Drugi pan, Domagalski, tak się wewnętrznie nakręca, że krótką wypowiedź kończy politycznym „wrzaskiem”, choć on i jego koledzy twierdzą, że są apolitycznymi samorządowcami. A reszta milczy. Pozostała dwunastka milczy od lat. Nie mając własnego zdania, nawet gdyby było ono najbardziej niedorzeczne ze wszystkich. Milczy posłusznie, głosując zgodnie z wytycznymi prezydenta.
A to jest najgorsze, co może spotkać ponoć istotę rozumną — apolityczną. To nazywa się zniewolenie. Bo przecież nie można zarzucić niekompetencji osobom piastującym ważne stanowiska społeczne. Nie jestem w stanie zrozumieć, jak ta czternastka skrzętnie przemilczała kiełbasę wyborczą prezydenta w sprawie podatków. Tak zwany ukłon Pana Silberta względem przedsiębiorców, czyli obniżenie im podatków. Być może nie doczytali uzasadnienia uchwały, za którą głosowali, a wynika z niej, że każdy mieszkaniec sfinansuje tę wyborczą obietnicę z nawiązką. Prezydencki ukłon będzie kosztował budżet miasta trochę ponad 3 miliony. Radni skompensowali tę stratę, podnosząc podatki od nieruchomości wszystkim mieszkańcom. Co prawda niewiele, ale jeśli wszyscy złożą się po kilka złotych na jednego, potrafi z tego urosnąć całkiem spora suma. W myśl zasady niech każdy da mi tylko złotówkę, a będę milionerem, uchwała radnych spowoduje wzrost dochodu budżetu miasta o prawie 12 milionów. Więc niech Pan Silbert i jego radni nie mówią, że coś dali przedsiębiorcom. To każdy mieszkaniec złoży się na te „obietnice”.
I niech Pan Silbert nie mówi nam, że jest w takiej samej sytuacji jak wszyscy mieszkańcy, bo nie jest. Dla niego gra toczy się o wielką stawkę. Na stole leży nie kilkadziesiąt złotych więcej płaconego podatku rocznie. Na stole nie leży pensja pielęgniarki, zwykłego urzędnika czy nauczyciela. Na jego stole leży 23 tys. złotych miesięcznie i tego musimy być świadomi, słuchając prezydenckich sesyjnych monologów. Bycie posłusznym radnym niemową to też całkiem niezłe zajęcie, więc także warto poświęcić te kilkadziesiąt złotych rocznie. Ja nie chcę, żeby prezydent coś mi dawał. Zwłaszcza cokolwiek z tych 128 milionów złotych, pochodzących ze sprzedaży działki pod Izerę. Nie teraz, przed wyborami. Tym bardziej że na razie oprócz podwyżek nic nie dostałem. A czy „milczący” radni poinformowali mieszkańców, że tych pieniędzy już nie ma? Zostały skonsumowane.
Słuchając dyskusji w sprawie kondycji naszego szpitala, poczułem, jakbym cofnął się w czasie. Prezydencki ekspert zrobił wykład o kasach chorych z końcówki lat 90. Oczywiście, że to było wspaniałe dla naszego regionu. No, ale te biedniejsze, stawiało na skraj bankructwa. Dzieliło społeczeństwo na lepszych i gorszych jeszcze bardziej, niż to, w jaki sposób robiła to ustępująca władza. Zawsze myślałem, że program naprawczy jakiejkolwiek instytucji powinien prowadzić do jej uzdrowienia. Do uwolnienia od długów, a nie tylko potwierdzenia, że w przyszłych latach będzie tylko gorzej.
Za skandaliczne uważam słowa Pani dyrektor, jakoby główną przyczyną obecnego stanu szpitala była presja zakupu lepszego sprzętu czy wzrost wymagań płacowych personelu specjalistycznego. Po pierwsze. Żyjemy w 3 dekadzie XXI wieku, gdzie standardy opieki zdrowotnej różnią się bardzo, od tych z czasów filmu „Znachor”. O tym każdego dnia uczą się studenci wydziałów lekarski w kraju. Każdy z nas, jako potencjalny pacjent, chciałby trafić do dobrze wyposażonej jednostki, z odpowiednio opłacanym personelem medycznym. Zawód w lekarza w Jaworznie to najbardziej prestiżowy zawód w mieście. Z tego też powodu musi być bardzo dobrze opłacany.
Bo zawsze możemy zapytać się Pana Silberta o jakość kształcenia w mieście. Ilu rocznie maturzystów dostaje się na wydział lekarski uniwersytetów medycznych? Analizując wyniki egzaminów maturalnych, myślę, że nie więcej niż jeden czy dwóch. Prezydentem Jaworzna może być co drugi z nas. Lekarzem nawet nie jeden na 10 tys. Tu jest problem, którego Pani dyrektor, ani Pan Silbert nie zauważają albo nie chcą zauważać. Czy w związku z tym, te kilkanaście tysięcy złotych pensji dla specjalisty, który poświęca swoje życie na nieustanną naukę i naraża się na stres wynikający z ciężaru odpowiedzialności za ludzkie zdrowie i życie to dużo? Jeśli tak, to proponuję, aby Pani dyrektor i prezydent, spróbowali zająć ich miejsce. Ta czternastka niemych radnych może spróbować zrobić to samo.
W sprawie ochrony zdrowia prezydent lubi pouczać radnych opozycji, jak to źle jest także u naszych zachodnich sąsiadów. Jestem wdzięczny za ten monolog, bo będę mógł przedstawić opinii publicznej swoje osobiste doświadczenia, będąc ubezpieczonym u tych złych Niemców, którzy nam rzekomo zazdroszczą.
Dużo dziś było o Panu prezydencie. Kontynuując, wspomnę jeszcze raz na koniec. Jako mieszkaniec chciałbym się dowiedzieć, jakim cudem istnieją takie szpitale w kraju, które mając oddział położniczy czy rehabilitacyjny, są w stanie osiągnąć zysk, a nie 5-milionową stratę co roku? Zwłaszcza w kontekście mianowania naszego szpitala — szpitalem klinicznym.
Artur Nowacki
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS