2020 za nami. Dla polskiej piłki nie był to szczególny rok, mimo że awansowaliśmy w końcu do fazy grupowej Ligi Europy. Jeśli w 40-milionowym narodzie ktoś chce uważać to za sukces, to proszę bardzo, ale beze mnie. Tak czy tak paru osobom należą się za miniony rok gratulacje, a paru – wiadomo – niezbyt przyjemne słowa.
Kto na plus? Na pewno rządzący Rakowem. Michał Świerczewski, Marek Papszun i Wojciech Cygan robią w Częstochowie świetną robotę, którą po prostu chce się oglądać. Ten klub ma sens (o co u nas trudno), ma plan i solidne fundamenty. Wiadomo, cyrk ze stadionem był i jest trochę irytujący, natomiast ja wolę klub bez stadionu od stadionu bez klubu. A i takie przypadki przecież w Polsce mamy, bo pojedźcie choćby do Gdańska, tam trudno powiedzieć, że Lechia nadąża za tym, na czym gra.
To Raków zasługuje na taki stadion, nie jego wina, że jest z Częstochowy, czyli mniejszej miejscowości. A Lechia powinna grać w Bełchatowie. No, ale to tak na marginesie.
Ponadto chciałbym wyróżnić… Piotra Tworka. A, tak. Po pierwsze nie łatwo było z takim składakiem dojechać do Ekstraklasy, po drugie jeszcze trudniej jest się nim utrzymać na ekstraklasowej drodze. A Tworek to ogarnia, choć czasem do składu meczowego mógłby zgłosić siebie, takie ma braki kadrowe.
Fajna jest ta nowa fala polskich trenerów – Papszun, Tworek… Dobra, dwa nazwiska to trochę mało, by mówić o „fali”, natomiast jakąś zmianę można dostrzec. Już nie mówimy o trenerach, że jest sympatyczny, więc się nadaje, tylko patrzymy na ich warsztat, a „sympatyczność” jest tylko wartością dodaną. Mam wrażenie, że powoli kończy się czas – z całym szacunkiem – szkoleniowców od atmosferki.
Czyli Sławek Peszko w ten biznes nie pójdzie.
Z plusów na koniec zostawiam sobie Jurka Brzęczka, który wytrwał na stanowisku po dużym turnieju. Nieważne, że turniej został przełożony. Jurek na pewno jest zadowolony. On zawsze jest zadowolony. Niech mu i jego „repeentacji” się wiedzie.
Dobra, było miło (ha, ha), ale nie dla każdego ten rok był tak udany jak dla Brzęczka. Swoje zawalił na pewno Dariusz Mioduski, który przez chwilę udawał, że ma pojęcie o zarządzaniu klubem, ale zbyt długo w tej roli nie wytrzymał. Zwolnił trenera w dziwnym momencie, jak zwykle jego zespół nie awansował nigdzie, teraz jest liderem i pewnie będzie mistrzem, żeby znów się rozsypać w Europie. Nudne się to już robi.
Zganić trzeba też władze Lecha, które mając do wyboru Excela premium i dobrego piłkarza, zawsze wybiorą to pierwsze. Fajnie, że Kolejorz awansował do Ligi Europy, naprawdę, gorzej, że tam grał smutny futbol, wystawiał Dejewskiego i jednocześnie przegrał mistrzostwo Polski, mimo że odpuścił mecz z Benfiką. Bo grał z Podbeskidziem! Miesiące mijają, a to wciąż bawi. Tym bardziej, jeśli spojrzeć w tabelę i stratę do Legii.
Teraz wiosną potrwa pościg za europejskimi pucharami, bo tak bardzo Lech chce tam być, a jeśli będzie skuteczny, to jesienią odpuści jakieś starcie. Przyjedzie Górnik Łęczna, nie ma co tego lekceważyć.
Z kolei na koniec chciałbym przypomnieć Zbigniewowi Bońkowi, że można się przyznać do błędu i to nie jest jakiś wielki wstyd. Natomiast on tego nie zrobi i w podsumowaniu za rok będzie mu trzeba przydzielić dużo więcej miejsca. Dużo, dużo więcej.
WOJCIECH KOWALCZYK
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS