I co teraz? Emerytura biznesowa? Wakacje i pływanie na jachcie?
Kazimierz Śródka, współzałożyciel SRDK Architekci: (śmiech)… Śmieję się, bo faktycznie Dorota w tym roku spędziła 3 miesiące, pływając jachtem. Tyle że urządziła tam sobie biuro, z którego zdalnie pracowała, przemierzając 2,5 tys. mil. Bo my postanowiliśmy wrócić do korzeni i przy okazji sprzedaży Archicomu wydzieliliśmy z niego pracownię projektową. I teraz działamy jako SRDK Architekci Studio Śródka. Zatrudniamy 60 osób, będąc jednym z największych podmiotów na rynku.
D.J.-Ś.: Niewiele biur może się z nami równać doświadczeniem. Po pierwsze, z inwestorami możemy rozmawiać nie tylko jak architekci, ale jak byli przedsiębiorcy, którzy świetnie zdają sobie sprawę, jak ten biznes działa. Wiemy, jak efektywnie zaprojektować osiedle, tak by inwestor na tym skorzystał, ale jednocześnie nie robiąc tego po najprostszej linii oporu. Czyli niekoniecznie wyciskając z danej działki maksymalną ilość PUM-u (użytkowej przestrzeni mieszkalnej nadającej się do sprzedaży – red.), co zawsze odbywa się ze szkodą dla komfortu mieszkających tam potem ludzi i jest ryzykowne, bo inwestor może nie dostać ceny, jaką sobie zakłada. Po drugie nikt na rynku nie ma takiego doświadczenia w tworzeniu dużych wielofunkcyjnych osiedli mieszkaniowych.
Ładnie to brzmi, ale na czym konkretnie polega?
K.Ś.: Przykładem może być Olimpia Port, wrocławskie osiedle dla 10 tysięcy ludzi. Z 26-hektarowej działki wydzieliliśmy tereny zielone o powierzchni 6 hektarów, nie licząc przestrzeni położonej nad rzeką. Chodziło o to, żeby z każdego mieszkania odległość do parku była nie większa niż 150 metrów. Zieleń dosłownie oplotła osiedle, a wszystko połączyły ścieżki rowerowe. Włożyliśmy dużo wysiłku, zabiegając o działki w tym miejscu i je scalając, bo wiedzieliśmy, jaki potencjał daje ta lokalizacja i wielkość tego terenu. Ale jednocześnie, jako deweloperzy, świadomie narzuciliśmy sobie ograniczenia. Uważaliśmy, że cztery kondygnacje są właściwą skalą dla tej lokalizacji, aby mieszkańcy nawiązali relacje społeczne, o które nam chodziło. Dzięki rzadszej zabudowie mieszkania mogły być lepiej nasłonecznione. Dołożyliśmy osiedlowy fitness klub, miejskie rzeźby – i barkę, na której zorganizowaliśmy teatr. Do tego doszło 500-metrowe przedszkole, które wynajmowaliśmy prowadzącemu operatorowi za symboliczną stawkę, dopóki rodzice nie przekonali się do tej placówki.
D.J.-Ś.: Do Olimpii w swoich wystąpieniach nawiązuje Charles Montgomery, kanadyjski urbanista i światowy specjalista od tworzenia „szczęśliwych miast”, podając je za przykład takiej architektury, chyba jako jedynego takiego osiedla z Polski. A jednocześnie Olimpia była jedną z najlepszych inwestycji Archicomu. Mieszkania sprzedawały się tam szybciej i na lepszych warunkach niż na standardowych osiedlach.
Bauhaus w Dessau. Wielu z nas chciałoby żyć w pięknym i funkcjonalnym mieście, pełnym budynków projektowanych przez twórców Bauhausu.To rodzi duże oczekiwania społeczne w stosunku do deweloperów.
Fot.: Thomas Meyer/OSTKREUZ
A jednak deweloperzy są jedną z najczęściej krytykowanych grup przedsiębiorców. Z czego to się bierze?
K.Ś.: Na pewno narosło wokół tego biznesu wiele mitów. Jak ten, że niby mają 40-procentowe marże. Nie ma takich marż na rynku, dba o to konkurencja. Wielu ludziom wydaje się też, że robienie deweloperki jest proste. Tu dobrym przykładem były wrocławskie Nowe Żerniki, czyli modelowe osiedle, które „miało być alternatywą do »produkcji taśmowej« mieszkań generowanych przez rynek – mocno ujednoliconych i nie zawsze jakościowych”. Miasto uzbroiło teren i zaoferowało dla chętnych projekty najlepszych architektów. To było idealna okazja dla tych wszystkich aktywistów, żeby zawiązywali kooperatywy i pokazali, że da się budować taniej i lepiej. Początkowo nawet zainteresowanie było spore, ale ostatecznie zawiązało się raptem 5 kilkuna … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS