Proces kard. George’a Pella wstrząsnął opinią publiczną na całym świecie. Najpierw na etapie oskarżeń o molestowanie, następnie sądowego dochodzenia i dwóch wyroków skazujących. Temat budził emocje nie dlatego, że sprawa dotyczyła kardynała i jednego z najbliższych współpracowników papieża (ani Franciszek, ani sam zainteresowany nie kwestionowali konieczności stanięcia przed wymiarem sprawiedliwości), ale ze względu na poważne wątpliwości co do wiarygodności zarzutów.
Lincz
Nawet niechętni Kościołowi australijscy komentatorzy przyznawali, że podobnej farsy, udającej uczciwy proces, jeszcze nie widzieli. Publicysta Andrew Bolt po wyroku skazującym stwierdził, że chociaż nie jest katolikiem, nie wierzy ani trochę w sprawiedliwość tego procesu i winę Pella. Parlamentarzystka Amanda Vanstone pisała: „To, czego jesteśmy świadkami, nie różni się niczym od linczu w wykonaniu tłumu z czasów średniowiecznych. Publicznie niszczona jest reputacja człowieka, którego pozbawia się uczciwego procesu, bo sędzią jego winy lub niewinności chce być tłum”. Brakowało wiarygodnych świadków, nie zgadzały się okoliczności, nie przesłuchano nawet jedynego żyjącego rzekomo poszkodowanego (drugi przed śmiercią zaprzeczył, że był wykorzystywany), wreszcie wymieniono nawet skład ławy przysięgłych po tym, jak – ze łzami w oczach – orzekła o niewinności kardynała.
Temat wrócił 7 kwietnia tego roku, gdy w jednomyślnym orzeczeniu australijski Sąd Najwyższy oczyścił kard. Pella z zarzutów i nakazał jego uwolnienie po 13 miesiącach spędzonych w jednym z najcięższych zakładów karnych w Australii. Ta historia pokazała, że w potrzebnym, choć bolesnym, procesie oczyszczania Kościoła z prawdziwych skandali wykorzystania seksualnego trzeba zachować domniemanie niewinności do czasu wiarygodnego udowodnienia winy (kard. Pell nie miał nawet możliwości wykazania, że jest niewinny). Sprawa kardynała pokazała dobitnie, że potrzeba oczyszczenia nie dotyczy tylko tych, którzy nie chcą dostrzegać problemu, ale również tych, którzy walkę z pedofilią w Kościele przekształcili w regularną wojnę z Kościołem. Jeśli to ma być rzeczywiście walka o prawdę, to o pełną prawdę, obejmującą również przypadki fałszywego oskarżania duchownych. Właśnie ze względu na dobro prawdziwych ofiar przestępstw seksualnych – bo na ich szkodę działa nie tylko zmowa milczenia, ale również fabrykowane zarzuty i ustawiane procesy, które przeciwnikom oczyszczenia Kościoła dostarczają argumentów, by tych spraw nie ruszać.
Rekolekcje
I gdy wydawało się, że po ludzku trudno znaleźć jakiekolwiek dobro, które mogłoby wyniknąć ze skazania niewinnego człowieka, amerykańskie wydawnictwo Ignatius Press wydało zapiski więzienne kardynała Pella. Lektura pierwszego tomu „Prison Journal” (kolejne dwa tomy w przygotowaniu) to niezwykła podróż duchowa, w jaką zabiera czytelnika skazany i uwięziony kardynał. Opisy więziennych realiów i odnajdywanie w nich Boga to prawdziwe rekolekcje i dla autora, i dla czytelnika. „Ponieważ uznano, że jest ryzyko, że dokonam samookaleczenia, byłem pod regularną obserwacją w nocy. Wśród innych więźniów, których nie zobaczę, bo przebywają we własnych celach, jest płacząca kobieta, jeden lub dwóch innych więźniów krzyczało z bólu, rzucając wulgaryzmami. Ja otrzymałem tylko kilka wyróżnień (…). Jestem teraz w cichym sercu burzy, podczas gdy rodzina, przyjaciele i cały Kościół muszą radzić sobie z tornadem. Boże, nasz Ojcze, daj mi siłę, abym przez to przeszedł, i niech moje cierpienie złączy się z odkupieniem Twojego Syna Jezusa w intencji szerzenia Królestwa, uzdrowienia wszystkich ofiar plagi pedofilii (…), a zwłaszcza mądrości i odwagi biskupów, którzy mają nas wyprowadzić z ciemności do światła Chrystusa” – pisze kard. Pell w pierwszym dniu pobytu w więzieniu (27 lutego 2019 r.).
„Dziwnie jest nie odprawiać Mszy każdego dnia, chociaż nie odczuwam presji innych obowiązków, które odciągają mnie od codziennych modlitw. W pobliżu musi być uwięziony muzułmanin, bo słyszę, jak modli się wieczorem” – notuje 1 marca. Opisy są coraz bardziej naturalistyczne, pozbawione upiększania rzeczywistości: „Łóżko i sedes były bardzo niskie, a w mojej celi nie było odpowiedniego krzesła. To sprawiało, że ścięgna na mojej lewej nodze (szczególnie) bolały, więc poprosiłem o wyższe krzesło. Nadzorca wyjaśnił, że nie chce być oskarżony o to, że dał mi wygodniejsze krzesło, a ja odpowiedziałem, że chodzi tylko o wyższe krzesło! W końcu nałożono na siebie trzy plastikowe krzesła, co było wystarczające, pojawiła się również podwyższona deska klozetowa”. I kończy ten dzień modlitwą: „Boże, nasz Ojcze, pomóż wszystkim moim bliskim radzić sobie i znaleźć spokój w czasie moich problemów. Dziękuję Ci, że moja wiara pozostaje mocna i że mam w sobie dużo pokoju; to prawdopodobnie jedyny namacalny owoc potoku modlitw ofiarowanych za mnie”. Dzień później zanotował: „Siostra Mary przyniosła mi Komunię i odprawiliśmy małe nabożeństwo połączone z niedzielnymi czytaniami. Brakuje mi odprawiania Mszy św.”. A 3 marca napisał: „To pierwsza niedziela od wielu dziesięcioleci, nie licząc chorób, kiedy nie uczestniczyłem w niedzielnej Mszy ani jej nie odprawiałem – prawdopodobnie pierwszy raz od ponad siedemdziesięciu lat. Nie mogłem nawet przyjąć Komunii. W pierwszym czytaniu w brewiarzu kłopoty Hioba dopiero się zaczynają. Wszystko przed nim”.
Pocieszenie
Jeśli coś, poza modlitwą, pozwalało mu przetrwać ten czas, to były to listy, jakie otrzymywał od rodziny i zupełnie obcych ludzi. Niektórzy pisali do kardynała nawet z prośbą o radę w trudnych sytuacjach – np. 5 lipca 2019 r. George Pell wspominał o liście, jaki dostał od „udręczonej i nieco wściekłej matki”, której starsze dziecko zamieszkało bez ślubu ze swoim partnerem. Uwięziony kardynał odpowiada na list, chociaż, jak przyznaje, „nieznajomość rodziny lub sytuacji stawia cię w niekorzystnej sytuacji, ale nalegałem, aby matka nadal modliła się za nich oboje, aby jasno, spokojnie i życzliwie wyjaśniła, jakie jest jej stanowisko” oraz aby „nadal traktowała swoje dziecko z uprzejmością i miłością, nie zrywała więzi”. Trochę spokoju dawała też rekreacja w sali gimnastycznej, gdzie kardynał… odkrył koszykówkę (w wieku 78 lat). Są również dość zaskakujące wątki: „Wdrapałem się również na maszynę do wiosłowania i wiosłowałem trochę, ale nie dużo, z małym oporem. Trudność pojawiła się, gdy chciałem wstać z bardzo niskiego siedzenia, ponieważ musiałem się podciągnąć, a mój ciężar poruszył całą maszynę, kiedy ją pociągnąłem” – notował skrupulatnie 6 lipca 2019 r.
Skazany kard. Pell czytał również prasę. Z wdzięcznością odnotowywał nieliczne publikacje, w których ktoś odważył się go bronić. „Redaktor Keith Windschuttle wyświadczył mi wielką przysługę. Jego tekst nosi tytuł »Majestat Prawa« i kończy się następującymi słowami: »Ci z nas, którzy nadal wierzą w tradycyjne pojęcie majestatu prawa, że pozostaje podstawowym filarem społecznym, który pomaga chronić nas przed barbarzyństwem, mogą mieć tylko nadzieję, że ten spektakl klasy B, którego byliśmy świadkami podczas prześladowania George’a Pella, jest aberracją, a nie zapowiedzią jakiejś nędznej, niemożliwej do obserwowania przyszłości”. George Weigel we wstępie do dzienników kard. Pella napisał: „Nie licząc kilku honorowych wyjątków, lokalna i ogólnokrajowa prasa, porzucając wszelkie pozory dziennikarskiej rzetelności i uczciwości, domagała się krwi kardynała Pella. Ktoś zapłacił za profesjonalnie wydrukowane tabliczki z anty-Pellem, noszone przez tłum otaczający sąd, w którym odbywały się rozprawy. A Australian Broadcasting Corporation – finansowana przez podatników instytucja publiczna – zaangażowała się w najokrutniejszą antykatolicką propagandę i nadawała programy zniesławiające kardynała Pella (z których jeden został wyemitowany podczas obrad Sądu Najwyższego)”.
Zadośćuczynienie?
Warto wyjaśnić jedną rzecz. Sam kardynał utrzymywał i utrzymuje, że jest niewinny zarzucanych mu czynów, których nie tylko mu nie udowodniono, ale wręcz wykazano, że nie mogły mieć miejsca. W swoich dziennikach wprawdzie nie skupia się na własnej niewinności, ale chętnie przytacza takie sceny jak ta z pierwszego dnia pobytu w więzieniu: „Zostałem przeszukany przez dwóch filipińskich strażników z szacunkiem. Jeden z nich powiedział mi, że był w sądzie w czasie rozprawy w mojej sprawie i wiedział, że jestem niewinny”. Zarazem jednak – i to powinno chyba mocno wybrzmieć – kard. Pell nie zwalnia siebie i Kościoła w Australii z odpowiedzialności za brak wystarczającej reakcji na rzeczywiste sytuacje wykorzystywania seksualnego. Już po wyjściu z więzienia w specjalnym oświadczeniu napisał m.in.: „Mój proces nie był referendum w sprawie Kościoła katolickiego ani w kwestii tego, jak władze kościelne w Australii podeszły do przestępstwa pedofilii”. Te słowa współgrają z jego postawą sprzed paru lat, gdy w Australii wybuchły skandale pedofilskie, a specjalny raport na ten temat był wstrząsem dla tamtejszych katolików. Kardynał Pell był wtedy jedną z osób przesłuchiwanych przed parlamentem stanu Wirginia w sprawie zaniedbań swojego poprzednika. Nie bez powodu też, wylatując do Rzymu, by zostać watykańskim „ministrem ds. finansów”, kard. Pell przepraszał za zaniedbania Kościoła w tej materii. I chociaż, po ludzku patrząc, cały jego proces był farsą i wyglądał na jakąś formę zawziętej zemsty, to może trzeba też na to spojrzeć w kategoriach duchowych; być może skazanie człowieka niewinnego konkretnego przestępstwa było jakąś formą duchowego zadośćuczynienia za grzechy całego Kościoła w Australii. Pod koniec maja 2019 r. uwięziony kardynał pisał w dzienniku: „Nieustannie modlę się za wszystkie ofiary wykorzystywania seksualnego i taka modlitwa została mi przesłana: Boże, nasz Ojcze, niech wszyscy ci, którzy byli wykorzystywani fizycznie, emocjonalnie i seksualnie przez Twoje sługi, spotkają się z szacunkiem i by towarzyszyły im namacalne gesty sprawiedliwości i zadośćuczynienia, aby poczuli się uzdrowieni balsamem Twego współczucia”.•
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS