Od rana w Sejmie słychać po pierwsze wzajemne obrzucanie się odpowiedzialnością, a po drugie ogłaszany ze wszystkich stron sukces. Trochę się to wyklucza, ale co to dla polskiej sceny politycznej. Porozumienie, ogłaszając własny sukces (bo, tak jak tego chciało, wyborów w maju nie będzie) przy okazji od razu ogłosiło, że to wina opozycji.
– Wybory nie zostały odwołane, bo nikt nie ma takiej możliwości, aby wybory odwołać. One się nie odbędą i w tym sensie zostanie stwierdzona ich nieważność – przekonywał Marcin Ociepa z Porozumienia (podobno jeden z ojców sukcesu negocjacji między PiS-em a Porozumieniem).
Koalicja Obywatelska natomiast od samego rana przekonywała, że to Małgorzata Kidawa-Błońska i jej apele o bojkot wyborów 10 maja sprawiły, że PiS i Jarosław Kaczyński ustąpili.
– Szanowni państwo, pierwszy krok do bezpiecznych i uczciwych wyborów został zrobiony – mówił w Sejmie Borys Budka. – Dzięki determinacji i stanowczości pani marszałek Kidawy-Błońskiej, która jako pierwsza i jedyna konsekwentnie mówiła, że wybory muszą być bezpieczne i uczciwe, determinacji senatorów demokratycznej opozycji, ciężkiej pracy parlamentarzystów i stanowczej postawie samorządowców udało się doprowadzić do tego, że plan Kaczyńskiego o przeprowadzeniu wyborów 10 maja legł w gruzach.
Lewica stwierdziła, że zwyciężyła, bo od razu ostrzegała, że Gowin Kaczyńskiego nie opuści. To, że Jarosław Gowin od początku zapowiadał, że jego celem jest utrzymanie jedności Zjednoczonej Prawicy, jakby liderom lewicy umknęło.
– Nie uczestniczyliśmy w paradzie oszustów, bo z oszustami się nie gada. Jeśli ktoś myślał, że z Jarosławem Gowinem cokolwiek ustali, to był w błędzie. Lewica mówiła to od samego początku – grzmiał z rana Włodzimierz Czarzasty.
I na jednym oddechu mówił, że proponuje rozmowy w gronie cała opozycja plus PiS, bo chaos i napięcie są w tej chwili tak duże, że rozmowy samej opozycji nic nie dadzą. – Zwrócimy się dziś z listem do wszystkich klubów parlamentarnych, aby usiąść do wspólnego stołu w obronie Konstytucji i demokracji, aby doprowadzić do legalnych wyborów – zakomunikował szef klubu Lewicy.
Podmianka kandydatów?
Tyle oficjalnych ogłoszeń kandydatów, ale prawdziwa polityka- jak zawsze – toczy się w kuluarach. W Koalicji Obywatelskiej panuje rozgardiasz, bo nie wiadomo, co począć z resztą kampanii. Wyborów w maju ma nie być, ale czy to oznacza, że wszystko zaczyna się od nowa?
Bardzo wielu polityków Platformy liczy na taki obrót sprawy i uważa, że trzeba jak najszybciej wymienić kandydatkę na prezydenta. Jednak wyrwanie się przed szereg z taką deklaracją byłoby najgorszą rzeczą, jaką partia może teraz zrobić i sobie, i swojej kandydatce. Wciąż bowiem nie wiadomo, jaki pomysł zrealizuje Prawo i Sprawiedliwość (i nie będzie tego wiadomo jeszcze bardzo długo). W PiSie powszechne jest przekonanie, że Małgorzata Kidawa-Błońska nie ma teraz szans na drugą turę, więc PiS zrobi wszystko, żeby Koalicja nie mogła wymienić jej na nikogo innego.
Jak słyszymy w Platformie, problemem jest też przekonanie samej kandydatki, żeby zrezygnowała ze startu a na publiczną wojnę największa partia opozycyjna po prostu nie może sobie pozwolić. Stąd też oficjalne wsparcie, jakiego już pierwszego dnia nowej kampanii udzielił jej przewodniczący.
– Małgorzata Kidawa-Błońska jest kandydatką na prezydenta i swoim uporem oraz stanowczością doprowadziła do tego, że Kaczyński musiał się wycofać z wyborów 10 maja. Jako jedyna mówiła wyraźnie, że nie można brać udziału w farsie, plebiscycie i legalizować bezprawia – podkreślał stanowczo.
W tej sytuacji jest właściwie tylko jeden scenariusz, który zmusiłby Platformę do wycofania poparcia dla wicemarszałek Sejmu – do gry musiałby ponownie wkroczyć Donald Tusk. Gdyby były premier zdecydował się na start w nowym rozdaniu, to i elektorat Platformy by to zrozumiał, i sama kandydatka z radością ustąpiłaby mu miejsca.
– Na razie nie ma o tym mowy – ucinają jednak takie spekulacje politycy PO. Ale zaraz dodają, że ich zdaniem nie da się zgodnie z Kodeksem Wyborczym przeprowadzić operacji „wszyscy zostają tam gdzie byli”. Bo jeśli wybory mają być nieważne, to kampania musi zacząć się od nowa, czyli od rejestracji komitetów.
W partii pojawiają się też głosy, że może nie trzeba było jednak z tym Gowinem rozmawiać. Ale tutaj akurat przewodniczący ma twarde argumenty. Jak mówił w wywiadzie dla “Newsweeka” o tym, czy z Gowinem rozmawiać, dyskutował ze wszystkimi byłymi szefami PO i wszyscy poradzili mu, żeby to zrobić. A to jest coś, czego żadna partyjna frakcja nie może zignorować.
– To był świetny pomysł – mówi większość polityków Platformy – przecież my od początku wiedzieliśmy, że on nie negocjuje z nami tylko z Kaczyńskim. My musieliśmy mu dać siłę, żeby dowiózł tę grę aż do wczoraj. Gdybyśmy nie podjęli tych rozmów, to w trzy dni wyszedłby na konferencję i powiedział, że nie ma szans na porozumienie. Oraz że nie ma wyjścia i musi być tak, jak życzy sobie PiS.
Kto się pogubił?
Lewica miota się, bo po prostu naprawdę pogubiła się w całej tej historii. Od początku uznała, że największym wrogiem wcale nie jest PiS, tylko Koalicja Obywatelska ze szczególnym uwzględnieniem Borysa Budki. Politycznie jest to logiczne. Z PiS-em wygrać się lewicy nie uda, ale podebrać elektorat niezbyt przekonanej do startu kandydatce owszem.
Ale już próba przekonania wszystkich, że to wina PO oraz że Gowin ugrał to, co chciał, jest dość karkołomna. Zwłaszcza jeśli jeszcze wczoraj kandydat Lewicy był gotów wystartować w wyborach 10 maja, które w żaden sposób nie mogły nawet udawać demokratycznej walki o głosy wyborców. Przypomnijmy, prawie połowa wszystkich wyborców popierała bojkot wyborów zaproponowany przez Małgorzatę Kidawę-Błońską. W wyborach chciało wziąć udział tylko 6 procent jej elektoratu i prawie 60 procent wyborców lewicy. A to oznacza, że kandydatka PO znacznie lepiej trafiła do swojego elektoratu z przekazem Robert Biedroń.
Siła spokoju
Najspokojniejszy jest w tym wszystkim PSL. Do rozmów z Gowinem podchodził ostrożnie od początku, kandydata nie zmienia, a w ostatnich tygodniach jeszcze zarobił kilka punktów. Teraz tylko musi uważać, żeby ich nie stracić.
Podobnie jest w Konfederacji. Ta zdecydowanie nabrała wiatru w żagle po wystąpieniu Krzysztofa Bosaka w debacie telewizyjnej. Kandydat był bardzo dobrze przygotowany i dla niego dodatkowy czas na kampanię to sama korzyść. Jednocześnie Konfederacja stawia się w roli legalistów, którzy ani nie idą na żadne układy z PiSem, ani z opozycją. W głosowaniu nad ustawą o wyborach korespondencyjnych całe ich koło wstrzymało się od głosu.
-Lider Porozumienia Jarosław Gowin i prezes PiS Jarosław Kaczyński wprowadzają nas w sytuację chaosu konstytucyjnego; proces wyborczy to wewnętrzna rozgrywka między nimi – mówił w Sejmie Krzysztof Bosak i jednocześnie nie oszczędzał pozostałych partii opozycyjnych.
– Wzywałem wiele tygodni temu, żeby nie przetrzymywać ustaw wyborczych w Senacie. Wiemy dobrze, że senatorowie od początku mieli opinie wyrobione. Z jednej strony PiS postanowił zaskakiwać wszystkich zmianą prawa wyborczego, a Senat zdominowany przez Platformę postanowił to złośliwie opóźniać. To dowód nieodpowiedzialności za państwo tych dwóch sił nieszczęśliwie dominujących polską politykę – mówił.
To se ne vrati
Na sam koniec wisienka na torcie czyli to, co dzieje się w Zjednoczonej Prawicy. Miedzy prezesami Kaczyńskim i Gowinem nigdy już nie będzie tak samo. Każdy kto kiedyś wygrał z Jarosławem Kaczyńskim, doskonale wie, w jakiej sytuacji jest teraz prezes Porozumienia. Uratował swoich ludzi w rządzie, ale i tak musi teraz na nowo poustawiać partię. Już wie, na kogo może liczyć, a na kogo nie.
– Dziewczyny były bardzo bojowe – śmieją się posłowie Porozumienia. I mówią, że gdyby nie rzeczniczka partii Magdalena Sroka i wiceminister pracy Iwona Michałek, to minister Jadwiga Emilewicz byłaby już w PiSie.
Kamil Bortniczuk – jeszcze niedawno prawa ręka Jarosława Gowina – teraz stoi w drugim rzędzie i naprawdę nie wie, co zrobić. Od pierwszego dnia parł do porozumienia z PiSem. Wychodząc na konferencję z rzeczniczką Prawa i Sprawiedliwości Anitą Czerwińską, dał wyraźny sygnał, że będzie stał po stronie silniejszego. Od tego momentu niemal codziennie w mediach mówił o tym, że nie poświęci układu z PiSem dla swojej partii.
Teraz może się to na nim zemścić. Zbigniew Gryglas już zapłacił za swoją nadmierną gorliwość w przeciąganiu posłów Porozumienia na stronę PiS. Jacek Żalek, który też publicznie zdradzał sporo szczegółów partyjnych układanek i żalił się w mediach, że Jarosław Gowin unika swoich posłów, też raczej nie śpi spokojnie. Oczywiście mogą przepisać się do PiSu, jak Jacek Ozdoba, który startował z rekomendacji Porozumienia tylko po to, żeby kilka dni po wyborach wylądować w Solidarnej Polsce. Ale to raczej będzie ostatni transfer w jego politycznej karierze.
W Prawie i Sprawiedliwości nastroje są dalekie od prezentowanego publicznie optymizmu. Wszyscy wiedzą, że coś bezpowrotnie się skończyło. I chociaż kolejni politycy PiS przekonują, że to od początku była genialna strategia Jarosława Kaczyńskiego, to trudno zapomnieć, że jeszcze 3 kwietnia w wywiadzie dla Polskiego Radia prezes PiS podkreślał, że każda inna data poza 10 maja byłaby niezgodna z konstytucją. Dopiero potem pojawiły się pomysły, aby datę mogła dość dowolnie zmienić marszałek Sejmu. Teraz okazuje się, że genialny plan zawierał także wybory, których nikt nie odwołał, ale jednak się nie odbędą.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS