A A+ A++

„Szybcy i wściekli 9” w weekend otwarcia zarobili w Stanach i Kanadzie ok. 70 milionów dolarów. Na całym świecie – już ponad 400 milionów, z czego ponad 200 milionów pochodziło z rynku chińskiego, zawsze ważnego dla produkcji z tej serii.

Po pandemii i lockdownach przemysł filmowy bardzo potrzebował nowych blockbusterów. Produkcji zdolnych ściągnąć do kin na całym świecie – od Kalifornii po Chiny – miliony widzów, którzy zamknięci w domu odwykli od chodzenia do kina. Pierwszym blockbusterem po pandemii okazała się produkcja „Godzilla kontra Kong”, która na całym świecie zarobiła ponad 444 milionów dolarów. „Szybcy i wściekli 9” zapewne prześcigną film o walce dwóch gigantów.

Czytaj też: „365 dni”. Globalny sukces tak wielki, że aż wstyd

Dla nikogo, kto śledził wyniki kasowe poprzednich odsłon cyklu, nie jest to zaskoczeniem. W ostatniej dekadzie „Szybcy i wściekli” stali się jedną z najbardziej dochodowych franczyz filmowych, jedną z niewielu zdolną rywalizować z obrazami z kinowego uniwersum Marvela. Kolejne części cyklu zarabiały setki milionów dolarów, dwa przekroczyły granicę miliarda dolarów wpływów z biletów. „Szybcy i wściekli 7” (2015) z globalną sprzedażą biletów na poziomie 1,5 miliarda (!) dolarów znaleźli się w pierwszej dziesiątce najbardziej kasowych filmów wszech czasów.

By wyruszyć w drogę, trzeba zebrać drużynę

Gdy pierwsza część serii miała premierę dwadzieścia lat temu, w czerwcu 2001 roku, nikt nie spodziewał się takiego sukcesu. Tym bardziej że „Szybcy i wściekli” byli wtedy zupełnie innym filmem. Bohaterowie byli co prawda częściowo ci sami, ale poza scenami samochodowych wyścigów i pościgów, konwencja była zgoła inna niż w ostatnich odsłonach serii. W „Szybkich i wściekłych 9” przybrana „rodzina” Doma Toretto (Vin Diesel) walczy z synem dyktatora bliżej nieokreślonego państwa, który próbuje zyskać kontrolę nad zdolną sparaliżować świat bronią cybernetyczną. Toretto, niczym James Bond albo Tom Cruise w „Mission Impossible”, ratuje świat. W filmie z 2001 roku Toretto był gwiazdą nielegalnych wyścigów ulicznych i liderem gangu, kradnącego odtwarzacze DVD i podobny sprzęt elektroniczny. Stawki były nieporównanie mniejsze.

Pierwsze cztery filmy serii można potraktować jako rozbieg przed jej „prawdziwym” otwarciem w piątej części. Albo jako etap znany z każdej niemal historii o wyruszającym na walkę swojego życia bohaterze, który na początku musi zebrać drużynę.

Film z 2001 roku przedstawiał lidera drużyny Toretto, jego partnerkę Letty oraz Briana – policjanta, który został wysłany, by zinfiltrować gang Toretto, ale znalazł w nim swoją prawdziwą rodzinę. W drugiej części „Za szybcy za wściekli” (2003) Toretto znika. W centrum narracji stoi Brian oraz dwie nowe postaci: drobny przestępca i wyścigowy kierowca Roman oraz utalentowany mechanik i ekspert od technologii. W następnych częściach serii ta dwójka będzie dostarczać elementu komicznego, który stanie się nieodzowną częścią formuły franczyzy. W „Szybkich i wściekłych: Tokyo Drift” (2006) nie ma bohaterów z dwóch pierwszych części (poza cameo Diesela), wprowadzona zostaje za to postać pochodzącego z Azji Hana.

Co równie ważne, w tej części do ekipy po raz pierwszy dołącza urodzony na Tajwanie reżyser Justin Lin, który wyreżyseruje następne cztery części cyklu (oraz najnowszą) i na nowo zdefiniuje franczyzę.

Samochodowa Mission: Impossible

W piątej części zmienia ona formułę i gatunkową konwencję. Opuszczamy w niej świat nielegalnych wyścigów i ulicznej, walczącej o względnie niewielkie stawki przestępczości. W „Szybcy i wściekli 5” Dom i Brian zbierają bohaterów z poprzednich odsłon, by wspólnie z nimi obrabować operującego w Rio de Janeiro skorumpowanego miliardera i barona narkotykowego, Hernana Reyesa. Gatunkowo piąta część jest klasycznym heist movie – filmem o starannie przygotowywanej przez bohaterów zuchwałej kradzieży. Już nie odtwarzaczy DVD, ale przestępczych milionów dolarów. Stawka rośnie.

W szóstej części następuje kolejny zwrot – „rodzina” Toretto przechodzi na drugą stronę prawa. W piątce wysiłki grupy Doma próbował pokrzyżować agent Dyplomatycznej Służby Bezpieczeństwa, Luke Hobbs. Bez skutku. W szóstce Hobbs, w zamian za obietnicę wyczyszczenia kartoteki, rekrutuje grupę Toretto do walki z międzynarodowym gangiem samochodowym Owena Shawa, dokonującego zuchwałych napadów na drogi i tajny sprzęt wojskowy całym świecie. Od szóstej części „Szybcy i wściekli” wkraczają w świat najbardziej elitarnej międzynarodowej przestępczości, walk o najwyższe stawki i gier tajnych służb. Seria coraz bardziej przypomina rozpisaną na samochodowe wyścigi i wyczyny „Mission: Impossible”.

Także złoczyńcy, z którymi mierzy się Dom i jego „rodzina” coraz mniej mają wspólnego z postaciami z pierwszych części serii. Shaw jest byłym agentem SAS należącym do ścisłej przestępczej elity, obok której gang Toretto z pierwszych „Szybkich i wściekłych” nigdy nawet nie stał. W kolejnej części za śmierć Owena Shaw na „rodzinie” Toretto mści się jego brat, Deckard, dawny tajny zabójca brytyjskich służb, złoczyńca zupełnie jak z Bonda. Z podobnego świata pochodzi też główny sojusznik i pracodawca Doma, Pan Nikt – wysoko postawiona figura amerykańskiego świata szpiegów.

Wolność i rodzina

Wraz z rosnącymi stawkami fabuła kolejnych części staje się coraz mniej prawdopodobna, samochody i inne machiny coraz większe, sceny pościgów coraz bardziej efektowne i fantastyczne, a miejsca akcji coraz bardziej egzotyczne. Wszystko to budziło krytykę serii. Podobnie jak pełne dziur scenariusze, umieranie i wskrzeszanie postaci oraz drewniane dialogi. Widowni to jednak nie przeszkadzało. Co przyciągało ją do kin?

Po pierwsze, efektowne sceny akcji. Trzeba przyznać, że twórcy serii wspinają się tu w każdym odcinku na wyżyny. Nie tylko, jeśli chodzi o czysto techniczne wykonanie, ale także pomysłowość. Wielką atrakcją każdej serii jest odgadywanie, co tym razem, jak nieprawdopodobną, a jednak filmowo broniącą się scenę, rozpisaną na samochody, motocykle, czołgi, samoloty bojowe (a w jednej części nawet łódź podwodną) twórcy tym razem zaserwują widzom.

Czytaj też: Legenda Top Gun. Jak film o pilotach odmienił Amerykę

Po drugie, wielkie znaczenie ma obsada. Seria stawia na gwiazdy, które nawet jeśli nie mają wybitnie szerokiej palety aktorskiej, to trudno odmówić im specyficznej charyzmy: Vina Diesela, Jasona Stathama (Deckard Shaw), byłą gwiazdę wrestlingu Dwayna „The Rocka” Johnsona (Luke Hobbs). Każdy ma własną publiczność, którą może przyciągnąć do kin. Dodanie do obsady Johnsona pomogło serii w osiągnięciu fantastycznych wyników w Chinach, gdzie były sportowiec jest gwarancją tłumów w kinowych salach. Na drugim planie są utalentowani aktorzy z komiczną ekspresją: Tyrese Gibson jako Roman czy Nathalie Emmanuel, jako współpracująca grupą Toretto od siódmej części brytyjska hakerka Ramsey.

„Szybcy i wściekli” mają też chyba najbardziej różnorodną obsadę wśród wielkich filmowych franczyz. Diesel identyfikuje się jako osoba niebiała, zanim został gwiazdą, przez lata miał problemy ze znalezieniem ról, jako aktor wyglądający „zbyt etnicznie”. W obsadzie są Latynoski (Michelle Rodriguez jako Letty), Afroamerykanie, czarnoskóra Brytyjka (Emmanuel), Amerykanie koreańskiego i samoańskiego pochodzenia (Johnson). Mamy więc obsadę, w której może rozpoznać się i współczesna Ameryka i cały świat – oba nie są przecież białe. Identyfikacji szerokiej widowni z postaciami może też sprzyjać to, że „rodzina” Toretto to bohaterowie wybitnie ludowi. Serial zaczyna się we wschodnim, proletariackim, latynoskim Los Angeles, z którego bohaterowie wyrywają się w świat.

Wreszcie, seria wydaje się odpowiadać na dwie, być może sprzeczne, potrzeby publiczności. Z jednej strony pragnienie indywidualnej wolności, z drugiej rodzinnego zakorzenienia i bezpieczeństwa, jakie ono daje. Kolejne odsłony serii przedstawiają radykalnych indywidualistów, jednostki mające silną potrzebę autonomii i indywidualnej ekspresji, dusze naturalnie anarchiczne, a przynajmniej libertariańskie. Z drugiej strony, te postaci tworzą – zwłaszcza od przełomowej piątej części – rodzinę z wyboru. Nieopartą co prawda na pokrewieństwie, ale dającą to samo, co rozszerzona rodzina w mniej indywidualistycznych czasach: zakorzenienie, bezpieczeństwo, solidarność, wsparcie.

Jak naiwnie nie brzmiałyby przemówienia Toretto o rodzinie, jakie nie byłyby oczywiste słabości franczyzy, jej twórcom nie można odmówić talentu do czytania nastrojów i potrzeb publiczności i dynamicznego dostosowywania do niej kolejnych odsłon cyklu. Nikt dwadzieścia lat temu nie mógł przewidzieć, że skromny wakacyjny hit zajedzie tak daleko.

Czytaj także: Jak w serialach szkalują Polaków? Specjaliści Reduty Dobrego Imienia sprawdzili bardzo, bardzo dokładnie

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPumptrack także w Piotrkowie
Następny artykułWmurowano kamień węgielny pod budowę hali w TSSE