A A+ A++

A co o nastrojach pracodawców mówią wam dane z Pracuj.pl?

Liczba ofert pracy stabilizuje się, a dynamiki wypłaszczają – trudno porównywać dzisiejszą sytuację do ubiegłego roku, który był wynikiem popandemicznego odbicia i hurraoptymizmu. Dzisiejszy rynek pracownika to pokłosie także tego, co nastąpiło po kryzysie z 2008 roku. Wtedy mnóstwo tzw. niebieskich kołnierzyków straciło pracę, postanowiło się przebranżowić, zostając na przykład kurierami, i już nie wróciło do fabryk, gdy koniunktura się zmieniła. Dodatkowo w Polsce brakuje nie tylko wykwalifikowanych pracowników, ale także tych do podstawowych zadań, których nie da się zautomatyzować. I to brakuje na dużą skalę, ponieważ w ostatnich latach wiele zagranicznych firm inwestowało nad Wisłą, przenosząc tu swoje moce produkcyjne, a jednocześnie polscy pracownicy masowo emigrowali na Zachód. A na to wszystko nałożył się zapoczątkowany w czasie pandemii trend The Great Resignation. Ludzie szukają nowej pracy, ponieważ jest to dla nich najprostszy sposób na uzyskanie wyższego wynagrodzenia. W swojej firmie słyszą: „Nie dostaniesz podwyżki, ponieważ jest wysoka inflacja i nadciąga kryzys”. Dlatego idą tam, gdzie od początku w grę wchodzi wyższa stawka. Jak widać, sytuacja nie jest zero-jedynkowa. Na pewno odczujemy pewne spowolnienie, ale w mojej opinii wielki kryzys na rynku pracy w najbliższym czasie nas nie czeka.

Ukraińcy nie zmienili układu sił na polskim rynku pracy? Nie rozbroili bomby demograficznej?

Migrację ludzi trzeba odpowiednio zinterpretować. Owszem, od początku wojny prawie 7 mln Ukraińców przybyło do Polski, ale jednocześnie ponad 5 mln stąd wyjechało. Wśród przyjezdnych dominują kobiety i dzieci, które nie są w stanie zasypać luki w branżach produkcyjnych i budowlanych, a z nich z kolei ubyło mnóstwo mężczyzn, ponieważ pojechali walczyć do swojego kraju. W tej kwestii jest jeszcze wiele dodatkowych aspektów, które warto brać pod uwagę. Widzimy na przykład w Polsce spory napływ ludzi z Białorusi, ale też innych kierunków, takich jak Gruzja czy Pakistan. Pozostaje także kwestia rosyjska – ludzi, którzy uciekają przed reżimem. Jednocześnie Polska staje się wiodącym graczem, a może nawet liderem na międzynarodowym rynku specjalistów IT, których wciąż brakuje.

Feliks „Papa” Stamm mawiał, że w boksie nie ma odpornych na ciosy, są tylko źle trafieni. Przełóżmy to na rynek pracy – które branże skończą na deskach, a które będą mieć szczęście?

Najmocniej oberwą sektory energochłonne. Jeśli właściciel firmy produkcyjnej albo sklepu musi się mierzyć z gwałtownym wzrostem cen energii, a jednocześnie ma trwały problem z niedoborem pracowników, to nie uniknie problemów. Firmy z tradycyjnych sektorów będą cierpieć. Ale jestem optymistą. To prawdopodobnie pierwszy kryzys, w czasie którego uda się uniknąć masowych tragedii ludzkich. Uratuje nas nowa ekonomia. Dziś ludzie coraz częściej wybierają przebranżowienie, mogą zostać programistami czy jakże potrzebnymi specjalistami od user experience. A firmy technologiczne poczują kryzys i spadek popytu wewnętrznego, ale nie przestaną rosnąć – co najwyżej trochę zwolnią. Start-upom będzie ciężej o kapitał, ale fundusze venture capital dalej będą w nie inwestować, ponieważ na tym polega ich biznes. Branża e-commerce nie będzie galopować jak w czasie pandemii, ale pozostanie szybko rozwijającym się sektorem. A jest też kilka gałęzi technologicznych, które przeżywają bonanzę, jak na przykład HRtech. Rozkwit start-upów z tego sektora bierze się stąd, że HR przez lata był najbardziej zaniedbanym obszarem zarządzania firmą. Zmieniły się finanse, zmieniła się sprzedaż, ale zarządzanie zasobami ludzkimi dopiero teraz przeżywa swój czas.

Nie boisz się, że wobec zbliżającego się kryzysu firmy zetną wydatki na technologie do HR? Teoretycznie automatyzacja służy do obniżania kosztów, a nie obciążania cash flow, ale gdy widmo zapaści zagląda w oczy, nie zawsze podejmuje się racjonalne decyzje.

Na szczęście za sprawą pandemii w firmach wreszcie pojawiła się świadomość, że działy HR muszą się zmienić. Ludzie złapali się na tym, że z jednej strony jest Blik, który pozwala im bardzo wygodnie przesyłać pieniądze, a z drugiej brakuje nawet najprostszych aplikacji, które ułatwiłyby załatwianie spraw kadrowych. I zaczęli domagać się zmian. Zresztą pracodawcy też już widzą, że potrzebują nowoczesnego HR, ponieważ niemal w każdej organizacji wynagrodzenia pracowników stanowią najdroższą pozycję w rachunku zysków i strat. Do tego dochodzi brak rąk do pracy, który jest globalnym wyzwaniem. Na jednym z paneli podczas niedawnego HR Technology Conference w Las Vegas usłyszałem, że w Stanach niedobór pielęgniarek sięga około 40 tysięcy. Połowę z nich być może jeszcze można ściągnąć z innych państw, ale pozostałe braki da się załatwić wyłącznie za pomocą automatyzacji i inwestycji we wzrost produktywności pracy.

A jak ta technologiczna rewolucja w HR wpływa na Grupę Pracuj? Przemysław Gacek, współtwórca i prezes firmy, powiedział kiedyś, że w branży technologicznej modele biznesowe wyczerpują się po pięciu latach. Wy już dość długo jesteście platformą łączącą pracodawców z pracownikami.

czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolacy zapragnęli wejść do strefy euro. Sprawdzamy, czy to się w ogóle opłaca
Następny artykułMedia: Barcelona szykuje hit transferowy. By wrócić do światowej czołówki