A A+ A++

 Aby biografia była formą eseju i próbą wypowiedzenia własnego zdania o postaci, a nie tylko szczegółami żywota i nie tylko streszczeniem twórczości, wymaga na pewno jednego: doskonałej znajomości rzeczywistego życia bohatera.

Z tej racji książka Justyny Sobolewskiej „Miron, Ilia, Kornel. Opowieść biograficzna o Kornelu Filipowiczu” jest niezwykle ważna. Nie tylko dlatego, że jest pierwszą i na dodatek świetnie skrojoną, jak na mój laicki gust, próbą drobiazgowego odtworzenia życiorysu autora „Miłości prowincjonalnej”, ale przede wszystkim dlatego, że spełnia w całości najważniejsze postulaty pracy historycznoliterackiej.

Jeszcze do niedawna wydawać się mogło, że spuścizna literacka Kornela Filipowicza i zbiorowa pamięć o nim odejdą w zapomnienie. Nie pomogły nawet słowa Jerzego Pilcha, wielkiego admiratora twórczości Filipowicza, który 20 lat temu (10 lat po śmierci pisarza) powiedział, że nie może się nadziwić jego nieobecności.

Kornel Filipowicz pozostawał na uboczu do czasu wydania jego korespondencji z Wisławą Szymborską. To w zasadzie kronika pięknej love story. Kiedy się w sobie zakochali, on miał 56 lat, ona była o 10 lat młodsza. Połączyło ich uczucie, o którym nie opowiadali światu. Nigdy nie zamieszkali razem. Dopiero po jego śmierci Szymborska wyznała: „Byliśmy ze sobą 23 lata. Cudowny człowiek, świetny pisarz. Nie mieszkaliśmy razem, nie przeszkadzaliśmy sobie. Byliśmy końmi, które cwałują obok siebie”.

Kornel Filipowicz urodził się w Tarnopolu 27 października 1913 roku. Po II wojnie światowej rodzina zamieszkała w Cieszynie. Tam przyszły pisarz poznał swojego mistrza – Juliana Przybosia, poetę Awangardy Krakowskiej. To wtedy związał się ze środowiskiem lewicowym. Brał udział w kampanii wrześniowej, został wzięty do niewoli, z której zbiegł. W czasie okupacji działał w konspiracji i pracował w kamieniołomach jako urzędnik. Po wojnie, straszliwie wyniszczony, wrócił do Krakowa. Nie zapisał się do partii, ale zachował lewicowe sympatie.

Nie był typem socrealisty. Jego stosunek do lewicy najpełniej oddaje tytuł jednego z podrozdziałów książki Justyny Sobolewskiej „Socjalista antykomunista”. Kornel i jego żona, Maria Jarema, nie mieścili się w ramach powojennej Polski. Dlatego on prawie nie publikował, a ona niewiele wystawiała.

Krakowa już nie opuścił, stając się jedną najbardziej charakterystycznych postaci życia kulturalnego i literackiego tego miasta, jako prozaik, poeta, ale także scenarzysta filmowy i przyjaciel braci Tadeusza i Stanisława Różewiczów.

Justyna Sobolewska przedstawia życie Kornela Filipowicza drobiazgowo i obszernie, ale robi to według dobranego przez siebie klucza. Jest nim twórczość pisarza. Sobolewska odtwarza i dopowiada jego życie, oddając głos Filipowiczowi. Przytaczane fragmenty jego utworów, listów, opowiadań, wierszy pozwalają czytelnikowi lepiej zrozumieć jego życie. W książce Sobolewskiej i w życiu Filipowicza obie te sfery – życie i literatura – są nierozerwalnie ze sobą splecione.

Wyraźnie widać, że biografia jest efektem zamiłowania autorki do twórczości i postaci Filipowicza. Myliłby się ten, kto pomyślałby, że Justyna Sobolewska przy akompaniamencie werbli stawia spiżowy pomnik swojemu bohaterowi, a siebie uznaje za jakąś szczególną depozytariuszkę pamięci o pisarzu. W granicach rozsądku korzysta ze źródeł: dokumentów, listów, relacji bliskich i z prozy Filipowicza, silnie naznaczonej rysem autobiograficznym. Z kart książki wyłania się obraz człowieka wolnego, opozycjonisty, konspiratora stanu wojennego, outsidera uwielbiającego łowić ryby, żyjącego w niełatwych relacjach z synami i przede wszystkim znakomitego pisarza, mistrza krótkiej formy, dostrzegającego w otaczającym nas świecie wymiar uniwersalny i metafizyczny.

Justyna Sobolewska nie jest zawodową biografistką i nie musiała napisać tej książki. Jej głównym polem zainteresowań jest krytyka literacka i dziennikarstwo (pisze dla „Polityki”). Dobrze jednak, że zdecydowała się na ten krok. Dzięki jej pracy życie i twórczość Kornela Filipowicza rysuje się w całym blasku, ponad polemikami o jego znaczeniu dla naszego piśmiennictwa i ponad wirami, które miały pochłonąć sporą część jego twórczości. Sobolewska nie tylko przywraca pamięć o Filipowiczu, ale i stawia solidne fundamenty pod zasłużoną chwałę należną jego twórczości.

Robert Majewski, dyrektor Szkoły Podstawowej w Rogozinie, dyrygent chóru Vox Singers

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułHodowcy norek: Minister nie przewiduje żadnych odszkodowań
Następny artykułR.I.P. Double K – nie żyje członek People Under The Stairs