Połączeni pasją
Tomasz Poraj, Krzysztof Tomiak, Jakub Rajda i Rafał Zalewski poznali się w trakcie górskich wypraw. Wówczas dla każdego z nich wycieczki były rozrywką i oderwaniem od codzienności.
– Moja przygoda z górami rozpoczęła się od Tatr. Wiadomo, że zaczynałem od najprostszych szlaków. W trakcie jednej z wypraw poznałem chłopaków. Wpadliśmy na pomysł, żeby wybrać się razem do Gruzji. Wtedy nie udało się jednak wejść na szczyt, bo jeden z kolegów miał problemy zdrowotne. Była to jednak nasza pierwsza wyprawa, do której musieliśmy się poważnie przygotować. Chcieliśmy wyrwać się z miasta, odpocząć – wyjaśnił Tomasz Poraj. – W 2020 roku postanowiłem powrócić na niezdobyty szczyt, ale w związku z pandemią nie można było wylecieć do Gruzji. Chłopaki wpadli więc na pomysł, żeby przejść Główny Szlak Beskidzki. Wtedy też pojawiła się myśl, aby połączyć pasję z celem dobroczynnym – dodał.
Grupa przyjaciół przejdzie ok. tysiąca kilometrów, żeby pomóc chorej Zosi z Chorzowa
Podczas wyprawy na mierzący 520 km Główny Szlak Beskidzki przyjaciele zbierali pieniądze na rehabilitację chorego Karola. Akcja się udała – zebrano ponad 20 tys. zł. Rok później celem wyprawy był nieco krótszy, za to dużo trudniejszy szlak wiodący Karpatami ukraińskimi (340 km). Wówczas przejście było połączone z akcją na rzecz chorej Karolinki. Udało się wtedy zebrać ponad 25 tys. zł.
– Ukraińskie góry były już całkiem inne. Nie było tak dużo schronisk i sklepów do zaopatrzenia. Zdecydowanie było więc bardziej „dziko” i trzeba było dużo więcej nosić w plecaku. Ukraińska trasa była kontynuacją Głównego Szlaku Beskidzkiego i Łuku Karpat, a jej następstwem będzie kolejny odcinek prowadzący przez Rumunię – powiedział. – Podczas takich wypraw liczy się wytrwałość, ale także umiejętność współpracy. Idąc razem przez miesiąc i podejmując cały czas wspólne decyzje, które nie zawsze wszystkim się podobają, trzeba potrafić funkcjonować w grupie – zaznaczył.
Ponad tysiąc kilometrów w 25 dni
Podczas swojej trzeciej wyprawy charytatywnej, która rozpocznie się już 5 sierpnia, przyjaciele przemierzą kolejny odcinek Łuku Karpat. Tysiąc kilometrów na ponad 30-tysięcznym przewyższeniu planują przejść w 25 dni i dotrzeć do Rumunii.
– Ten odcinek jest zdecydowanie najtrudniejszy z dotychczasowych. Przede wszystkim ze względu na dystans – ponad tysiąc kilometrów. W dodatku liczymy na podobne warunki jak w Ukrainie. Tam figla spłatała nam pogoda. Przez pierwsze pięć dni padało, a do tego nie było schronisk, w których moglibyśmy się choć trochę wysuszyć. Główny Szlak Beskidzki przeszliśmy w dwa tygodnie, a odcinek w Ukrainie w jedenaście dni. Mamy więc już wypracowane swoje tempo – średnio 40 km dziennie – ocenił Tomasz Poraj.
Na spotkanie z niedźwiedziem
Wyprawa zostanie zrelacjonowana w mediach społecznościowych. Zainteresowani będą mogli śledzić relację na profilach „Górskie Szlaki z Aparatem” oraz „Kilometry dla Zosi – Rumunia” utworzonych na Facebooku.
Grupa przyjaciół przejdzie ok. tysiąca kilometrów, żeby pomóc chorej Zosi
– Do wypraw na pewno musimy się przygotować fizycznie i sprzętowo. Wiadomo, że kluczowa jest waga plecaka. Musimy mieć jak najlżejsze rzeczy, bo to pomaga przejść trasę w dużo krótszym czasie. Ja jestem z całej czwórki najbardziej dociążony, trochę na własne życzenie, bo robię zdjęcia. Aparat, statyw i pozostały sprzęt dodają więc kolejnych kilogramów. Dzięki temu możemy jednak tę wyprawę zrelacjonować – stwierdził Tomasz Poraj. – Przewidujemy, że w Rumunii czekają nas bliższe spotkania z niedźwiedziami, bo jest ich tam chyba najwięcej w Europie. Z założenia nie mają one potrzeby, by nas atakować. Z tego co zdążyłem się dowiedzieć, niedźwiedź może nas zaatakować tylko w dwóch sytuacjach: kiedy go obudzimy lub gdy wejdziemy pomiędzy młode a matkę. Nie mam więc tak wiele obaw, jak niektórzy z naszej grupy, którzy mówią o tym już od początku roku. Wręcz nie mogę się doczekać, bo jeszcze nigdy w życiu nie widziałem niedźwiedzia – dodał.
„Laleczka z saskiej porcelany” potrzebuje pomocy
Bohaterką tegorocznej wyprawy jest niespełna dwuletnia Zosia nazywana „Laleczką z saskiej porcelany”. Zosia urodziła się w Chorzowie w 2020 roku – a więc wtedy, kiedy czwórka przyjaciół wyruszała na swoją pierwszą wyprawę charytatywną. Dziewczyna urodziła się z nieuleczalną chorobą – wrodzoną łamliwością kości. Aby Zosia mogła zacząć chodzić, musi przejść przez operacje wszczepienia prętów, które zabezpieczą jej kości przed złamaniami. Operacje te muszą być powtarzane cyklicznie, aż do momentu, w którym Zosia przestanie rosnąć.
– Zosia cały ból związany z rehabilitacją, operacjami i złamaniami bierze na siebie, a my jedynie możemy wesprzeć ją finansowo. Dziewczynka jest moją sąsiadką, więc znam ból jej i jej rodziców. Udało nam się też pozyskać głównych partnerów akcji – firmy Wefox i Unext. Wszystkie uzyskane z datków pieniądze zostaną przekazane fundacji – wyjaśnił Tomasz Poraj.
Osoby zainteresowane wsparciem akcji „Kilometry dla Zosi” mogą wpłacić datki na utworzoną w tym celu zrzutkę.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS