Rozmowa z drem hab. Marcinem Woźniakiem, genetykiem z Katedry Medycyny Sądowej Collegium Medicum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Ostatni dzwonek!
Czy szczepionki przeciw Sars-Cov-2 są bezpieczne? Te oparte o mRNA wirusa to przecież zupełnie nowa technologia.
Wbrew temu, co się powszechni sądzi, technologia ta wcale nie jest nowa. Pierwsze prace nad wykorzystaniem mRNA w produkcji szczepionek były prowadzone już w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. Mija więc już 30 lat. To w medynie naprawdę bardzo długi czas, jeśli weźmiemy pod uwagę postęp technologiczny, jaki się dokonuje dosłownie na naszych oczach. Mogę się jednak zgodzić ze stwierdzeniem, że szczepionki mRNA nie były do tej pory powszechnie wykorzystywane. Głównie ze względu na problemy technologiczne i brak szeroko zakrojonych badań klinicznych, a nie samo zrozumienie procesu ich działania. Jednak to się zmieniło z chwilą pojawienia się wirusa SARS-CoV-2, w związku z wyzwaniami, które przed nami stanęły i możliwością sfinansowania badań klinicznych na wielką skalę. Można się spodziewać, że od teraz technologia szczepionek mRNA będzie już stosowana coraz częściej.
Tak, te szczepionki są bezpieczne. Nie tylko szczepionki przeciw wirusowi SARS-Cov-2. Szczepionki to po prostu z natury bezpieczna technologia.
Posłużę się prostym porównaniem z innymi lekami. Lek utrzymuje się w organizmie nie tylko przez godziny po przyjęciu dawki. Niektóre leki są stosowane przez wiele lat i często akumulują się w organizmie, co może prowadzić do różnych niepożądanych reakcji. Zazwyczaj jednak, dzięki badaniom klinicznym prowadzonym w trakcie rejestracji leków, korzyści z ich stosowania przeważają nad ewentualnymi szkodami dla pacjenta. Szczepionka tym różni się od typowych, przyjmowanych przez określany czas leków, że pojawia się w organizmie na bardzo krótko. Zazwyczaj jest to czas liczony w dniach lub tygodniach. W przypadku szczepionek mRNA jest to ok. 2 tygodni. Po tym czasie jedyne, co zostaje po szczepionce w organizmie, to pamięć immunologiczna. Nie pozostają zatem żadne substancje, które mogłyby wywoływać jakiekolwiek długofalowe skutki.
Co ważne, pamięć immunologiczna pojawia się w sposób naturalny, bez ryzyka szkód, jakie wywołuje patogen, na który ma uodpornić szczepionka. Przekładając to na potoczny język: organizm otrzymuje informację: „Tak wygląda groźny patogen. Trzeba wytworzyć ciała odpornościowe, aby się przed nim bronić”. Mechanizm powstawania pamięci jest więc praktycznie identyczny, jak w przypadku zainfekowania patogenem. Jedyną różnicą jest to, że zainfekowanie patogenem może być niebezpieczne, a przy podaniu szczepionki nie ma tego ryzyka. Co ciekawe, czasami organizm wytwarza bardziej skuteczną odpowiedź immunologiczną po podaniu szczepionki, niż po zainfekowaniu patogenem, co obserwujemy na przykład w przypadku szczepionek przeciw SARS-CoV-2.
Jednak informacje na temat zagrożeń, które niesie szczepienie, mogą przerażać.
Dotykamy bardzo ważnej rzeczy – stosowanego w tych przekazach języka. Język naukowy jest nieco inny niż język potoczny. Niektóre słowa dla naukowca znaczą zupełnie coś innego niż dla laika. Niestety, często te właśnie różnice w rozumieniu słów służą osobom, które chcą siać zamęt i straszyć innych. Zostałem kiedyś zapytany, czy mogę wykluczyć, że po szczepieniu nie pojawią się skutki uboczne. Oczywiście, że nie mogę wykluczyć! Jednak, jak zwykle, diabeł tkwi w szczegółach. To, że nie mogę wykluczyć, że coś się wydarzy, nie oznacza, że prawdopodobieństwo takiego wydarzenia jest wysokie. Jako naukowca interesuje mnie porównywanie prawdopodobieństwa zdarzeń. I jeżeli z takiego porównania wychodzi mi na przykład, że prawdopodobieństwo śmierci z powodu danej choroby jest 10 000 razy większe niż prawdopodobieństwo poważnych powikłań po szczepionce przeciwko tej chorobie, to będę rekomendował szczepienie. Poprę to może innym przykładem: statystycznie jest możliwe, że długopis leżący na stole sam z siebie podskoczy, jeżeli wszystkie jego atomy jednocześnie poruszą się w tym samym kierunku. Prawdopodobieństwo, takiego zdarzenia jest ekstremalnie niskie. Ale wykluczyć tego nie można, prawda? I już mamy pole do manipulacji i wmawiania ludziom, że długopisy potrafią same z siebie skakać… Ktoś chciał usłyszeć, że istnieje taka możliwość i manipuluje tym słowem, nie wyjaśniając, jak bardzo jest to prawdopodobne.
W szczepionkach znajdują się niebezpieczne substancje.
I to jakie! Na przykład w niektórych szczepionkach znajduje się glin (czyli aluminium). Niektórzy wykorzystują ten fakt do straszenia „chemią” w szczepionkach. Ale dokładnie ten sam pierwiastek, w o wiele wyższym stężeniu, znajduje się też w mleku matki. Jeszcze nie słyszałem, żeby karmienie piersią było niebezpieczne dla noworodka. Przeciwnie, uważamy, że nie ma nic lepszego, nad pokarm matki.
To jeszcze nic! W szczepionkach czasami jest formaldehyd! Brzmi strasznie, prawda? Jednak kto, oprócz naukowców i lekarzy, wie, że związek ten jest naturalną substancją, produktem przemian chemicznych w komórkach naszego ciała? Występuje w nich w o wiele większym stężeniu, niż w szczepionce! Co więcej, sporą dawkę formaldehydu, znacznie większą niż w szczepionce, przyjmujemy zjadając na przykład gruszkę.
Dlaczego więc boimy się tych substancji, które w szczepionce pełnią ważne role, ale są tam w bardzo niskim stężeniu, bez jakiekolwiek wpływu na zdrowie? Odpowiedzią znowu jest niestety manipulacja obecna w przekazach przeciwników szczepień, tym razem polegająca na straszeniu „chemią”. W takich sytuacjach lubię przytaczać przykład botoksu, który wiele pań wykorzystuje jako środek kosmetyczny poprawiający urodę. Tymczasem botoks to nic innego jak roztwór toksyny botulinowej, najsilniejszej trucizny znanej ludzkości. To, że owe panie żyją po nawet wielokrotnym wstrzyknięciu owej toksyny wynika z faktu znanego już starożytnym, że „dawka czyni truciznę”. Innymi słowy, aby dana substancja nam zaszkodziła, musimy przyjąć jej odpowiednią ilość. W szczepionkach znajduje się zdecydowanie zbyt mało owych substancji aby wywołały jakąkolwiek negatywną reakcję, nawet przy wielokrotnym podaniu.
Jeszcze w latach osiemdziesiątych XX wieku nie bano się szczepień. Dlaczego to się zmieniło?
W 1998 roku doktor Andrew Wakefield opublikował w czasopiśmie naukowym „The Lancet” artykuł o związku szczepionki przeciwko śwince, różyczce i odrze (MMR) z występowaniem u dzieci autyzmu. Dzisiaj już wiemy, że jego artykuł był sponsorowany przez osoby chcące zdyskredytować tę szczepionkę i opierał się na przeinaczonych faktach, albo, mówiąc wprost, na kłamstwie. Wszystkie przeprowadzone rzetelnie, zgodnie z EBM (medycyna oparta na faktach, ang. Evidence Based Medicine) badania potwierdziły, że nie ma żadnego związku między występowaniem autyzmu i podaniem szczepionki. Potwierdziły to nawet badania sfinansowane przez przeciwników szczepień. Jednak ten jeden artykuł sprawił, że pojawiły się ruchy antyszczpionkowe. Lawina ruszyła i trudno ją zatrzymać. Rozsądne argumenty ludzi, którzy rozumieją, jak działają szczepionki, nie działają.
Andrew Wakefield został pozbawiony prawa wykonywania zawodu. Coś, co dla rozsądnie myślącego człowieka powinno być wskazówką, że człowiek ten nie jest godzien zaufania. Paradoksalnie utwierdziło to niektórych w przekonaniu, że stało się tak przez ogólnoświatowy spisek firm farmaceutycznych produkujących szczepionki.
Szczepiąc się przeciw SARS-CoV-2 możemy wybrać jedną z kilku dostępnych szczepionek. Czy któraś z nich jest lepsza?
Do ich wytworzenia wykorzystywane są różne technologie, jednak poziom ochrony przed patogenem jest podobny. Trzeba pamiętać, że szczepionka nie chroni w stu procentach przed zachorowaniem oraz przenoszeniem wirusa. Chroni jednak prawie w stu procentach przed ciężkim przebiegiem choroby i hospitalizacją.
W pewnym momencie pojawiły się doniesienia, że Astra Zenaca wywołuje zakrzepicę. Jak tu się więc nie bać?
Zakrzepicę może wywołać przede wszystkim wirus Sars-Cov-2. I, co ciekawe, ryzyko pojawienia się zakrzepicy po infekcji wirusem jest o wiele wyższe niż po szczepieniu. Więcej, statystycznie bardziej prawdopodobne jest, że pojawi się zakrzepica po locie samolotem, przyjęciu niektórych leków, itp. Co ciekawe, nie zniechęca to ludzi do podróży czy stosowania się do wskazówek lekarza odnośnie stosowania przepisanych leków. Dlaczego więc właśnie przyjęcie szczepionki tak bardzo niektórych przeraża? Zapewne jest za to odpowiedzialna pewna właściwość naszego mózgu. Lot samolotem, stosowanie leków stały się dla nas czymś naturalnym, oswojonym. Nowy wirus i pojawienie się szczepionki są czymś nowym, nieznanym. Jak jest to nieznane, to może lepiej się wstrzymać? Zobaczyć, czy inni przejdą szczepienie bezpiecznie? Taka jest ludzka natura.
Ryzyko jednak jest. Niskie, ale istnieje.
Oczywiście. Każde działanie niesie ryzyko. Wyjście z domu i jazda samochodem to ryzyko wypadku. Wstanie z łóżka to ryzyko złamania nogi. Ale siedzenie ciągle w fotelu też obciążone jest pewnym ryzykiem, np. pojawienia się problemów ze strony układu sercowo-naczyniowego. Przyjęcie szczepionki nie jest obciążone większym ryzykiem niż większość innych czynności podejmowanych przez człowieka każdego dnia, za to znacząco zmniejsza inne ryzyko: ryzyko ciężkiej choroby, śmierci naszej lub naszych najbliższych.
Można usłyszeć, że szczepionka przeciw SARS-Cov-2 wywołuje raka.
Ja też o tym usłyszałem. I przyznam, że jako genetyk długo się zastanawiałem, jak ktoś na to wpadł. Nie znam mechanizmu, który miałby to powodować. Zgłębiłem nieco temat. Podobno cząsteczka mRNA ze szczepionki miałaby wbudowywać się w DNA komórki. Problem polega na tym, że w każdej komórce człowieka są dziesiątki tysięcy cząsteczek mRNA, które chemicznie praktycznie nie różnią się od tej ze szczepionki. Dlaczego akurat ten niewielki fragment mRNA wirusa, nawet nie sam wirus, miałaby się gdzieś wbudować, podczas gdy inne cząsteczki, których jest o wiele więcej, nigdzie się nie wbudowują?
I tutaj trochę znów postraszę. Istnieją wirusy, które faktycznie wbudowują się w DNA naszych komórek. Prawdę mówiąc, znacząca część naszego materiału genetycznego składa się właśnie z różnego rodzaju wirusów, które wbudowały się w niego w toku ewolucji. Jeden z tych wirusów w dość ciekawy sposób zmienił funkcjonowanie organizmów Homo Sapiens. Pojawienie się go w naszym genomie zwiększyło przeżywalność płodów ludzkich w macicy. Nie stało się to u innych naczelnych, ale u nas już tak. Takie niewielkie udoskonalenie ewolucyjne. Jednak w tym przypadku nie mieliśmy do czynienia z jakimś niewielkim fragmentem wirusa, ale całym wirusem wyposażonym w odpowiedni aparat genetyczny, którego w szczepionce po prostu nie ma. No i wymagało to setek tysięcy lat ewolucji.
Jak to podsumować? Niestety brak dogłębnej wiedzy sprzyja szerzeniu się teorii spiskowych, które łatwo się rozprzestrzeniają wśród ludzi, którzy zwyczajnie się boją. Takimi ludźmi łatwo jest manipulować.
Czy wszyscy powinni się zaszczepić?
Tak! Każdy, kto nie ma przeciwskazań powinien się zaszczepić. Ostatnio słyszę, że dzieci nie powinno się szczepić, bo są bezpieczne. Nie jest to prawda. Kolejne mutacje wirusa są coraz bardziej niebezpieczne właśnie u coraz młodszych pacjentów. Trzeba też pamiętać, że dzieci mają kontakt z osobami starszymi. Nawet jeśli łagodnie przechodzą chorobę, roznoszą patogen.
Pan się zaszczepił?
Tak. Ja i cała moja rodzina.
Kampania Ostatni dzwonek!
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS