A A+ A++

Łukasz Sośniak SJ – Watykan

Przeszukane zostały co najmniej cztery kościoły katolickie w wioskach w diecezji Pathein i jeden w Mandalaj, drugim co do wielkości mieście Birmy. Według źródeł kościelnych wojskowi z bronią w ręku plądrowali zabudowania i sprawdzali okolice cmentarza, wyłamali bramę i pozostawili po sobie poważne zniszczenia. Wcześniej urządzili naloty na kilka innych kościołów katolickich i anglikańskich, m.in. w stanie Kaczin. W kościele baptystów w stanie Szan władze zatrzymały ponad 10 duchownych i pracowników, którzy później zostali zwolnieni. Według jednego z doniesień w jednym z kościelnych budynków przeszukujący go żołnierze oddali kilka strzałów do protestujących, którzy rzekomo wbiegli na teren posesji. Jak wynika z raportu amerykańskiej komisji ds. wolności religijnej łącznie wojskowi splądrowali i zdemolowali ponad 300 kościołów.

Katolicy są oburzeni działaniami wojska, które nie waha się używać broni w świątyniach. Akcje potępili publicznie zarówno przywódcy katoliccy jak i protestanccy. Zdaniem duchownych działania wojska są zemstą za rolę, jaką odegrali chrześcijanie w protestach przeciwko reżimowi. W kościołach wciąż trwają modlitwy o przywrócenie demokracji i pokoju, a wierni dostarczają protestującym żywność i artykuły pierwszej potrzeby.

Do natychmiastowego zaprzestania przemocy i przywrócenia pokoju wezwał po raz kolejny kard. Charles Bo. Przypomniał, że Birma ma już dość rozlewu krwi, a naród od 70 lat nękany jest wojnami domowymi. „Nie podążajmy drogą samozniszczenia. Rany, które powstają w wyniku takich konfliktów, zabliźniają się przez dziesięciolecia” – powiedział metropolita Rangunu.

Prześladowania chrześcijan w Birmie nie są czymś nowym i nie rozpoczęły się wraz z przejęciem władzy przez wojsko. Wyznawcy Chrystusa są mniejszością w tym kraju i stanowią niewiele ponad 6 proc. społeczeństwa pośród buddyjskiej większości. Na obszarach, na których mieszkają chrześcijanie od dziesięcioleci dochodzi do prześladowań, głównie ze strony wojska.

O sytuacji w Birmie informuje na bieżąco Stowarzyszenie Pomocy Więźniom Politycznym (AAPP), które dokumentuje ofiary krwawych działań wojskowych w tym kraju. Według danych tej organizacji reżim przetrzymuje prawie 3 tys. osób, z których zaledwie 54 zostały skazane, a 520 osób jest wciąż poszukiwanych. Jak do tej pory zginęło prawie 700 osób, jednak organizacja twierdzi, że rzeczywista liczba ofiar może być znacznie wyższa. „Jestem wstrząśnięty wiadomościami, które dotarły do nas z Birmy. Stopień brutalności, z jaką siły bezpieczeństwa atakowały protestujących w ten weekend, wydaje się być największy od początku puczu. Uzbrojone w sprzęt wojskowy siły bezpieczeństwa były najwyraźniej gotowe strzelać do każdego, kogo zobaczą na ulicach” – powiedział prezes Stowarzyszenia Pomocy Więźniom Politycznym Thomas Heine-Geldern.

Jego zdaniem nie zanosi się na koniec konfliktu. Zarówno wojsko, jak i protestujący nie zamierzają się poddać. Wojskowi uważają, że mają prawo do pacyfikacji zamieszek w dążeniu do stabilności i bezpieczeństwa. Z kolei protestujący są zdania, że kraj należy uwolnić od wojskowej dyktatury i przywrócić demokrację. „Sytuacja niestety może się jeszcze pogorszyć” – uważa Thomas Heine-Geldern.

Prezes Stowarzyszenia Pomocy Więźniom Politycznym podkreśla jednak, że widząc świadectwa Kościoła w Birmie, budzi się w nim nadzieja. „Szczególnie poruszający był widok zakonnicy klęczącej przed wojskiem i modlącej się o zakończenie przemocy. Budująca była także postawa księdza, który wraz z protestanckim pastorem zdołał wynegocjować zatrzymanie ataku na demonstrantów. Miejmy nadzieję, że takie przykłady zmiękczą serca odpowiedzialnych za to całe zło, które dzieje się w Birmie” – powiedział Heine-Geldern.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułUwaga, podszywają się pod spółdzielnię
Następny artykułObaliliśmy mit na temat Lewandowskiego. Mamy twarde dowody