A A+ A++

Smutni bohaterowie sztuki Antoniego Czechowa w spektaklu w reżyserii Jędrzeja Piaskowskiego smętni są i jednocześnie… nie są. Tytuł przedstawienia poprzedzony został słowem „komedia”, oczywiście nie bezcelowo. Reżyser zdecydował się bowiem wystawić ją w zgodzie z przekonaniem autora, który ponoć powtarzał, że pisze komedie i że ich realizacje powinny być śmieszne.

Tak więc sosnowiecki spektakl jest właśnie śmieszny. W szczególności pierwsze kwadranse, potem twórcy skręcają nieco w stronę powagi, by jednak znów wrócić do komediowej konwencji. Łez już przecież wystarczy, a potwierdzeniem tego postulatu jest żartobliwa, wtrącona przez dramaturga Huberta Sulimę scena z piosenką Janusza Laskowskiego „Świat nie wierzy łzom”!

I tak oto oglądamy aktorów grających na wesoło ludzi smutnych, którzy grają wobec innych radosnych. Efekt ten jest zaskakujący, świeży, oryginalny. Zderzenie smutku i wesołości rodzi jakąś niesamowitą dziwność i – co istotne – ostatecznie nadaje temu spektaklowi iście czechowowską atmosferę – jest lekko, ale i ciężko, groteskowo, ale tragicznie, zabawnie, ale i poważnie, prozaicznie lirycznie. Przeciwieństwa się w tej inscenizacji przyciągają, zderzają i kreują czarowną aurę. Nawet na widowni czuć wręcz tę nieznośną lekkość bytu, jakieś zastygnięcie w bezczasie i carpe diem w uścisku z memento mori.

Zabawa w udawanie

Dodatkowo realizatorzy spektaklu uwypuklają teatralność całej tej krotochwili. Starego profesora gra młody aktor ze sztuczną brodą. Aktorka grająca babcię nosi sztuczną perukę, aktor wcielający się w Tielegina ma na twarzy wielkie kropki narysowane czerwonym mazakiem – pozostałości po ospie, o której wspomina w jednym z dialogów, zaś Sonia ma monstrualnie powiększone biodra pod totalnie niemodną sukienką. Wania to z kolei bezlitosna karykatura starzejącego się nieciekawego mężczyzny. Jest też – a jakże – kura ludzkich rozmiarów, która wcina ziarna, akompaniuje na klawiszach, a nawet gada.

Do ujawnienia sytuacji teatralnej odsyła też pomysłowa scenografia Anny Met. Są potrójne drzwi, przez które się wchodzi i wychodzi, ale są tylko te drzwi, nic więcej. Kieliszki przytwierdzone są do tacy, jedzenie namalowane na papierze. Tłem aktorskich poczynań zaś są nagie ściany okalające scenę. Na pierwszym planie prezentują się z kolei ławy kojarzące się z tymi w dworcowych poczekalniach – wszak bohaterowie Czechowa wciąż na coś czekają (na przykład na miłość, na zmianę).

Owa teatralna jawność podpowiada nam, iż powinniśmy odczytywać bohaterów „Wujaszka” jako społeczność, która ciągle udaje. W towarzystwie rozdają sobie uśmiechy (sztuczne do bólu), na osobności lub w duetach pokazują swą smutną twarz. Są więc zaplątani w konwencję, nie potrafią się z niej wyswobodzić.

Wyraziste role

Nie można nie napisać o dwóch świetnych kreacjach męskich – Aleksandra Blitka jako doktora Astrowa i Tomasza Muszyńskiego w roli Wani. Dotąd chyba panowie ci nie mieli okazji zagrać powierzonych im ról tak koncertowo – swobodnie (Blitek) i groteskowo-tragicznie (Muszyński). Kreacje obu ogląda się z wielką ciekawością.

Blitek wiedzie prym właściwie od początku – czaruje całym sobą, niewymuszenie, z gracją i lekkością lawiruje między ludźmi i rekwizytami. Muszyński rozkręca się powoli, by dać prawdziwy popis w scenie kłótni z Aleksandrem. Tam się skryje, przysiądzie, poszwenda, tu westchnie, wreszcie wybuchnie i znów spokornieje.

Z ról damskich warto wspomnieć m.in. Mirosławę Żak jako Helenę, która w jej wydaniu jest nieco przerysowana, ale i troszkę tragiczna. Aktorka dobrze odnajduje się zresztą w rolach, w których trzeba zgrabnie balansować między komizmem a powagą.

Nieźle radzi sobie również Joanna Połeć jako Sonia – swobodnie żongluje konwencjami – raz jest specjalnie sztuczna, innym razem zaś stwarza bohaterkę „prawdziwą”, bez żadnego nawiasu – przejętą, zanurzoną w swoim świecie.

„Komedia. Wujaszek Wania” to zatem spektakl arcyprzyjemny. Przemyślany reżysersko i dramaturgiczne, wizualnie oryginalny, dźwiękowo – nastrojowy. I przy okazji przemycający (nienachalnie) istotne dziś przesłanie – że warto sadzić nowe lasy! Już Czechow ponad sto lat temu przewidział sensowność tej czynności. Niebywałe.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPatryk Dudek upadł w Szwecji. „Boli i to bardzo”
Następny artykułWyjazdowe posiedzenie klubu PiS. Wyjechali od razu po obradach Sejmu