W Gdańsku pierwszy miał być 1 kwietnia, a w Gdyni 22 kwietnia. W gdańskim porcie miały być 84 zawinięcia, w gdyńskim powyżej 50. Ile będzie? Kiedy przypłyną? Tego dziś nie wie nikt. Mowa o wycieczkowcach, których co roku coraz więcej zawijało do Trójmiasta. Straty? Ostatnio wyliczono, że każdy pasażer zostawia w regionie 80 euro. Tylko przez Gdynię w ub. roku przewinęło się prawie 118 tys. gości.
W ub. roku w sumie 46 statków zawijało ponad 120 razy do trójmiejskich portów. Do Gdańska wycieczkowce zawijały aż 69 razy, a do Gdyni 54. Jednak liczba zawinięć to nie to samo, co liczba statków, bo niektóre były w portach wiele razy. W sumie w Gdyni było 20 różnych statków, a w Gdańsku 26. Jak zwykle w ostatnich latach Gdańsk wygrywał pod względem liczby zawinięć, jednak Gdynia dalej zdecydowanie prowadziła pod względem wielkości jednostek i liczby pasażerów. Należy też pamiętać, że w tym biznesie liczy się nie ilość zawinięć, ale wielkość statków, bo to od tonażu (wyrażanego w jednostkach GT) i liczby pasażerów naliczane są opłaty.
Sezon na wycieczkowce 2020 roku w trójmiejskich portach miał się rozpocząć wcześnie w tym roku. W środę, 1 kwietnia, do Portu w Gdańsku miała wpłynąć Astoria. Łącznie tylko w kwietniu i w maju miało być aż 16 zawinięć. Na dziś w harmonogramie jeszcze pozostał jeden, czyli Hamburg awizowany na 16 maja.
– W sezonie 2020 były zaplanowane 84 wizyty statków wycieczkowców w Porcie Gdańsk. Do 1 kwietnia zostało anulowanych 19 zawinięć tych jednostek – mówi Michał Stupak, account manager Portu Gdańsk.
Koronawirus w Trójmieście – wszystkie informacje
W Gdyni pierwszy wycieczkowiec miał wpłynąć 22 kwietnia. Ten – już wiadomo – nie pojawi się. Co dalej – też nie wiadomo, bo jeden po drugim wypadają z harmonogramu. W ub. roku przez port przewinęło się prawie 118 tys. pasażerów, w tym roku spodziewano się 130 tys. W tym roku miał też paść kolejny rekord. Spodziewano się największego z do tej pory przyjmowanych wycieczkowców w Gdyni, czyli MSC Splendida mierzącego 333,3 m. Jednak największą atrakcją miało być zawinięcie statku Disney Magic, amerykańskiej linii Disney Cruises, którego wystrój i klimat przenoszą do cudownego świata bajek. Statek spodziewany jest dopiero 29 lipca, jest więc jeszcze szansa.
Rejs marzeń z kwarantanną
Niestety przez pandemię koronawirusa podróże wycieczkowcami cieszą się ostatnio złą sławą. Światowe media od kilku tygodni obiegają dramatyczne obrazy ze statków błąkających się od portu do portu z chorymi na pokładzie. Podróż marzeń dla wielu turystów zakończyła się śmiercią, dla innych traumą. Dziś co najmniej 10 statków wciąż pozostaje na wodach mórz i oceanów w związku z odmowami ich przyjęcia przez kolejne porty. Czy w tej sytuacji podróże wycieczkowcami będą tak samo popularne jak dotychczas? Trudno to dziś ocenić.
Zaczęło się od statku Diamond Princess, który pod koniec lutego był największym ogniskiem COVID-19 poza Chinami. Został poddany dwutygodniowej kwarantannie w japońskim porcie w Jokohamie. Wśród 3711 pasażerów i załogi tego wycieczkowca aż 712 miało pozytywne wyniki testów na obecność wirusa. Spośród nich 331 było bezobjawowych w momencie przeprowadzania testów. Spośród 381 pacjentów z objawami 37 wymagało intensywnej terapii, a 9 zmarło.
– Im dłużej będziemy czytać o kłopotach z ewakuacją Diamond Princess i podobnych, tym więcej ludzi, którzy jeszcze nigdy nie pływali wycieczkowcami, zrezygnuje z wykupienia rejsu. Bo to już nie będą dla nich wakacje marzeń – twierdzi James Hardiman, szef Wedbush Securities, firmy wyspecjalizowanej w analizowaniu rynku turystycznego.
Straty trudne dziś do oszacowania
Rozszerzająca się pandemia koronawirusa powoduje straty w światowej branży “cruisowej” na poziomie 100 mln dolarów dziennie. W związku z tym także prognozy dla Europy Północnej, a w szczególności dla portów Regionu Bałtyckiego, nie są zbyt optymistyczne.
Wnętrza wycieczkowca Queen Elizabeth, jednego z najbardziej luksusowych na całym świecie.
Wracając jednak do Trójmiasta: Na zapaści w turystyce morskiej stracą porty, bo nie wpłyną środki z opłat portowych. Straci też region. Według wyliczeń Pomorskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej każdy pasażer wycieczkowca zostawia ok. 80 euro. Zgodnie z tymi szacunkami tylko pasażerowie statków przybywających do Gdyni zostawili w regionie ok. 40 mln zł. Czy jest jeszcze szansa na uratowanie szczytu sezonu, który przypada na lipiec i sierpień?
– Z informacji nadchodzących od agentów, touroperatorów i armatorów wynika, iż taka sytuacja może potrwać minimum do końca czerwca. Znaczny odsetek pasażerów wycieczkowców to najczęściej osoby z najwyższej grupy ryzyka, co powoduje, że po zakończeniu pandemii ruch w tym sektorze żeglugi nie wróci szybko do planowanego poziomu na rok 2020. Dodatkowym czynnikiem, który w dużym stopniu ogranicza lub wręcz uniemożliwia żeglugę wycieczkową, są restrykcje w portach, zabraniające obsługi pasażerów ze względu na przepisy wprowadzone w poszczególnych krajach bałtyckich. Jedynym wyjątkiem jest dzisiaj Szwecja, która nie wprowadziła tego typu zakazów – mówi Michał Stupak.
Straty branży z powodu pandemii będą ogromne. Eksperci przewidują, że nie da się ich tak szybko odrobić. Problem w tym, że może to mieć w dłuższej perspektywie wpływ na inny segment rynku, czyli przemysł stoczniowy. Przez ostatnie lata turystyka morska miała tendencję wzrostową. To skłaniało branżę do decyzji o budowie nowej floty. Centrum budowy nowych jednostek są europejskie stocznie, a ich podwykonawcami są stocznie trójmiejskie, które budują sekcje kadłubów.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS