– Dwadzieścia plasterków schabu, poproszę – słyszy Iwona od klienta Biedronki, po czym podskakuje i nurkuje w głąb lady z wędlinami. Gdy w nich przebiera, nogi merdają jej w powietrzu. Przy każdym podskoku uderza brzuchem i biodrami o ladę. Wszystko dlatego, że ma 157 cm wzrostu i nie dosięga szynek, które są przy szybie. Od roku nie może doprosić się kierownika o podnóżek, a stawanie na palecie jest “nieregulaminowe”. Na koniec każdego miesiąca ma więc mnóstwo siniaków i niecałe 3,8 tys. zł pensji z premią na rękę.
– Robota jest ciężka i uczciwa. W sam raz, żeby zostać bezdomną w Warszawie. Nie przesadzam. Ostatnio skończyła mi się umowa najmu mieszkania i właściciel jej nie przedłużył, choć obiecywał, że to zrobi. Musiałam szukać czegoś na szybko. Jak zobaczyłam w ogłoszeniach, że “na start” muszę wyłożyć 10 tys. zł, to o mało nie dostałam zawału. Wybrałam mieszkanie, którego właściciel żądał najniższego haraczu, czyli 7,8 tys. zł – mówi 32-letnia pracownica Biedronki.
Jak dodaje, nie był to apartament z pozłacanymi kranami, tylko zwykła “dwupokojówka” licząca 38 metrów kwadratowych. Za czynsz z mediami Iwona musiała zapłacić 2,6 tys. zł. – Niby znośnie jak na Warszawę, bo to dwa pokoje w cenie kawalerki. Problemem był ten haracz, czyli 2,6 tys. zł kaucji dla właściciela i drugie tyle dla pośrednika. Razem prawie 8 tysiaków. Z tego, co zarabiam w Biedronce, nie mam szans odłożyć na czarną godzinę, która właśnie nadeszła. Z taką pensją w zasadzie nie mam prawa mieć dachu nad głową. Do drugiej roboty nie pójdę, bo już z Biedronki wychodzę bez sił. Ale znalazłam sposób, by nie wylądować na ulicy – stwierdza moja rozmówczyni.
Sposób na to, by uniknąć bezdomności, musiała znaleźć też 27-letnia Hanna. W jej przypadku również nie jest nim tylko ciężka praca na etacie. – Dekoruję i wyposażam ludziom domy, ale też ich ubieram – mówi przewrotnie. – Czyli stoję przy kasie w Pepco i nabijam im te wszystkie garnki, świece, obrusy i ciuchy. Moja pensja to ok. 3,6 tys. zł – dodaje.
Dla niej próg wejścia do świata ludzi, którzy mają dach nad głową, wynosił 9,2 tys. zł. To czynsz z mediami, kaucja dla właściciela mieszkania i prowizja dla pośrednika (wszystko po 3 tys. zł). Do tego jeszcze 200 zł dla notariusza, u którego podpisała umowę najmu.
– Dało się znaleźć taniej, ale co z tego, skoro właściciele mieszkań uwalali mnie na castingach. Niektórym nie podobało się, że mam psa, a innym, że pracuję w Pepco. Jak mieli do wyboru prawnika, lekarza i mnie, która co miesiąc ociera się o bankructwo, to wiadomo, że mnie olewali. Jeden wynajmujący zapytał wprost: “Z czego pani chce mi płacić? Rozumiem, ma pani pracę, ale co oprócz tego? Jakiegoś męża albo pomoc rodziców?”. Nie miałam. W końcu trafiły mi się te dwa pokoje za 3 tys. Wzięłam, bo opracowałam plan na przetrwanie – opisuje Hanna.
Muszą zapomnieć o mieszkaniu w pojedynkę. Ogłaszają castingi
Polska ma ogromny problem z dostępnością mieszkań, a największy jest w Warszawie – wynika z pierwszej odsłony raportu “Dom dla każdego. Dostęp do przystępnych cenowo i wysokiej jakości mieszkań”, który opracowała Europejska Sieć Obserwacyjna Rozwoju i Spójności Terytorialnej (ESPON). Jeśli porównać ceny wynajmu mieszkań do średnich zarobków, to okazuje się, że stolica Polski jest jednym z najdroższych miast Unii Europejskiej.
Przy czym średnie pensja w Warszawie to ok. 9,7 tys. zł brutto, a moje rozmówczynie – jak wielu innych mieszkańców stolicy – zarabiają połowę tej kwoty. Inni jeszcze o kilkaset złotych mniej, czyli minimalną krajową, która wynosi 4,3 tys. zł. Niektórych więc po prostu nie stać na samodzielny wynajem mieszkania. Zwłaszcza, że koszty pierwszego czynszu, kaucji i prowizji to często próg nie do przeskoczenia, gdy nie ma się oszczędności. Co wtedy?
– Trzeba zapomnieć o mieszkaniu w pojedynkę. Problem pojawia się, gdy żyje się samemu. Trudno żebym czekała pod mostem do czasu, aż znajdę chłopaka czy męża. Musiałam więc ogłosić casting na współlokatorkę. Czyli obcą osobę, która codziennie będzie chodziła mi po domu – opisuje Iwona.
Najpierw rozesłała wici po koleżankach, a gdy nie było odzewu, szukała współlokatorki wśród znajomych znajomych. Zgłosiło się kilka obcych dziewczyn “z polecenia”. – Jedna poległa na castingu, bo miała chłopaka. Nie wyobrażałam sobie mijać się wieczorem z cudzym facetem w drzwiach do łazienki. Druga odpadła, bo nie miała na haracz dla pośrednika i właściciela mieszkania, czyli na kaucję i prowizję. Dopiero z trzecią się dogadałam – opisuje.
Podzieliły się pół na pół tymi kosztami. Iwona dostała 2 tys. zł zwrotu kaucji od właściciela poprzedniego mieszkania, a resztę (1,9 tys. zł) pożyczyła u koleżanek. – Na bank nie mogę liczyć, bo mam już 10 tysięcy kredytu. Wzięłam na zakup mebli i leczenie zębów – mówi.
Przyznaje, że “nagięła” zapis umowy, który mówi o zakazie podnajmowania mieszkania. Okłamała właściciela, że wprowadza się do jego lokalu z kuzynką. – Inaczej mógłby marudzić. A w sumie co to dla niego za różnica, czy mieszkam z kuzynką, czy z obcą dziewczyną – wzrusza ramionami.
Ceny mieszkań biją rekordy. One znalazły sposób, by nie zostać bezdomnymi
Iwona z początku nie mogła przyzwyczaić się do obecności nieznajomej w domu. Wszystko wydawało jej niezręczne. – Ubierałam się, gdy wychodziłam do łazienki, żeby nie świecić jej po oczach golizną. Ściszałam głos, gdy plotkowałam przez telefon z koleżanką, by współlokatorka nie słyszała. Po powrocie do domu sprawdzałam, czy nie myszkowała mi w szafie. Ona z kolei starała się nie hałasować garnkami albo nie włączać zbyt głośno muzyki, żeby mi nie przeszkadzać. Generalnie było bardzo sztywno – opowiada pracownica Biedronki.
W końcu powiedziała współlokatorce, że jak tak dalej pójdzie, to nigdy nie poczują się swobodnie w – jakby nie było – swoim domu. – Postanowiłyśmy się wyluzować, co na szczęście nam się udało. Ale ten casting to było ogromne ryzyko. Przecież gdybym trafiła na kogoś złego, to zamieniłby mi życie w koszmar – podkreśla.
Hanna też ogłosiła casting na współlokatorkę i zaprosiła na niego znajome. Wygrała koleżanka z Pepco. – Z jednej strony odetchnęłam, że się zgodziła. Znamy się i sobie ufamy. Nie musiałam więc sprawdzać na własnej skórze, czy nie jest złodziejką lub morderczynią, z której pewnej nocy wyjdzie jej prawdziwa natura. Ale z drugiej strony mieszkanie z dziewczyną, z którą nieraz chodzi się na tę samą zmianę do pracy, bywa trudne. Wpadamy na siebie rano w łazience, potem w robocie i na przerwach, a na koniec dnia lądujemy w tej samej kuchni. Jedna drugą często drażni. Jak wybuchają awantury, to nie mamy gdzie przed sobą uciec. Na dłuższą metę tak nie da się żyć – opisuje kasjerka.
Kaucja za mieszkanie w wysokości 36 tys. zł? To “granica szczęścia”
Hanna przyznaje, że nie tak wyobrażała sobie dorosłe życie. Ma pracę, a mieszka jak studenci w akademiku. Alternatywą dla niej jest zamieszkanie z rodzicami. – Tak czy owak moje życie jest niepoważne – dodaje 27-latka.
Z początku opowiadała tę historię na spotkaniach z ludźmi, a teraz coraz częściej ją przed nimi ukrywa. Słyszała bowiem od nich “złote rady”, po których czuła się nieudaczniczką. Spodziewa się, że pojawią się także w komentarzach pod tym tekstem, dlatego prosi, by nie podać nazwiska. – Słyszałam: “Zmień pracę” czy “Dlaczego kogoś sobie nie znajdziesz? Z facetem podzielicie koszty i będzie łatwiej”. Te teksty siadają mi na psychice. Zastanawiam się, co jest ze mną nie tak, że nie mogę dostać pracy za 5 tysięcy na rękę i nie musieć kombinować, żeby nie wylądować na ulicy. Albo dlaczego nie mogę znaleźć faceta – mówi.
Jak dodaje, niektórzy – zamiast dawać złote rady – pocieszają, co też ciężko znosi. Czuje się wtedy traktowana jak idiotka. – Mówią, bym się cieszyła, że w ogóle mam dach nad głową, bo w mojej sytuacji to i tak dobrze. W domyśle: “Niezbyt jesteś ogarnięta, więc aż cud, że masz gdzie nocować”. Z kolei właściciel mieszkania mówił przy podpisywaniu umowy, bym świętowała. Kazał mi być szczęśliwą, bo zapłaciłam mu tylko jedną kaucję, a inni biorą dwie. Jak sobie uświadomię, że mógłby zawołać 12 tys. zł na start, zamiast 9, to w sumie się cieszę – stwierdza ironicznie.
Dodajmy, że te “granice szczęścia” można przesuwać w Polsce o wiele dalej, bo właściciele mieszkań mogą pobierać kaucje w wysokości nawet 12 czynszów. W takiej sytuacji Hanna musiałaby zapłacić 36 tys. zł i byłoby to zgodne z prawem. Pośrednicy nieruchomości też mogą windować swoje prowizje, które przeważnie spadają na wynajmujących. Nie ma regulacji, które w wystarczającym stopniu chroniłyby lokatorów przed takimi absurdami.
– Jak już sobie popłaczę z tego “szczęścia”, to się wk…wiam. Bo niby dlaczego warunkiem posiadania dachu na głową ma być w XXI wieku związek z mężczyzną? Dlaczego ludzie, którzy zarabiają minimalną krajową lub niewiele więcej, mają czuć się winni, że nie nadążają za chorymi cenami wynajmu mieszkań? To z Polską, nie ze mną, jest coś nie tak – podsumowuje gorzko moja rozmówczyni.
Chcesz zgłosić temat, opowiedzieć swoją historię? Napisz do autora: [email protected]
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS