta i zarażająca innych radością. Tak o Arlecie ( 24 l.) z Janikowa (gm. Żary) mówią jej najbliżsi.
– Każdy, kto ją poznał, chciał przebywać w jej towarzystwie. Ona lubiła ludzi i ujmowała ich sobą samą – mówi Zuzanna, kuzynka Arlety.
Do tej pory nie mogą uwierzyć w to, co się stało. Że jej już nigdy nie zobaczą.
Jeszcze w czwartek, 13.02. były wybierać sukienkę na ślub Zuzanny.
– Doradzała, oglądała ze mną, która lepsza. I byłyśmy umówione, że mnie uczesze. Wiedziałam przecież, że nikt nie zrobi tego lepiej od niej – wspomina kuzynka.
Nie miała szansy na życie
To, co się stało w niedzielny (16.02.) wieczór, po godz. 20, na drodze w Rusocicach, do tej pory jest jak koszmar. Audi a4 jechała Arleta, na fotelu obok kierowcy. Jechała z nimi druga pasażerka, kuzynka Arlety, siostra Zuzanny. Audi uderzyło w barierę, potem w przydrożne drzewo. Dachowało.
Kuzynka zmarłej Arlety trafiła do 105. Szpitala Wojskowego.
– Przeszła badania laboratoryjne i obrazowe. Miała zrobioną tomografię komputerową głowy. Stwierdzone złamanie żeber i wyrostków stawowych nóg. Przebywa na oddziale ortopedycznym. Kobieta była trzeźwa- informuje Deniz Mrozik, rzeczniczka 105. Szpitala Wojskowego w Żarach.
Arleta nie miała tyle szczęścia, co jej kuzynka. Zmarła na miejscu.
Tak nam ciężko
– Wszystkim jest nam bardzo ciężko. Przede wszystkim rodzicom i siostrze Arlety. Cały czas dopytują też o nią dzieci. Jej chrześniak, 4-letni Patryk, syn mojej siostry i moje dziecko, Wiktor – dodaje pani Zuzanna.
Bo wszystkie dzieci za nią przepadały.
– Gdy Wiktora trzeba było obciąć, zawiozłam go do Żar. Bo Arleta była zajęta, nie chciałam jej czasu zabierać. Jak mały zobaczył, że prowadzę go do innego fryzjera, za nic nie chciał wejść i upierał się „ja chcę do cioci Adzi” – wspomina.
Nigdy się nie skarżyła
Arleta była fryzjerką. Od 3 lat pracowała w zakładzie fryzjerskim „Ludmiła” w Łęknicy.
– Dla mnie była nie tylko pracownicą, ale przyjaciółką. Gdy byłam w ciąży, blisko rozwiązania, mówiła, żebym się nie martwiła w szpitalu, że ona da radę ze wszystkim. Wiem, że musiała bardzo dużo pracować. Nigdy się nie skarżyła, że jest zmęczona. Zawsze była uśmiechnięta i chętna, by pomóc – opowiada Liudmyla Bernagiewicz, właścicielka salonu.
Przyznaje, że jeszcze do niej nie dochodzi to, co się stało.
– W sobotę, 15.02., pracowałyśmy do późna. Było dużo klientów. Zresztą Arleta miała dar do męskiego cięcia. Była leworęczna. Cieniować włosy, tak jak ona, to mało kto potrafi – mówi.
Przy stanowisku pracy Arlety postawiła jej zdjęcie, z kirem. Wciąż leżą tam fryzjerskie nożyczki. Specjalne, dla osoby leworęcznej.
– Mamy dużo klientów z Niemiec. Nie umiem tak dobrze jak Arleta rozmawiać. Nie potrafię wytłumaczyć, co się stało. Brakuje czasem siły. Niektórzy klienci przynieśli kwiaty, które położyłam przy jej stanowisku. Po prostu nie możemy uwierzyć, że coś takiego się stało – w oczach pani Liudmyly pojawiają się łzy.
Najbliżsi, przyjaciele, znajomi pożegnali Arletę wczoraj, 20.02. Spoczęła na cmentarzu w Grotowie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS