A A+ A++

Putin się nie zatrzymuje. Morduje własnych obywateli, szantażuje pół Europy, najeżdża sąsiednie kraje, którym odbiera część terytorium. Jest gotowy na kolejną inwazję, co wydaje się na tyle prawdopodobne, że na Stary Kontynent udaje się amerykańska szefowa wywiadu, by zaalarmować i ostrzec europejskich partnerów. Zamiast ostrej reakcji świata, jest zapowiedź rozmów NATO-Rosja, by „uspokoić” Moskwę. Można więc dokręcać śrubę – rosyjski Sąd Najwyższy delegalizuje stowarzyszenie Memoriał, dokumentujące zbrodnie ZSRR. Powód? „Tworzenie fałszywego obrazu ZSRR jako państwa terrorystycznego”.

Departament Stanu USA deklaruje „solidarność” z Memoriałem i „apeluje” do władz Rosji, by przestały tłumić głosy obrońców praw człowieka. Krytykę wyrażają też dyplomacje Francji i Niemiec. Oburzenie władz czeskich czy polskich pomijam, bo choć słuszne, w szerszym kontekście geopolitycznym ma tu mniejsze znaczenie. Pytanie brzmi bowiem, czy znów skończy się tylko na jałowych komunikatach zachodnich mocarstw, na które ex-pułkownik KGB tylko prychnie pod nosem? Wszystko wskazuje, że tak. Ale nawet najpiękniejsze gesty ze świata (jak przyznanie Pokojowej Nagrody Nobla Dmitrijowi Muratowowi) nie wystarczą.

„Chęć zaprzeczenia dawnym sowieckim zbrodniom, wymazania ich z pamięci, zapowiada niestety powrót do pełnej sowieckiej bezwzględności. W każdym możliwym wymiarze” – pisze w swoim komentarzu Michał Karnowski. W pełni zgadzając się z tą opinią, poszedłbym jednak krok dalej. Zamach na Memoriał to kolejny dowód na próbę odbudowania Związku Radzieckiego przez system Putina.

Oczywiście nie w identycznej formie, nie w tej nomenklaturze i nie w krótkiej perspektywie. Ale cierpliwie (długofalowa próba osłabienia NATO na wschodniej flance celem odbudowy dawnej strefy wpływów, wasalizowanie Białorusi), terrorem (stosowanym przez Putina od lat, również wobec Rosjan), agresją militarną (nie mówimy tylko o Gruzji czy Ukrainie, ale choćby o listopadowym zestrzeleniu satelity jako ewidentnym teście przed działaniami militarnymi w przestrzeni kosmicznej) i konsekwentnym zabijaniem wszelkich przejawów wolności w Rosji (wyrok ws. Memoriału jest tego najlepszym przykładem, za chwilę nie będzie już mowy o jakichkolwiek prawach człowieka w państwie Putina).

Już w 2005 r. wygłaszając doroczne orędzie Putin oznajmił:

Rozpad ZSRR był nie tylko największą katastrofą geopolityczną XX wieku, ale również prawdziwym dramatem dla Rosjan.

W wyemitowanym przed kilkoma tygodniami w rosyjskiej telewizji filmie „Rosja. Nowa historia” znów wyrażał żal po Związku Sowieckim, utyskując, iż był to „upadek historycznej Rosji”.

W podobnym tonie wypowiada się dziś nawet Michaił Gorbaczow, ostatni przywódca ZSRR, uznawany na świecie za postać pozytywną, która przyczyniła się do wygaszenia „imperium zła”. Ów laureat Pokojowej Nagrody Nobla poparł aneksję Krymu, nie szczędzi Putinowi komplementów i tęskni za mocarstwową pozycją Kremla sprzed 1991 r.

O Rosji Putina w 2016 r. rozmawialiśmy (razem z Anną Sarzyńską i Marcinem Wikłą) w Moskwie z Nikitą Pietrowem, wiceprzewodniczącym Memoriału. Przygotowywaliśmy wówczas w rosyjskiej stolicy oraz w Smoleńsku obszerny reportaż dotyczący katastrofy z 10.04.2010 r.

Warto dziś, gdy Putin chce zamordować to stowarzyszenie, przypomnieć kilka cytatów, jakie przed pięcioma laty ukazały się w tygodniku „Sieci”.

Nasze stosunki – także w czasach prezydentury Bronisława Komorowskiego czy Aleksandra Kwaśniewskiego – nie były bezproblemowe. Byliśmy wciąż z czegoś niezadowoleni. To się zaczęło w połowie lat 90-tych, gdy Moskwa weszła na drogę imperialną i zaczęła traktować inne kraje w sposób neosowiecki. Później pretensje do Polski tylko się mnożyły. (…) Katastrofa smoleńska miała miejsce 6 lat temu. A przez ostatnie dwa lata Rosja prowadzi politykę, której nie można nazwać inaczej niż demonstracyjnym naruszaniem międzynarodowego prawa. I jakoś trudno przywołać ją do porządku.

Zapytany o zabójstwo Borysa Niemcowa, Pietrow odpowiedział m.in.:

Rosja coraz bardziej stacza się w przepaść, w stan, gdzie nie obowiązuje prawo i nie ma normalnych stosunków międzyludzkich.

I jeszcze dłuższy fragment tej rozmowy:

„Sieci”: Rozmawiamy dokładnie dwa lata po zajęciu Krymu, gdy pod Kremlem szykowana jest uroczystość z tej okazji. Czy zwykli Rosjanie wciąż cieszą się z tej agresji wobec Ukrainy?

N. Pietrow: Ten postępek Moskwy doprowadził do podziału w rosyjskim społeczeństwie. Jak się zapewne domyślacie, przeważają bezmyślnie podtrzymujący stanowisko Kremla.

„Sieci”: Widać to na ulicach – choćby na samochodach, licznie zdobionych pomarańczowo-czarnymi wstążkami św. Jerzego, które dziś stały się raczej symbolem poparcia dla neoimperialnej, agresywnej polityki wobec sąsiadów.

N. Pietrow: Ale też dla wielu dziś następuje otrzeźwienie. Zaczynają rozumieć, że nasze państwo jeszcze przez wiele lat będzie płacić bardzo wysoką cenę za tę euforię, której istotą było zło. Nie robi się wojskowej operacji, wprowadzającej armię do cudzego kraju pod pozorem jakichś zielonych ludzików. To się nazywa bandytyzm. Międzynarodowy bandytyzm. Wielu Rosjan dostrzega, że agresja na Ukrainę ciągnie za sobą konkretne konsekwencje ekonomiczne, powodowane sankcjami. Ludzie są biedniejsi, a nasze państwo staje się wyrzutkiem.

„Sieci”: Skąd zatem tak wysokie poparcie dla brutalności Kremla?

N. Pietrow: Putin zrobił straszną rzecz. Zaszczepił w duszach pragnienie pokazania siły i dominacji nad innymi. Kiedyś Hitler zrobił to samo – powiedział: my jesteśmy Niemcami i wy jesteście Niemcami, tylko to się liczy, a nie jakieś granice i normy. Hitlera wtedy od razu wyrzucili z Ligi Narodów. Wobec Rosji międzynarodowe organizacje tego nie zrobiły, choć mogły. Ograniczyły się do sankcji. Zwyciężył pogląd, że jeśli całkiem odetnie się Rosję od świata, to straci się na nią wpływ.

Ten pogląd wciąż dominuje. Do 2014 r. obowiązywał nawet wśród polskich władz, osiągając zenit naiwności na przełomie 2009 i 2010 r.

Przywódcy zachodnich mocarstw nie chcą słuchać własnych ekspertów. Nie chcieli słuchać śp. Lecha Kaczyńskiego w 2008 r. w Tbilisi. Nie słuchają samych niezależnych Rosjan, którzy – jak Nikita Pietrow – ostrzegają przed kierunkiem, w jakim zmierza Putin. Są gotowi złożyć w ofierze Ukrainę i pewnie inne państwa. Niektórzy z nich mają to gdzieś, bo – wzorem Schroedera czy Fillona – prorosyjskim appeasementem moszczą sobie wyściełane grubą gotówką gniazdka w rosyjskich gigantach energetycznych. Inni liczą, że „jakoś to będzie”.

Srogo się przeliczą. Dzisiejsza uległość i tchórzostwo oznaczają w nie tak odległej przyszłości wykładniczy wzrost zagrożenia ze strony Moskwy.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolicyjny dron na Kapuściskach. Obserwował kierowców w rejonie przejść dla pieszych
Następny artykułONZ, Wielka Brytania i UE potępiają likwidację Memoriału