Trzy kobiety i dwoje dzieci. Uciekli z Sumy pod rosyjską granicą. Wybiegli z domu tak, jak stali. W tym, co mieli na sobie. I z reklamówką.
Miasto Sumy, z którego uciekły Marija Mosijenko z 4-miesięcznym synkiem Michajłem, Tamara Olefijenko oraz Anastazija Taraszenko z 6-letnim synkiem Bogdanem leży nieopodal ukraińskiej granicy z Rosją. Jest bombardowane i praktycznie obrócone w ruinę. Nad miastem latają rosyjskie samoloty, ciągle słychać wybuchy i ostrzał. Kobiety nie widziały innego wyjścia jak uciekać.
Trzy długie dni
Bez wózka, bez nosidełka. Marija(24 l.) przez całą podróż do Polski trzymała swojego 4-miesięcznego synka na rękach. Jechali do Polski pociągiem i samochodem. Chłopczyk płakał. Jedyne, co Marija zdążyła wrzucić do reklamówki, to kilka rzeczy dla synka i jego specjalne mleko, bo chłopczyk jest alergikiem i ma skazę białkową.
Rodzinę poznajemy w piątek, 18.03, są od kilkunastu godzin w Grabiku, gdzie schronienia udzieliła im pani Katarzyna. Przywozimy im rzeczy, których tak bardzo potrzebują. Ubrania, leki i żywność. Szczególnie cieszy się Marija, która bardzo bała się o specjalne mleko dla swojego synka.
– Nie mieliśmy w zasadzie nic, zostaliśmy w jednych spodniach – mówi Marija. – Tak bardzo się ucieszyłam, jak tu w końcu dotarłyśmy i mogłyśmy się wykąpać i poczuć bezpiecznie.
Marija i Anastazija (27 l.) przyjechały tu do swoich mężów, którzy pracują w Żarach. Marija zabrała też swoją mamę Tamarę, jednak na Ukrainie została reszta rodziny. Rodzeństwo, kuzynostwo i tata Mariji.
– Nie ma kontaktu z rodziną. Rosjanie odłączyli prąd, gaz, wszystkie media. Nie ma nic. Miasto jest okupowane – wspomina Marija.
Straciły swoje życie
Marija przez ostatnie miesiące zajmowała się dzieckiem. Jednak przed ciążą była nauczycielką muzyki dla małych dzieci w szkole podstawowej. Tamara także pracowała w szkole, ale jako woźna. Anastazija również zajmowała się muzyką i opieką nad swoim 6-letnim synkiem.
– Jesteśmy wam bardzo wdzięczni. To wzruszające, jak nam pomagacie. Na Ukrainie mamy mieszkania i życie, z którego nas wypędzono, ale teraz jesteśmy tutaj i musimy żyć. Pójdziemy do pracy, bo chcemy być samodzielni. Będę chciała zapisać synka do szkoły, ponieważ ma 6 lat i smutno mu będzie w domu, a tak nie będzie myśleć o tym wszystkim, co nas spotkało – mówi Anastazija.
Po tym, gdy na Ukrainie wybuchła wojna, zaczęły się pojawiać problemy z zaopatrzeniem. Wszystko bardzo podrożało.
– Od wybuchu wojny, nasze życie bardzo się skomplikowało. Wszystkiego zaczęło brakować, zwłaszcza w takich rejonach jak nasz, gdzie trwa najprawdziwsza wojna. Zasiłek na dziecko w Ukrainie wynosi 900 hrywien. Przed wojną puszka mleka kosztowała 200 hrywien, a po jej wybuchu już 400. Jeden zasiłek nie starczał mi nawet na tygodniowy zapas – mówi Marija. I dorzuca: – Mam nadzieję, że wszystko się uspokoi i będziemy mogły wrócić do naszego życia.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS