A A+ A++

Przeklinamy swoją niewiarę. Kiedy komentatorzy Polsatu wieszczyli przed meczem, że „derby rządzą się swoimi prawami i trudno będzie tu o bramki”, tylko się uśmiechnęliśmy, machnęliśmy ręką i całkiem spokojnie czekaliśmy na jakieś sympatyczne konkrety po stronie Piasta lub Górnika, a może nawet Piasta i Górnika. Ach, jakie to było naiwne. Przecież wystarczyło wyliczyć, że dwa mecze plus dogrywka i seria rzutów karnych rozegrane w ciągu pięciu dni na gliwickiej murawie, to o jakieś dwa mecze plus dogrywka i seria rzutów karnych za dużo, jak na gliwicką murawę o tej porze roku…

Jakież to było grzęzawisko, jakież to było klepisko. Wyselekcjonowaliśmy sobie nawet hitową akcję na obrazek tego starcia. Końcówka pierwszej połowy. Piast Gliwice – mrugnięcie okiem – w natarciu. Michał Chrapek przyjmuje piłkę w polu karnym i wywraca się na nierównościach zielonej trawki przy próbie strzału (?), podania (?), dośrodkowania (?), tego nie oceniamy. Następnie futbolówka trafia pod nogi Jakuba Czerwińskiego, który też wywraca się na nierównościach zielonej trawki przy próbie strzału (?), podania (?), dośrodkowania (?), tego nie oceniamy. A na samym koniec, na smaczek, obserwujący to wszystko z niejakiego oddalenia, Dariusz Pawłowski wykopał bezpańską piłkę w siną dal, gdzieś w trybuny. Śmieszna muzyczka podłożona w tle i Michały Probierze środowiska piłkarskiego burzyłyby się, że w świat idzie zły przekaz o polskiej piłce.

Puchar Polski. Piast Gliwice-Górnik Zabrze. Derby rządzą się swoimi prawami…

Golutkie 0:0 najlepiej oddaje obraz tych derbów. Przydługimi okresami był to mecz nudny, męczący, nijaki. Trochę krótszymi irytująco chaotyczny, przesadnie agresywny, frustrująco szarpany. Powodów takiego stanu rzeczy pewnie było kilka.

Po pierwsze, Piast jeszcze dogrywa nową formułę. Tacy Kamil Wilczek i Rauno Sappinen, po których wszyscy w klubie mnóstwo sobie obiecują, ewidentnie bardzo chcieli, ale niewiele mogli zdziałać. Wilczek raz ładnie się odwrócił, ale oddał bardzo niecelny strzał. Sappinen kilka razy ruszył odważnym sprintem, ale nic z tego nie wyszło, bo zawsze finalnie coś nie grało. Kiepsko funkcjonował środek pola, pelerynę niewidkę założył Damian Kądzior, a Michael Ameyaw zdezerterował z jakichkolwiek starań po pięciominutowym zrywie z początku meczu. Jasne, niezłe strzały oddawali jeszcze Chrapek i Holubek, ale żeby wyciągać z tego jakąś większą historię… nie, nie i jeszcze raz nie.

Po drugie, Górnik przez dużą część meczu radził sobie w pół-rezerwowym składzie. I właściwie to całkiem nam się podobał. Starał się dominować, prowadzić grę, szukać jakichś rozwiązań. No bo jeśli nie dało się na tej murawie grać po ziemi, to pozostawało chociaż próbować szczęścia w dośrodkowaniach. A z nich coś tam wychodziło. Jeszcze w pierwszej połowy strzały Szymańskiego, Cholewiaka i Krawczyka z całkiem niezłych pozycji bronił Plach. Potem zaś na murawę weszli Nowak, Manneh i Podolski (ten kilkoma niewybrednymi wiązankami przetestował uszy Kaputa) parę razy poklepali, parę razy pograli w trójkątach i wychodziły z tego całkiem zgrabne konstrukcje, ale znów: żeby wyciągać z tego jakąś większą historię… nie, nie i jeszcze raz nie.

Po trzecie, murawa, murawa i jeszcze raz murawa. Dajcie spokój, do niej wszystko się sprowadzało. Nie wystarczyłoby nam czasu, żeby wypisywać wszystkie niecelne podania, mini-kiksy i błędy techniczne, które piłkarze obu drużyn popełniali na tym kartoflisku.

Puchar Polski. Piast Gliwice-Górnik Zabrze. Sandomierski bohaterem

Piłka w siatce trzepotać zaczęła dopiero w serii rzutów karnych. W skrócie wyglądało to tak:

Nowak. Trafia.

Hateley. Broni Sandomierski.

Janża. Broni Plach.

Tiho. Broni Sandomierski.

Janicki. Trafia.

Huk. Trafia.

Manneh. Trafia.

Toril. Trafia.

Dadok. Trafia.

Skończyło się 4:2 dla Górnika, którego bohaterem – trochę niespodziewanie – został Grzegorz Sandomierski. Doświadczony polski bramkarz ostatnio stracił miejsce w pierwszym składzie na rzecz Daniela Bielicy. I tak jak jeszcze kilka dni temu powiedzielibyśmy, że niełatwo będzie mu odzyskać bluzę z numerem jeden, bo jego konkurent obronił jedenastkę i trzy punkty dla swojej drużyny w meczu ligowym z Stalą, tak po wieczorze w Pucharze Polski całkiem wdzięcznie się ta rywalizacja zazębia. Sandomierski miał trochę szczęścia, że rzuca się w niezbyt dynamiczny sposób i często zostawia nogi w środku bramki, dzięki czemu udało mu się wyjąć strzał Toma Hateley’a, ale dobra, mniejsza o to, nie będziemy mu ujmować. Swoją robotę wykonał wzorowo.

Ekipa Jana Urbana pisze fajną historię. To nie jest ekskluzywna kadra, a pnie się w ekstraklasowej tabeli i na dodatek właśnie awansowała do ćwierćfinału Pucharu Polski. A Piast… szkoda gadać, pieniądze są, transfery są, nazwiska są, ale wyników ani widu, ani słychu, przynajmniej na razie.

Piast Gliwice 0:0 Górnik Zabrze, karne: 2:4

Czytaj więcej o Górniku Zabrze:

Fot. Newspix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułProtesters angry over Canadian Covid-19 mandates have blocked key roads and bridges. Now a judge has temporarily banned them from honking their horns
Następny artykułHiszpania. W 2021 roku banki zamknęły ponad 3000 oddziałów; protestują starsi klienci