Pokonać mistrzów olimpijskich. Jedną z najlepszych i najbardziej napakowanych gwiazdami drużyn. Sześciokrotnych triumfatorów mistrzostw świata. To była misja reprezentacji Polski na dziś. Główny argument Polaków? Trybuny. Katowicki Spodek wypełniony był dziś po brzegi. I od początku do końca dopingował Biało-Czerwonych. A ci dali się ponieść atmosferze. Walczyli od samego początku aż do końca spotkania. Ostatecznie przegrali, ale minimalnie. I pokazali, że mogą na tych mistrzostwach powalczyć o niezły wynik.
A żeby tak po raz drugi…
2016 rok. Też w Polsce, też w grupie, tyle że mistrzostw Europy. No i w Krakowie, nie w Katowicach. Poza tym jednak – okoliczności były bardzo podobne. To właśnie sześć lat temu Polacy wygrali z Francją. To był wielki mecz, nieco zapomniany, bo potem nasza kadra kompletnie zawaliła sprawę i przeżyła dramatyczną porażkę z Chorwacją. Ale przeciwko Trójkolorowym złożyło się właściwie wszystko. Biało-Czerwoni zagrali wtedy wprost doskonale. I napakowaną gwiazdami ekipę rywali pokonali 31:25.
Od tamtej pory wiele się u nas zmieniło. Polska kadra od kilku lat jest w budowie, której przewodzi Patryk Rombel. Kolejne turnieje kończyliśmy przedwcześnie, choć raczej z wynikami na miarę potencjału. Wszyscy jednak podkreślali, że to mistrzostwa świata współorganizowane (ze Szwecją) w naszym kraju miały być dla Polaków głównym celem.
Po losowaniu wyszło, że w tej imprezie już mecz otwarcia będzie najpewniej najpoważniejszym sprawdzianem, jaki tylko Polacy mogli otrzymać. Bo naprzeciw Biało-Czerwonym stanęli Francuzi. Mistrzowie olimpijscy. Wielka ekipa, od ponad dwóch dekad niezmiennie walcząca o wszystkie możliwe trofea. I często je zdobywająca. W XXI wieku pięciokrotnie zostawali mistrzami świata. Do tego trzy razy stali na podium tej imprezy. To po prostu mistrzowie w swoim fachu, tacy, których pokonać zawsze jest niezwykle trudno.
Ale gdzie Polacy mieliby to zrobić, jak nie na własnym terenie? Udało im się to w końcu w 2016 roku. Z dokładnie takim nastawieniem podchodziliśmy więc do tego meczu. Choć szczerze mówiąc – liczyliśmy głównie na to, że do końca czuć będziemy wielkie emocje, niezależnie od ostatecznego wyniku. I tak faktycznie było.
Walka
Oczywistym było, że by pokonać Francję potrzeba będzie znakomitego meczu. I to nie tylko z przodu, ale też – a może przede wszystkim – w defensywie. Ba, potrzeba było meczu, którego za kadencji Patryka Rombla jeszcze nie widzieliśmy, bo rywala z takiej półki jak Francuzi Polacy w tym okresie do tej pory nie pokonali. Po prostu: trzeba było przeskoczyć o kolejny poziom w górę, pokazać, że faktycznie odwaliło się kawał dobrej roboty.
Z inauguracjami wielkich turniejów już tak jest, że na początku bywa nerwowo. I dziś dostaliśmy tego kolejny dowód, bo pierwsze piętnaście minut obfitowało w wiele pomyłek z obu stron. Nas jednak mogło cieszyć, że Polacy pozostawali blisko Francuzów, trzymali dystans, ba, przez pewien czas nawet prowadzili. I to mimo tego że kilka razy spudłowali w niezłych sytuacjach czy to Arkadiusz Moryto, czy Michał Daszek, którzy normalnie w dużej mierze odpowiadają za grę Biało-Czerwonych w ofensywie.
Zresztą liderzy Polaków potrzebowali nieco czasu na dobre wejście w mecz. W tym Szymon Sićko, którego skutecznie pilnowali rywale, a i Adam Morawski w bramce nie miał łatwego życia, bo Francuzi rzucali na świetnej skuteczności. Choć trzeba mu oddać, że kilka razy uratował kolegów z pola, którzy nie popisywali się skutecznością. Z jednym wyjątkiem – Arkadiusz Moryto szybko wszedł na swój typowy poziom i, jak to on, czyhał na to, by skarcić rywali z kontrataku. Wychodziło mu to zresztą naprawdę nieźle.
Kluczowy dla pierwszej połowy był przestój, jaki Polakom przytrafił się około 20. minuty. Trener zrobił kilka zmian i, czego można było się obawiać, poziom gry naszej reprezentacji spadł. Zawodnicy nie radzili sobie ze świetnie zorganizowaną obroną Francuzów, a ci szybko to wykorzystali i wyszli na prowadzenie 12:8. Ale trybuny niosły Polaków, którzy jeszcze przed przerwą złapali kontakt za sprawą bramek Szymona Sićki i Macieja Gębali. Ten ostatni, zresztą razem z bratem, był dziś prawdziwym wulkanem emocji, nakręcającym kadrę Polski do dobrej gry.
I ta dobra gra się pojawiła.
Po przerwie świetnie zaczął bronić Adam Morawski. To bardzo nam pomogło, podobnie jak świetna postawa Polaków w defensywie, choćby Patryka Walczaka, dla którego absolutnie nie było straconych piłek. To on zresztą, po świetnym przechwycie i indywidualnej akcji, dał nam remis 17:17. W tamtym okresie w kadrze Polski ważni stali się drugoplanowi zawodnicy. O ile w pierwszej połowie spadek poziomu po zmianach był widoczny, o tyle w drugiej zdecydowanie nie. Doskonale na boisku zaczęli prezentować się choćby Ariel Pietrasik i, zwłaszcza, Piotr Jędraszczyk, który co chwila tańczył między obrońcami reprezentacji Francji. Przypomnijmy: ten chłopak – tak jak i Michał Olejniczak – ma ledwie 21 lat!
Polacy pokazywali, że mogą walczyć z Trójkolorowymi jak równi z równymi. Niestety jednak, wszystko zepsuło się w momencie, gdy Biało-Czerwoni grali… w przewadze. Nie tylko nie wykorzystali przewagi w ofensywie, ale i dali się skarcić rywalom pod własną bramką. Francuzi do samego końca spotkania zachowywali spokój, w dodatku na ostatnie minuty przebudził się Vincent Gerard, golkiper Trójkolorowych, który wcześniej świetnie spisywał się w pierwszej połowie. I ostatecznie rywale nam uciekli, a strat nie udało się odrobić.
Ale trudno mieć tu pretensje do Polaków. Zagrali bowiem świetny mecz ze zdecydowaniem faworyzowanym rywalem.
Kluczowe starcie pojutrze
Przed Polakami jeszcze dwa grupowe mecze. Żeby awansować do kolejnej fazy, najpewniej wystarczy wygrać drugi z nich – z Arabią Saudyjską. Ale najważniejsze spotkanie na tych mistrzostwach nasi reprezentanci rozegrają w sobotę. To wtedy zmierzą się bowiem ze Słowenią. A dlaczego to tak ważne starcie? Bo z grupy wyjdą trzy ekipy, ale punkty, jakie zabiorą ze sobą do kolejnej fazy, będą liczone tylko z meczów z innymi drużynami, które awansowały. Zakładając, że Słoweńcy awans wywalczą, spotkanie z nimi będzie równocześnie starciem o to, by nie zaczynać drugiej fazy grupowej z zerowym dorobkiem. To niemal na pewno odbierałoby bowiem szanse na awans do ćwierćfinału.
A ten – choć będzie o niego niesamowicie trudno – pozostaje celem Polaków. Po dzisiejszym meczu – mimo porażki – nasi reprezentanci pozwolili nam uwierzyć, że jest to cel możliwy do osiągnięcia.
Fot. Newspix
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS