A A+ A++

Mariusz Książek: Przede wszystkim chciałbym dokonać rozróżnienia pojęć. Jeśli pracę zdalną rozumiemy jako całkowite zrezygnowanie ze spotykania się w biurze i zamknięcie się w domu, to uważam, że nie jest to dobre rozwiązanie, mimo że w niektórych branżach trudno od niego uciec. Jeśli jednak pracę zdalną rozumiemy jako element pracy hybrydowej, kiedy część czynności wykonuje się w biurze, a część poza nim, to już inna sprawa.

A w pańskich firmach istnieje możliwość takiej hybrydowej pracy?

Oczywiście, że tak. W sytuacji, gdy twoje aktualne zadanie wymaga pracy w skupieniu i lepiej wykonasz je w domu, gdzie nikt ci nie przeszkadza, to jest to bardzo racjonalne rozwiązanie. Jeśli mi pan powie, że tekst dużo lepiej pisze się poza redakcją, w której jest mnóstwo bodźców i tzw. rozpraszaczy, to nie widzę problemu. Podobnie jest z informatykiem, który ma za zadanie napisać jakiś kawałek kodu, czy np. z prawnikiem, który musi popracować nad umową. Czy zrobi to zamknięty u siebie w gabinecie w biurze, czy w domu, nie ma wielkiego znaczenia. Jeśli chce mi pan jednak powiedzieć, że prowadzenie całkiem wirtualnej redakcji, gdzie nikt nigdy się ze sobą bezpośrednio nie spotyka, jest dobrym pomysłem, to już miałbym wątpliwości. Przecież musicie robić jakieś kolegia, gdzie odbywa się dyskusja i trwa burza mózgów. Robić to wszystko przez Skype’a czy Teamsy? To nie jest dobry pomysł.

Pracę zdalną traktuje pan więc jako zło konieczne.

Problem z nią jest taki, że trudno ocenić, na ile jest bardziej wydajna od pracy stacjonarnej, o czym sporo się mówi. Pamiętam, że na początku pandemii, w 2020 r., pojawiły się badania prof. Nicholasa Blooma ze Stanforda, z których wynikało, że w domu jesteśmy o 9 proc. bardziej efektywni niż w biurze. Dotyczyło to co prawda nie czystej pracy zdalnej, ale hybrydowej. Nurtuje mnie jednak, jak to jest badane. Czy to kwestia deklaracji, czy też istnieje jakiś miernik rzeczywistych efektów pracy, które są przecież całkiem inne w różnych zawodach? Brakuje mi rzetelnego opracowania, jak to wygląda po tych trzech latach pandemii. Model pracy się zmieniał: od pełnej izolacji do hybrydy z coraz większym udziałem pracy w biurze. W którym momencie pracownicy okazali się najbardziej efektywni. Pan to wie?

Również nie znam takiego badania. Niemniej wydaje mi się, że kontestowanie modelu pracy zdalnej to luddyzm XXI wieku, opieranie się postępowi.

Jestem od tego jak najdalej. Przedsiębiorca musi być realistą. Jeśli działasz w branży IT – a jestem m.in. udziałowcem firmy Antal, która wynajmuje informatyków – to musisz dać swoim ludziom możliwość pracy z domu. Inaczej nie będą chcieli dla ciebie pracować. To jest nieco szerszy aspekt odpowiedniej oferty zatrudnienia w stosunku do tego, jakie mamy możliwości i jak wygląda rynek pracy. Są różne wyliczenia i statystyki, ale w branży IT deficyt pracowników szacuje się na 40 do 100 tys. osób, podczas gdy co roku studia o tym profilu kończy 14 tys. osób. To jakie mamy wyjście? Konkurencja jest duża, tym ludziom trzeba więc dać i dobrą płacę, i dobre warunki pracy. Ważniejsze, że od jakiegoś czasu zjawisko to dotyczy już nie tylko branży IT. Na przestrzeni ostatnich kilku lat przeszliśmy bowiem od rynku pracodawcy do rynku pracownika. Nie będziemy się wgłębiać, jaka była tego geneza, ale sytuacja zmieniła się diametralnie na przestrzeni dwóch ostatnich dekad. Zaczynaliśmy od ogromnej nadwyżki rąk do pracy, sięgającej 3,2 mln bezrobotnych, która skurczyła się do 800 tys. osób. To spadek o 75 proc.!

Czytaj też: W co inwestują programiści i na co wydają niebotyczne pensje, których zazdrości im cała Polska?

Rozumiem, że gdy na rynku pracy zasoby gwałtownie się wyczerpują, pracodawcy po latach robią się wreszcie bardziej spolegliwi. Muszą przystać na oczekiwania tych, których zatrudniają, i zgodzić się na to, że nie będą oni spędzać w biurze każdego dnia.

Taka jest pragmatyka działania. To mało popularny temat, ale trzeba zwrócić uwagę, że upowszechnienie pracy zdalnej tworzy też pole do nadużyć. Już wielokrotnie opisywano historie, jak np. informatycy zatrudniali się w kilku firmach naraz, bez intencji pracy na wszystkich tych etatach. Brali po pięć wypłat równolegle, ale pracowali tylko na rzecz jednego pracodawcy. Do pozostałych podchodzili jak Nikodem Dyzma do Leona Kunickiego. Gdy ten ostatni go zatrudnił, Dyzma główkował tylko, ile miesięcznych pensji zdąży odebrać, zanim wszyscy się połapią, że nic nie robi. Jak już rozmawiamy o rynku pracy zdalnej i jej upowszechnianiu, proszę też wziąć pod uwagę, że w Polsce jest ponad 300 tys. tzw. wolnych strzelców. Nie są nigdzie zatrudnieni na stałe, podejmują pracę dorywczą, znacząco uszczuplając grono bezrobotnych. A to grupa ludzi, która pracuje wyłącznie zdalnie i będzie stale rosła. My mamy tego dopiero przedsmak, ale np. w USA w tej tzw. gig economy pracuje już 70 mln osób, przy 131 mln osób zatrudnionych w pełnym wymiarze.

czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułA. Neumann reaguje na słowa wojewody. „Robi nam się pod górkę, mówiąc jaki to mamy wspaniały rząd”
Następny artykułPaulini zaczęli rozbiórkę “szkieletora”. Przez lata straszył pod Jasną Górą