A A+ A++

Czy decyzja o powrocie jest trudna?

– Zawsze jest trudna, ale wiele zależy od tego, czy jest podejmowana w sposób zaplanowany i przemyślany, czy spontaniczny. Wiadomo, że jeżeli ma się dzieci i planuje się zatrudnienie w Polsce, to trzeba się do tego przygotować. Tak samo, jak warto byłoby się przygotować do wyjazdu. Niestety bardzo dużo wyjazdów po rozszerzeniu Unii Europejskiej, ale też później, było spontanicznych. I część powrotów też jest spontanicznych. Ale oczywiście część migrantów wraca do Polski, bo taki od początku był plan. Wyjeżdżali na jakiś czas po to, żeby zrealizować jakiś kontrakt albo zarobić określoną sumę pieniędzy.

Co przywożą do kraju po tych kilku latach na emigracji?

– Jeśli wyjechali, żeby zarobić, to przywożą przede wszystkim materialne zasoby, czyli pieniądze. Średnio wracają z oszczędnościami w wysokości kilku tysięcy euro. Ale to nie wszystko. Ci, którzy na emigracji nie byli skoncentrowani tylko na powiększaniu zasobów finansowych, przywożą nieformalny kapitał ludzki.

Czyli?

– Kompetencje miękkie, społeczne, interpersonalne, techniczne, manualne. Bez względu na to, z jakiego kraju wracają, mają znacznie większe kompetencje społeczne oraz są bardziej zadowoleni z pracy i z życia niż osoby, które nigdy nie podjęły pracy za granicą. Ten kapitał ludzki jest nieformalny i niecertyfikowany. Bardzo trudno go zdiagnozować, ale on istnieje i jest bardzo ważnym zasobem na rynku pracy. Nie wiem, czy nie ważniejszym niż pieniądze, które spływają do Polski. Niestety bardzo niedocenianym.

Czego ci migranci nauczyli się w czasie pobytu za granicą?

– Najczęściej kompetencji językowych, tzn. komunikacji, myślenia w języku obcym. Ale także pracy w grupie i większej odporności na stres. I nabyli przeświadczenie, że jakość życia i zadowolenie z pracy są niezwykle istotne.

Jak mogą wykorzystać te umiejętności na polskim rynku pracy?

– Tu pojawia się problem, bo niestety pracodawcy często nie chcą płacić za tzw. kompetencje miękkie, ale także nie mają narzędzi i możliwości by je diagnozować. Wiele osób wracających do Polski ma trudności na rynku pracy. Słyszą: „Wyskoczyłeś ze swojego zawodu, przez pięć, sześć, siedem lat robiłeś coś innego. Zobacz, twoi koledzy ze studiów dzisiaj są menedżerami”. On mówi: „Bardzo dużo się w życiu nauczyłem. Jestem w stanie podjąć ryzyko, jestem mobilny. Żyłem w społeczeństwie wielokulturowym. Zyskałem odporność na stres”. Tu pada pytanie: „A masz jakiś certyfikat?” No nie. W Polsce dyplom wciąż jest ważniejszy niż kompetencje miękkie, wciąż panuje przeświadczenie, że umiejętności potwierdzają dyplomy, certyfikaty i stopnie. Polki i Polacy, którzy powracają z migracji to niewykorzystany potencjał polskiego rynku pracy. U polskich pracodawców wyczuwa się niechęć przed zatrudnianiem migrantów powrotnych.

Skąd ta niechęć?

– Z obawy przed wyższymi oczekiwaniami płacowymi oraz wygórowanymi oczekiwaniami dotyczącymi środowiska pracy. Kiedy Polki i Polacy wracają, słyszą: wyskoczyliście z zawodu. A oni mówią: „Nie, byliśmy kilka lat poza polskim nurtem, ale rozwijaliśmy w tym czasie inne kompetencje. I może przekierujemy swoją drogę zawodową, na przykład w stronę usług, obsługi klienta, administracji”. To jest pewien paradoks, bo z jednej strony pracodawcy tego wszystkiego oczekują, ale nie rozumieją procesów, które zaszły na zawodowych ścieżkach migrantów. Nie chcą za to dodatkowo płacić. A do tego dochodzą trudne relacje w środowisku pracy, bo w wielu polskich firmach nadal panują feudalne stosunki. Tymczasem migranci są przyzwyczajeni do egalitarnego, autonomicznego miejsca pracy. Do miejsca pracy, w którym mają poczucie sensu. Więc myślą: to może założę własną działalność gospodarczą? Mają oszczędności, coś chcą z nimi zrobić.

Pytanie tylko co?

– To zależy od tego, gdzie wrócili i jakie mają możliwości? Jeżeli wrócili do miejsca, z którego wyjechali, do małego miasta czy wsi, to nie pozostaje im nic innego, jak tylko założyć bar, salon kosmetyczny, salon tatuażu, second hand, kebab czy coś innego. To nie daje pełnej możliwości rozwoju zdobytych za granicą kompetencji, a do tego jeszcze jest zderzenie z systemem.

Czyli?

– Przedsiębiorczość to stan umysłu: chcę coś zrobić, chcę wziąć życie w swoje ręce, chcę stworzyć miejsce pracy dla siebie, a być może także dla innych. Tu się rodzi problem, bo przywiozłam jakieś oszczędności, średnio kilka tysięcy euro, ale zazwyczaj są za małe, żeby tę działalność gospodarczą otworzyć. Co mam zrobić? Nie mogę aplikować o różnego rodzaju wsparcie, muszę pójść do urzędu pracy i się zarejestrować jako osoba bezrobotna. Nie każdy chce mieć w CV bezrobocie.

Po co to bezrobocie?

– Żeby mieć dostęp do jakichkolwiek pieniędzy na działalność gospodarczą z Funduszu Pracy, czy z Europejskiego Funduszu Społecznego, to trzeba być zarejestrowanym jako osoba bezrobotna. W Wielkiej Brytanii firmę można zarejestrować przez Internet, ale w Polsce się zaczynają schody, wszystko trzeba załatwiać w urzędzie. Nic dziwnego, że migrantom trudno jest odnaleźć się na rynku pracy, zaakceptować panujące tu zasady. Nie bardzo mają jak wykorzystać przywiezione do kraju kompetencje.

To brzmi jak historia o rozczarowaniu.

– Trochę tak. Nie wszystkich, bo część jednak zakłada biznesy, części się udaje, część decyduje się zarejestrować w urzędach pracy, część szuka pracy w większych miastach. Wiem, że jeżeli migrant wróci do większego miasta, to ma szansę wykorzystać swoje kompetencje, zwłaszcza językowe, komunikacyjne, pracy w zróżnicowanych zespołach. Ale przekaz dla polskiego rynku pracy musi taki: nie traćmy tego kapitału. Musimy coś zrobić, żeby zmienić nastawienie pracodawców. Im więcej czasu upływa od powrotu danej osoby do Polski, tym trudniej wykorzystać i przenieść jej umiejętności do firm i pracujących w nich zespołów.

Co można zrobić?

– Od lat mówimy o zmianie kultury organizacyjnej i etyki pracy. To się nie zadzieje przez noc, choćby dlatego, że efekt feudalizmu nadal jest obecny w wielu obszarach polskiego społeczeństwa. Ale doceńmy tych migrantów. Nawet jak mamy im zapłacić trochę więcej, to doceńmy, a nie składajmy pustych deklaracji: „potrzebuję pracownika z językiem angielskim”. Ten człowiek przyjeżdża z biegłą znajomością języka angielskiego i nie ma gdzie jej wykorzystać, bo na co dzień w niewielu polskich miejscach pracy się wykorzystuje język angielski. Starajmy się też pamiętać, że migrantowi po tych kilku latach z dala od Polski nie jest łatwo. Ale ma coś, co może wnieść do nowego miejsca pracy – świeże spojrzenie, nowe kompetencje. Niestety w wielu firmach jest takie myślenie: jak przyjedzie człowiek zza granicy, to go nie zatrudnię jako menedżera, bo będzie dla mnie zagrożeniem. Łapiemy się w spiralę braku otwartości na innowacyjność i w efekcie stracimy ten kapitał. A migranci to szansa, żeby miejsca pracy przekształcać, rozwijać, zmieniać, wprowadzać innowacyjne rozwiązania. Doceńmy ten kapitał, doceńmy tych migrantów powrotnych.

Nie kusiło pani, żeby migrantom doradzić, by nie chwalili się pobytem za granicą? Może wtedy byłoby im łatwiej?

– Ależ oczywiście. Część w ogóle nie pisała o swoim doświadczeniu, zwłaszcza jak to było poza wykształceniem formalnym. Ci, którzy wrócili i takie doświadczenie mieli, to często w ogóle o tym nie pisali. Bo jak pisali, to pracodawcy, zwłaszcza ci, którzy mieli być bezpośrednimi przełożonymi, odbierali to w taki sposób: „wielki pan zza granicy przyjechał. Będzie miał większe oczekiwania finansowe”. Doświadczenie migrantów nie jest doceniane.

Czy sami migranci popełniają jakieś błędy? Czy coś mogliby lepiej przygotować, jakoś się do polskiego systemu dopasować?

– Tylko po co się dopasowywać? Właśnie o to chodzi, że wtedy nigdy nic nie zmienimy. Wielu Polaków mówi, że bardzo nie lubi swojej pracy. Cieszą się: „piątek, piąteczek, piątunio”, bo wreszcie jest weekend. Używamy konceptu równowagi między pracą a życiem, jakby praca nie była elementem życia. Komisja Europejska podejmuje działania, żeby wesprzeć ten ruch powrotny, bo zależy jej na równoważeniu rynków pracy i mobilności zasobów pracy. Mówimy migrantom: przygotuj się do powrotu, odbywaj rozmowy rekrutacyjne jeszcze przed powrotem, miej świadomość swojego nieformalnego kapitału ludzkiego, zastanów się, co się w tobie zmieniło. Pomaga bardzo proste pytanie: co przywiozłeś zza granicy lub co nabyłeś za granicą obok pieniędzy? Wtedy dopiero człowiek zaczyn proces myślowy. Nie zawsze umie to nazwać, stąd ważna jest rola doradcy zawodowego. Kolejna rzecz – weź od swojego pracodawcy, menedżera, team lidera, list rekomendacyjny. Niech napisze, że pracowałeś w zespole wielokulturowym, poprawiłeś zdolności komunikacyjne i rozwinąłeś miękkie kompetencje. Wystarczy jedno lub dwa zdania. Nie odkładaj tego na czas po powrocie do Polski, bo kontakty ci się rozluźnią. Zrób to, jak jeszcze jesteś za granicą. Nawet jak pracowałeś w Starbucksie, w fabryce, czy w H&M stałeś i obsługiwałeś klienta – twoje doświadczenia mają znaczenie.

Co jeszcze można zrobić?

– Przygotuj sobie krótkie resume na jedną stronę – esencjonalnie i dłuższe CV. Bardzo ważny jest proces uświadomienia sobie, czego się na emigracji nauczyliśmy. Zawsze zachęcam do takiego ćwiczenia: wyobraź sobie, że wychodzisz z siebie i kogo dzisiaj widzisz? W porównaniu z tą osobą sprzed wyjazdu za granicę. Zastanów się, co teraz masz? Jeżeli ty nie będziesz umiał sprzedać swoich kompetencji miękkich, to nikt ich nie kupi.

*Prof. dr hab. Izabela Grabowska, socjolożka i ekonomistka z Akademii Leona Koźmińskiego.

Czytaj też: Jak żyją Polacy w Norwegii? „Wiedzą, że istniejemy, mniej ważne jest, na jakich zasadach to funkcjonuje”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
1
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDarmowe gry na Steam i Free-to-Play – nowości na luty 2022
Następny artykułPGG dostała pierwsze pieniądze na likwidację kopalń. Na pomoc publiczną nie zgodziła się Bruksela